piątek, 16 marca 2018

(8.) Wagary (część 2.)

Droga do szkoły wyjątkowo mi się tym razem dłużyła, mimo, że tato Eweliny szedł szybkim krokiem. W głowie kłębiły mi się różne niewesołe myśli. Myślałem o Ewelinie, która została teraz sama w mieszkaniu i z obolałą pupą płacze teraz w swoim pokoju. Ale ona przynajmniej lanie ma już za sobą, a ja dopiero zmierzam na spotkanie swojej kary. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, co mnie czeka. Ze szkoły mnie nie wyrzucą, ale o dobrym stopniu z zachowania mogę zapomnieć już definitywnie. Moja wychowawczyni – pani Teresa – na pewno nie będzie zachwycona, już po aferze z badaniem wyników mówiła, że się na mnie zawiodła. A teraz jeszcze zawiadomiła pewnie rodziców. Jeśli dowiedzą się wszystkiego, co narozrabiałem w tym semestrze, to pewnie też stracą cierpliwość tak, jak tato Eweliny. W najczarniejszych przewidywaniach widziałem teraz, jak w szkole dostaję burę i lanie od pani Teresy, a w domu poprawkę od rodziców. Ciekawe, jak mój trzynastoletni tyłek to wytrzyma…
Wreszcie dotarliśmy do szkoły. Tato Eweliny zapukał do drzwi pokoju nauczycielskiego i po chwili otworzyła je pani Teresa. Spojrzała na mnie krótko, po czym podziękowała ojcu mojej koleżanki za przyprowadzenie mnie i zamieniła z nim jeszcze kilka słów, zanim poszedł. W pokoju nauczycielskim nie było już nikogo, dochodziła 15.00 i większość nauczycieli poszła już pewnie do domu. Mimo to, pani Teresa nie pozwoliła mi tutaj zostać, tylko zaprowadziła mnie do małego pomieszczenia, z którego wejście było tylko z pokoju nauczycielskiego. Było tam jedynie biurko, szafa i kilka krzeseł. Nigdy wcześniej tu nie byłem, nie miałem pojęcia, że jest taki pokój. Moja wychowawczyni zamknęła za sobą drzwi, westchnęła i powiedziała powoli:
- Nie wiem, co się z tobą dzieje, Tomek. Zawsze byłeś wzorowym uczniem, w nauce i zachowaniu, a od siódmej klasy jakby coś w ciebie wstąpiło. Już trzy nauczycielki zgłaszały na ciebie skargi. Mimo to, przez wzgląd na twoją dobrą przeszłość, dawałam ci szanse. Nawet po tej sprawie z badaniem wyników, nie ukaraliśmy cię tak surowo, jak powinniśmy. Nie wezwaliśmy rodziców do szkoły, nie zawiadomiliśmy pana dyrektora. Dostałeś porządnie w tyłek i miałam nadzieję, że dzięki temu się opamiętasz. A tymczasem niedawno się dowiaduję od pani Grażyny, że pobiłeś chłopca z drugiej klasy…
- Ale to wcale nie było tak – zaprotestowałem
- Nie przerywaj mi! – ciągnęła – Pobiłeś młodszego ucznia, a teraz jeszcze wagary. Nie muszę chyba mówić, jak bardzo mnie to martwi, że się tak opuszczasz w zachowaniu. I wciąż myślę, że możesz wyrosnąć na porządnego chłopaka. Być może brakuje ci dyscypliny, nie wiem… Ale w tej sytuacji nie miałam już wyjścia i musiałam zawiadomić twoich rodziców. Twoja mama zaraz tutaj będzie.
Po tych słowach pani Teresa wyszła, zostawiając mnie w tym pokoiku. Usiadłem ostrożnie na krześle, czekając. Mijały długie minuty. Przez uchylone drzwi z pokoju nauczycielskiego nie dobiegały jednak żadne niepokojące dźwięki, tylko odgłos przekładania jakichś papierów. Pewnie pani Teresa sprawdzała klasówki. Dziwnie się czułem. Wprawdzie nie dostałem od niej nawet żadnej solidnej bury, nie mówiąc już o laniu, ale za to za chwilę moja mama dowie się o wszystkich moich „wyczynach” z tego półrocza. A najgorsze, że nie bardzo wiedziałem, jak ona może na to zareagować. Zawsze byłem spokojnym, grzecznym dzieckiem, więc nie było specjalnego problemu z karaniem mnie. Zadowolona teraz z pewnością nie będzie, ale czy zdecyduje się spuścić mi lanie? Może skończy się tylko na krzyku, na zakazie oglądania telewizji albo coś w tym rodzaju. Gorąco trzymałem się tej myśli. Lanie po tyłku od rodziców byłoby największym upokorzeniem jakie mogłem sobie wtedy wyobrazić. Ale znając moje fatum, które prześladuje mnie od kilku miesięcy, to pewnie i tak trzeba będzie dziś znowu wypiąć pupę do lania…
W końcu usłyszałem ciche pukanie do drzwi pokoju nauczycielskiego. Przysunąłem się do szpary w drzwiach mojego pomieszczenia, aby lepiej słyszeć. I tak, po chwili usłyszałem głos mojej mamy. Pani Teresa zaprosiła ją do środka. Przeprosiła za nagłe wezwanie jej do szkoły i zaczęła opowiadać o moim zachowaniu w tym semestrze. Mówiła o tym, że skarżą się na mnie nauczyciele, zwłaszcza pani od polskiego (no, jasne, a jakże!), powiedziała o tym rzekomym „pobiciu” drugoklasisty, oraz bardzo szeroko o dzisiejszych wagarach. Wreszcie powiedziała, że na dzień dzisiejszy grozi mi „naganne” z zachowania i może uda się to jedynie wyciągnąć na „nieodpowiednie”. Moja mama powiedziała, że rozumie, że przyjmuje to wszystko do wiadomości po czym zapytała, czy skoro już tu jest, może zobaczyć moje oceny z różnych przedmiotów. Sądząc po odgłosach, pani Teresa pokazała jej dziennik i przekartkowała strony z ocenami. Po chwili moja wychowawczyni odezwała się znowu:
- Z nauką nie jest u niego źle, wręcz bardzo dobrze, ale zachowanie to dramat. Dlatego właśnie wezwałam panią. Zdaję sobie sprawę, że Tomek wchodzi w trudny wiek, dlatego właśnie chciałam uczulić państwa, że może trzeba będzie poświęcić mu teraz więcej uwagi i być może zmienić środki dyscyplinujące.
- Rozumiem, ale co konkretnie ma pani na myśli? – zapytała moja mama
- Z doświadczenia wiem, że chłopcom, którzy byli bardzo spokojni w dzieciństwie, często po wejściu w wiek dojrzewania „odbija” bardziej niż innym. Obawiam się, że tak może być właśnie u Tomka. I ważne jest, aby wówczas stanowczo zareagować już na początku, zanim to zachowanie będzie nie do opanowania.
- Bardzo słusznie. Ale co w takim razie powinnam zrobić, pani zdaniem?
- Moją radą jest, aby sprawić mu porządne lanie po pupie. Za każdym razem, gdy łamie ustalone zasady. Chłopak wówczas wie, że skoro jego zachowanie się zmienia, to i kary wobec niego stosowane też się zmieniają. W podobnych przypadkach często sugeruję tą metodę rodzicom i zwykle po jakimś czasie mówią mi, że to podziałało. Myślę, że u Tomka teraz jest właśnie ten moment, żeby przykręcić mu śrubę.
- Rozumiem, dziękuję za rady. Czy to już wszystko? – spokojnie powiedziała moja mama.
- Właściwie tak – powiedziała pani Teresa – Mam tylko jeszcze dla pani taką propozycję. Rodzice, którzy są wzywani do szkoły w takich sytuacjach, często chcą wymierzyć dziecku karę natychmiast. Wówczas udostępniamy im takie małe pomieszczenie, tutaj obok, gdzie w spokoju mogą się tym zająć…
- Proszę mówić dalej.
- Gdyby chciała pani skorzystać z tej możliwości, Tomek jest w tym pokoiku. Może pani zamknąć się z nim tam na kwadrans, pół godziny, ile będzie potrzeba. W szufladzie biurka które tam stoi jest kilka pasków, drewniana linijka, bambusowy kijek, w zależności od tego, co pani preferuje. Proszę się nie krępować.
Po tych słowach jakby ktoś uderzył mnie młotkiem w głowę. Już wiedziałem, do czego służy to pomieszczenie. Jego ściany słyszały pewnie tysiące krzyków uczniów, na których tyłki spadały razy pasem i linijką. A teraz pewnie do grona zlanych tutaj pośladków dołączą moje. Spodziewałem się lania najwcześniej w domu, a tymczasem zostało mi pewnie kilkadziesiąt sekund. Skuliłem się ze strachu na krześle, gdy otworzyły się drzwi.
- Wstawaj, idziemy do domu – powiedziała do mnie mama, a ja spojrzałem na nią ze zdziwieniem. Następnie zwróciła się do pani Teresy – Dziękuję za propozycję, ale policzę się z nim w domu.
- Proszę bardzo, jak pani woli – skwitowała moja wychowawczyni, żegnając się.
Wcale mi jednak nie ulżyło. Jeśli moja mama wzięła sobie do serca rady pani Teresy, a na to wyglądało, to lańsko dostanę w domu. Co za różnica, to tylko odroczony wyrok, parę minut strachu dłużej…
W domu upewniłem się jeszcze w tym przekonaniu.
- Idź do siebie! – rozkazała mi mama stanowczo, gdy tylko przekroczyliśmy próg. Powlokłem się do swojego pokoju i rozejrzałem wokoło. Ciekawe, gdzie to się odbędzie? Na łóżku? A może przy biurku? Uprzątnąłem szybko rzeczy z biurka – będzie się można oprzeć o blat, zawsze to bardziej „po męsku” niż przez kolano. Po chwili przyszła moja mama. Nie trzymała żadnego paska, ani linijki, więc uznałem, że będzie lanie ręką. To jeszcze pół biedy. Tymczasem ona odezwała się:
- Dużo ciekawych rzeczy się dzisiaj o Tobie dowiedziałam…
Spuściłem głowę, a ona kontynuowała:
- Nie jestem zachwycona tym wszystkim, ale spodziewałam się, że to w końcu kiedyś nadejdzie. Prawie każdy przechodzi taki głupi wiek. Mam nadzieję, że wyciągniesz z tego właściwe wnioski. Widziałam twoje oceny, są wspaniałe, więc liczę, że przez głupoty w głowie nie zepsujesz swojej pracy.
- Na pewno nie – zapewniłem szybko
- A te oceny z zachowania, cóż, ładnie to nie będzie wyglądać, ale one liczyć się będą dopiero przy zdawaniu do liceum, więc mam nadzieję, że przez ten rok się poprawisz. W każdym razie będę teraz zwracać na ciebie większą uwagę, może kilka razy zatelefonuję do szkoły sprawdzić jak się sprawujesz. No, to chyba wszystko, za pół godziny obiad.
- Wszystko? Czyli nie dostanę lania? – wykrzyknąłem z radości, zanim zdążyłem ugryźć się w język
- A chcesz? – mama spojrzała na mnie podejrzliwie
- Nie, no jasne, że nie!
- No właśnie – powiedziała – Za dzisiejsze wagary masz zakaz oglądania telewizji do Świąt. Ale pilnuj się. Tak jak powiedziałam, będę teraz bardziej zwracać uwagę na twoje sprawowanie w szkole. To, że staram się rozumieć twoje wybryki nie oznacza, że zawsze będę im pobłażać. Pani Teresa ma rację – musisz czuć nad sobą dyscyplinę. Dlatego jeśli zaczniesz wyraźnie gorzej się uczyć, albo będzie znowu tyle skarg na ciebie, to zapowiadam ci, że tego lania się doczekasz. I nie będzie musiała mi twoja wychowawczyni o tym przypominać. Sama ściągnę ci majtki i wlepię takie lanie na goły tyłek, że się nie pozbierasz.
Mieliście tak kiedyś, że ogarnęło was takie niesamowite uczucie ulgi? Tak wielkie, że aż nie wiedzieliście, co ze sobą zrobić? Tak wielkie, że aż było Wam głupio, że tak bardzo się baliście? Ja tak miałem przez całą resztę tamtego dnia. Przez całe życie nie zrobiłem sobie tylu mocnych postanowień poprawy, co wtedy. No i nie ma żadnego fatum! To ja decyduję o tym, co mi się przytrafia.
Następnego dnia w szkole spotkałem Ewelinę na schodach do szatni. Głupio mi było przyznać się, że nie poniosłem właściwie żadnej kary, a ona dostała lanie. Niestety, właśnie o to zapytała na początku:
- Cześć! I jak, dostałeś mocne rżnięcie wczoraj?
- No… właśnie wcale nie dostałem. Tylko burę i zakaz oglądania telewizji.
A ona wtedy… uśmiechnęła się. Widać było, że naprawdę cieszy się moim szczęściem.
- I dobrze, nie należało ci się – powiedziała.
 (pierwotnie opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl dnia 05.06.2012)

czwartek, 1 marca 2018

(7.) Wagary (część 1.)

Po ostatnim laniu w toalecie miałem wszystkiego dość i długo nie mogłem dojść do siebie. Nie z powodu bólu, bo przecież nie dostałem mocno. Znowu prześladowało mnie to uczucie upokorzenia. Znowu ktoś oglądał mój goły tyłek, znowu zostałem potraktowany jak małe dziecko. I to akurat w okresie, gdy bardzo się starałem, żeby nie wpaść w żadne kłopoty. Uczyłem się pilnie, przykładałem do zadań domowych, kontrolowałem zachowanie, zdobywałem świetne oceny – wydawało się, że wszystko wraca do normy. A tu jeden głupi zbieg okoliczności i wszystko to na marne. Jeśli pani Grażyna porozmawia z moją wychowawczynią, to o pozytywnym stopniu z zachowania mogę zapomnieć. A tak starałem się odbudować moją opinię po aferze z badaniem wyników. I już tak dobrze szło… Uznałem, że to musi być jakieś fatum, że nieważne jak bardzo będę się starać, to i tak nic z tego nie wyjdzie…
Dlatego zupełnie zmieniło mi się teraz nastawienie. Zacząłem mieć wszystko gdzieś, lekcje, zadania domowe, zachowanie. Na szczęście było już tylko kilka dni do przerwy świątecznej, lekcje były luźniejsze, żadnych sprawdzianów, więc nie zaprzepaściłem tym osobistym buntem dokonań wypracowanych przez poprzednie tygodnie. Ale po Nowym Roku też nie zamierzałem się jakoś szczególnie przykładać. Bo i po co?! Już się starałem, uważałem, a tu przyszedł szczeniak z drugiej klasy i wszystko zepsuł… Więc pewnie następnym razem będzie tak samo. Pewnie prędzej czy później znowu dostanę lanie nie z własnej winy. Właściwie tylko to mnie teraz zastanawiało. Jak tak dalej pójdzie, to zanim skończę szkołę wszyscy nauczyciele zdążą przetrzepać mi pupę. Mój goły tyłek widziały już: pani Ania, pani Marlena, pani Aldona, a teraz pani Grażyna. Kto następny…?
Koniecznie chciałem się komuś wygadać, porozmawiać o tym pechu, o laniu, o braku motywacji, o tym, co się ze mną dzieje. Ale z kim? No przecież nie z rodzicami. Nie miałem też zaufanych przyjaciół, nie byłem blisko z kuzynami… A z kolegów? Przychodziły mi do głowy tylko dwie osoby. Patryk i Ewelina. Oni musieli wiedzieć co czuję, bo sami dostali upokarzające lanie w szkole, pewnie trochę by mnie zrozumieli. Ale Ewelina unikała mnie od tygodni, a Patryk był akurat chory i pewnie przed Świętami nie pojawi się już w szkole…
19.grudnia po lekcjach jak zwykle zszedłem do szatni. Znudzony otwierałem swoją szafkę, ale pocieszałem się, że jeszcze tylko dwa dni szkoły, a potem prawie dwa tygodnie przerwy. Pogrążony w tych myślach nie zauważyłem początkowo, że na dnie szafki leży jakaś kartka. Dojrzałem ją dopiero, gdy ubrałem już kurtkę. Musiała zostać wsunięta przez szczelinę pod drzwiami szafki. Wziąłem ją do ręki i odczytałem znajome pismo: „Wagary jutro? 8.00 na przystanku autob. Jak cię nie będzie, ide sama. E.”
Nie wiedziałem, co skłoniło Ewelinę, aby znowu nawiązać ze mną kontakt, ale pomysł mi się spodobał. Szkołę i tak wtedy miałem gdzieś. Następnego dnia ubrałem się i wyszedłem jak zwykle do szkoły o 7.30, ale po przejściu 3/4 drogi skręciłem na przystanek autobusowy komunikacji miejskiej. Ewelina już tam czekała. W grubej, zimowej kurtce i czapce „z uszami” ledwo ją poznałem. Sam też miałem zresztą grubą kurtkę i czapkę. Dzień był zimowy, sypał drobny śnieg, trochę wiało i był lekki mróz. Oprócz Eweliny na przystanku nikogo nie było. Podszedłem do niej, ale szepnęła mi tylko: „Jedziemy do końca, na działki, na razie udawajmy, że się nie znamy”.
Kilka minut po ósmej nadjechał autobus. Wsiedliśmy do niego różnymi drzwiami i usiedliśmy daleko od siebie. Odczuwałem jakąś dziwną radość wyobrażając sobie, że w szkole właśnie zaczynają się lekcje, a moje miejsce w ławce jest puste. Nie myślałem o konsekwencjach, o tym jak wytłumaczę swoją nieobecność rodzicom, bo przecież kiedyś ona wyjdzie na jaw. Żyłem chwilą.
Po 15 minutach jazdy znaleźliśmy się na pętli na obrzeżach miasta, gdzie zaczynały się rozległe ogródki działkowe. W zimie prawie nikt tam nie zaglądał, ale brama na szczęście była otwarta. Dopiero za bramą, gdy od ulicy oddzielał nas żywopłot, Ewelina odezwała się do mnie:
- No, tu będziemy mieć spokój. Sorry za tą konspirację na przystanku, ale po tym badaniu wyników nauczyłam się więcej ostrożności.
- I dobrze. Dwójka uczniów razem na przystanku, w momencie gdy zaczynają się lekcje, na pewno wyglądałaby podejrzanie – przyznałem.
I poszliśmy w milczeniu w głąb działek. Śnieg prószył, a my szliśmy opustoszałymi alejkami, pomiędzy ponurymi drzewami, martwymi żywopłotami i przysypanymi białym puchem dachami altanek. Im dalej od ulicy, tym bardziej przejmująca panowała tu cisza. Słychać było tylko szum wiatru i odgłos naszych kroków, chrupiących butami po świeżym śniegu.
W końcu Ewelina odezwała się znowu:
- Tomek, przepraszam, że tak długo cię unikałam. Zrozum, po tym laniu wtedy… ja naprawdę chciałam… , ale nie mogłam…
- Rozumiem – powiedziałem – Na pewno było ci wstyd i w ogóle. Stałaś z gołym tyłkiem przed chłopakiem…
- Nie. To znaczy to też. Ale bardziej mi było głupio, że ciebie w to wciągnęłam. Że dostałeś lanie w sumie przeze mnie… Potem przez wiele tygodni miałam wyrzuty sumienia, bałam się spojrzeć ci w oczy…
- Daj spokój, nie przejmuj się. Sam chciałem przyłączyć się do spisku i nic strasznego się przecież nie stało. A zresztą, ostatnio dostaję lanie średnio raz w miesiącu...
I wtedy poczułem, że mogę podzielić się z nią wszystkim. To było takie niezwykłe uczucie, takiej jakby lekkości. Opowiedziałem jej o moich przypadkach, o tych nie do końca zasłużonych laniach, o tym, że to jest jakby fatum. A ona zrozumiała, kiwała głową, potakiwała. Nie musiała nawet nic mówić, a ja i tak poczułem się lepiej. Wystarczyło, że się wygadałem komuś, kto w moim przekonaniu chociaż trochę mnie rozumiał. A potem Ewelina zwierzała się mi ze swoich problemów. Mówiła o tym, że zawsze była wzorową uczennicą, a po tym laniu coś w niej jakby pękło, przestała się dobrze uczyć. Chociaż nadal bardzo się starała, ale coś ją jakby blokowało. Mówiła, że jej rodzice zauważyli, że opuściła się w nauce. Tato przeprowadził z nią nawet niedawno poważną rozmowę, zagroził, że jeśli nie poprawi ocen, to zastosuje „inne środki wychowawcze”. Powiedziała, że od czasu tej rozmowy idzie jej jeszcze gorzej, boi się, że jak nie będzie się lepiej uczyć, to dostanie od taty lanie, czego bardzo nie chce, ale im bardziej o tym myśli, tym gorzej się uczy. Błędne koło. I chociaż nie wiedziałem, co jej poradzić, to pocieszałem ją, zaproponowałem, że możemy się uczyć razem niektórych przedmiotów, zwłaszcza tych, które mamy z tymi samymi nauczycielami. I chyba jej też trochę zrobiło się lepiej, gdy podzieliła się ze mną tym wszystkim.
Tak minęło nam na działkach kilka godzin. Rozmawialiśmy już potem o wszystkim, o szkole, o wakacjach. Nawet nie zauważyłem, gdy zrobiło się już po 12.00. Ewelina powiedziała, że musimy wrócić o takiej porze, aby być w domach po 14.00 – tak jakbyśmy normalnie przyszli ze szkoły. Zatem mieliśmy spędzić jeszcze godzinę na działkach. Powoli krążyliśmy po alejkach, było tak wspaniale, beztrosko…
Bez przeszkód dotarliśmy na nasze osiedle. Postanowiłem, że odprowadzę Ewelinę do jej mieszkania, twierdziła, że nikogo jeszcze u niej nie będzie w domu, rodzice pracują do 15.00. Mieszkała na parterze, więc wspięliśmy się po kilku schodach i dziewczyna włożyła klucz do zamka. Ale drzwi były otwarte. Pchnęła je i zaniemówiła. W korytarzu stał jej tato z bardzo groźnym wyrazem twarzy.
- Do środka – powiedział tylko, gdy staliśmy na progu wahając się co robić. Weszliśmy powoli, a ja ostrożnie zamknąłem za sobą drzwi, z duszą na ramieniu.
- Twoja wychowawczyni zadzwoniła dziś rano do mnie, pytając czy coś się stało, bo nie pojawiłaś się w szkole. Zwolniłem się z pracy, przyjechałem do domu, a gdy cię nie zastałem zrozumiałem, że poszłaś sobie na wagary. Poszedłem do szkoły i sprawdziliśmy, kto jeszcze z siódmych klas nie przyszedł dziś na lekcje, mimo że nie jest chory. Ty, kolego, masz na imię Tomek, prawda? – spojrzał na mnie
- Tak, proszę pana – wydukałem
- No, to wszystko jasne! – powiedział triumfalnie tato Eweliny – Stójcie tu.
Po czym wziął telefon i wykręcił jakiś numer.
- Z panią Dobrowolską poproszę – rzucił do słuchawki, a po chwili – To znowu ja. Tak, jest, właśnie przyszli… Dobrze, przyprowadzę go. Kiedy pani kończy lekcje?… Dobrze, za kwadrans.
Odłożył słuchawkę i znowu zwrócił się do mnie:
- Zaraz odprowadzę cię do szkoły, twoja wychowawczyni czeka na ciebie, mam nadzieję, że zawiadomi też twoich rodziców. Stój tutaj i nie uciekaj, bo to bez sensu. Jak nie przyprowadzę cię zaraz do szkoły, to jeszcze pogorszysz swoją sytuację. A ty, moja panno – spojrzał na Ewelinę – Doigrałaś się. Ostrzegałem cię, że jak się nic nie zmieni, to inaczej porozmawiamy. Do pokoju! – rozkazał jej tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Ewelina powlokła się do pokoju. Jej tato wziął tymczasem skórzany pas, który leżał na szafce i poszedł za nią.
- Ściągaj spodnie! – usłyszałem po chwili jego głos i szloch Eweliny. Już wiedziałem, co się za chwilę wydarzy. Po chwili pierwsze odgłosy pasa na tyłku Eweliny przerwały złowrogą ciszę. Mimo przerażenia całą sytuacją, podkradłem się drzwi pokoju i ostrożnie wyjrzałem zza framugi. Ewelina leżała przełożona przez oparcie fotela. Spodnie miała spuszczone do kolan, na jej wypięty tyłek w majtkach ojciec wymierzał kolejne, solidne uderzenia paskiem. Po każdym z nich krzyczała przez łzy, ale leżała spokojnie, nawet nie próbowała się poruszyć. Musiała czuć ogromny respekt przed ojcem, wiedziała, że każda próba oporu pogorszy jej sytuację. Mniej więcej po dwudziestym uderzeniu jej tato powiedział nagle:
- Ściągaj majtki teraz!
- Nie, tato, proszę… – zachlipała
- Ale już!
Jego głos był tak stanowczy, że posłusznie zsunęła majtki, a ja znowu zobaczyłem jej nagie pośladki, ten widok, który prześladował mnie w myślach przez ostatnie tygodnie. Były piękne, a teraz – przełożone przez oparcie fotela – wyglądały zupełnie inaczej niż ostatnio. Były takie krągłe, gładkie. Znowu fala gorąca uderzyła mnie w skronie, ale też szybciej niż zwykle opuściła mnie. Zrezygnowana Ewelina leżała bezradnie i płacząc jak dziecko przyjmowała na pupę kolejne razy. Współczułem jej całym sobą. Ale nie mogłem nic zrobić.
Nagle uzmysłowiłem sobie, że mogę zrobić jedno – nie mogę jej pomóc, ale nie muszę gapić się jak głupi na scenę jej upokorzenia. Spojrzałem ostatni raz na gołą pupę mojej koleżanki, na którą właśnie spadł kolejny pas, spojrzałem ze współczuciem na jej zapłakaną twarz i wycofałem się w najdalszy kąt korytarza. Przez dzwoniące mi w uszach odgłosy paska uderzającego o tyłek Eweliny, do mojej świadomości przebijały się już teraz inne myśli. Za chwilę tato Eweliny zaprowadzi mnie do szkoły. Tam już czeka moja wychowawczyni, może nawet zadzwoniła po rodziców. W półroczu, w którym już tyle nawywijałem, teraz jeszcze bezczelne wagary. Aż bałem się pomyśleć, jaka kara mnie za to spotka…
(CIĄG DALSZY NASTĄPI)
(pierwotnie opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl dnia 31.05.2012)