Świat skończył się jakieś pół godziny temu. Od tamtego momentu
rozpoczął się jakiś inny świat, inny czas, inna rzeczywistość.
W której stałem w kącie pomiędzy szafą a ścianą dużego pokoju
naszego mieszkania. Spodnie i zielone majtki (tak, te z logo "Top
Secret") miałem zsunięte kilka centymetrów poniżej tyłka.
Tyłka, którego czerwień ustępowała w tej chwili tylko czerwieni
moich policzków, płonących ze złości, wstydu i zażenowania.
Jakieś pół godziny Mama zaczęła prać mi tyłek swoim gumowym
kapciem i w ten właśnie sposób spełniło się to, czego przez
całe dzieciństwo tak bardzo się bałem... A teraz? Czy już nie
było czego się bać? Skoro nic gorszego już nie może się
zdarzyć, to chyba właśnie tak powinno być, najgorsze miałem już
za sobą... Przeżyłem. Ale w jakim stanie - tego nie potrafiłem
określić, dopiero wracałem do siebie. I stwierdzałem, że z każdą
minutą wcale nie było lepiej... Było gorzej.
Samo lanie trwało dobre pięć minut. Mama z ogromną
zapamiętałością prała mnie na goły tyłek swoim klapkiem.
Dostałem chyba ze 40, może 50 klapsów na każdy pośladek, czyli w
sumie pewnie około setki, ale nie potrafiłem tego dokładnie
oszacować. Oczywiście swoje znaczenie miało to, że narzędziem
był "tylko" klapek. Setki pasów bym nie przeżył. Ale i
tak tyłek pulsował mi jak oszalały i miałem wrażenie, że nie
zmieszczę się w swoje majtki. Gdy w końcu będę mógł je
założyć, a na to się nie zanosiło... Po zakończonym laniu, Mama
pchnęła mnie do kąta i kazała mi tam stać przez pół godziny, a
gdy tylko sięgnąłem ręką do spodni, aby je podciągnąć,
dostałem strzała klapkiem na rękę, a potem jeszcze dwa takie na
tyłek, że aż zawyłem. "Ubierzesz się, jak ci pozwolę!"
- usłyszałem tylko, po czym Mama wyszła z pokoju i zaczęła się
hałaśliwie krzątać w którymś z pomieszczeń.
Ja tymczasem stałem w kącie jak głupi z gołą pupą i miałem
ochotę rozpaść się na kawałki. W trakcie lania dopadł mnie
jakiś marazm, nagle przestałem odczuwać wszelkie emocje,
spowolniło mi się myślenie, nawet ból był jakby słabszy.
Przypuszczałem, że to mój mózg wytworzył jakąś taką swoistą
blokadę, żebym tam nie zwariował od zalewających mnie
wściekłości, wstydu, upokorzenia, strachu. Ale to nie mogło trwać
wiecznie. Teraz wszystko wracało, ze zdwojoną siłą. Cały się
trzęsłem, jakbym stał na mrozie, chociaż było gorąco i duszno.
Poczucie wstydu też dopiero do mnie docierało. Miałem 14 lat,
okres dojrzewania już się u mnie rozpoczął, pośladki miałem
jeszcze gładkie, ale z przodu już pojawiały się pierwsze włoski.
I jeśli ktoś mógł mnie teraz oglądać nago, to tylko jakaś
atrakcyjna dziewczyna, a nie rodzice... A tymczasem od pół godziny
świecę przed moją Mamą gołym tyłkiem, patrzyła na niego z
bliska dając mi klapsy... Jak ja jej teraz spojrzę w oczy, jak
będziemy jeść przy jednym stole, składać sobie świąteczne
życzenia, rozmawiać o moich planach na przyszłość, chodzić na
zakupy...? Nie wyobrażałem sobie tego. Jeśli ziemia się za chwilę
nie otworzy i mnie nie pochłonie, to powinienem gdzieś wyjechać.
Na przykład do szkoły z internatem i pojawiać się w domu tylko
dwa razy w roku, na Święta...
Owszem, powiecie, że sam sobie na to zasłużyłem. Nie trzeba było
pyskować, tylko pokornie przyjąć karę, która żadnego lania,
nawet przez spodnie, nie przewidywała. Ale perspektywa utraty
możliwości gry w szkolnej drużynie piłkarskiej, i to przez taki
głupi wybryk, była dla mnie nie do przyjęcia. Dlatego straciłem
nad sobą kontrolę, nerwy mi puściły i "poleciałem"
wiązanką najbardziej "klasycznych" epitetów ("Nie
możecie mi tego zrobić", "To przez was, chcecie mi zrobić
na złość", "Nienawidzę was"). No i teraz mam, na
co zasłużyłem...
Nie byłem pewny, czy pół godziny już minęło, ale Mama ponownie
pojawiła się w dużym pokoju.
- I jak tam? - usłyszałem jej głos za plecami
W odpowiedzi tylko wzruszyłem ramionami.
- Co, masz ochotę na więcej? - jej głos znowu zdradzał niebezpieczne oznaki zdenerwowania
- Nie... - burknąłem
- Tomek... - syknęła ostrzegawczo, po czym podeszła do mnie i zimną dłonią dotknęła moich rozpalonych pośladków
- Oj zostaw! - wzdrygnąłem się, może nieco zbyt gwałtownie, i machnąłem ręką, jakbym chciał odgonić muchę
- Ty chyba nic nie rozumiesz - powiedziała Mama przez zęby - Zostawię wtedy, kiedy uznam że już ci wystarczy. A teraz wypnij się.
- Mamo, przepraszam... - jęknąłem - Proszę, już nie...
- WY-PNIJ SIĘ!
Nie mogłem nie spełnić tego polecenia... Odsunąłem się od ściany o pół kroku, pochyliłem się i oparłem dłonie na kolanach, wypinając goły tyłek... Mama bez zbędnych ceregieli przyłożyła mi pięć solidnych klapsów ręką.
- No, chyba na dziś ci już wystarczy - stwierdziła - Wyprostuj się.
Wstałem i wciągnąłem majtki. Mama nie protestowała, za to złapała mnie mocno za koszulkę i wyprowadziła z salonu.
- I jak tam? - usłyszałem jej głos za plecami
W odpowiedzi tylko wzruszyłem ramionami.
- Co, masz ochotę na więcej? - jej głos znowu zdradzał niebezpieczne oznaki zdenerwowania
- Nie... - burknąłem
- Tomek... - syknęła ostrzegawczo, po czym podeszła do mnie i zimną dłonią dotknęła moich rozpalonych pośladków
- Oj zostaw! - wzdrygnąłem się, może nieco zbyt gwałtownie, i machnąłem ręką, jakbym chciał odgonić muchę
- Ty chyba nic nie rozumiesz - powiedziała Mama przez zęby - Zostawię wtedy, kiedy uznam że już ci wystarczy. A teraz wypnij się.
- Mamo, przepraszam... - jęknąłem - Proszę, już nie...
- WY-PNIJ SIĘ!
Nie mogłem nie spełnić tego polecenia... Odsunąłem się od ściany o pół kroku, pochyliłem się i oparłem dłonie na kolanach, wypinając goły tyłek... Mama bez zbędnych ceregieli przyłożyła mi pięć solidnych klapsów ręką.
- No, chyba na dziś ci już wystarczy - stwierdziła - Wyprostuj się.
Wstałem i wciągnąłem majtki. Mama nie protestowała, za to złapała mnie mocno za koszulkę i wyprowadziła z salonu.
Zostałem zaprowadzony do mojego pokoju. Pokoju, który wyglądał
zupełnie inaczej niż godzinę temu, kiedy z niego wychodziłem.
Mama opróżniła go niemal ze wszystkiego, co mogło być źródłem
przyjemności lub rozrywki. Zniknęło radio, telewizor, konsola do
gier, wszystkie czasopisma, a nawet wszystkie książki oprócz
podręczników szkolnych. Przy łóżku pojawiła się za to butelka
wody, stare wiadro, mały ręcznik i... rolka papieru toaletowego.
- Od tej chwili aż do przyszłej niedzieli to jest twój areszt - oświadczyła Mama - Przez te najbliższe osiem dni nie wychodzisz stąd ani na moment.
- A szkoła? - zapytałem zdziwiony - Muszę chodzić do szkoły przecież.
- W czwartek jest Boże Ciało, a w piątek po nim - wolne. Opuścisz tylko trzy dni: od poniedziałku do środy. Zresztą, oceny już wystawione. Napiszę ci usprawiedliwienie, że jesteś chory.
- Nie jestem chory... - bąknąłem
- Trochę jesteś - stwierdziła Mama - Nie możesz siedzieć na krześle. A jeśli uważasz, że możesz, to w każdej chwili możemy to zmienić. Zrozumiano?
- Tak...
- No, ja myślę. A teraz słuchaj dalej i nie próbuj mi przerywać - ciągnęła - Cały czas siedzisz w swoim pokoju. Będziesz miał dużo czasu, żeby zastanowić się nad swoim postępowaniem. Zamknę cię tutaj na klucz. Żadnego wychodzenia, żadnych kolegów, żadnych telefonów, żadnej rozrywki. Nawet posiłki będziesz jadł tutaj. Dostaniesz do pokoju śniadanie, obiad i kolację, oraz owoce na podwieczorek. Będziesz mógł pójść do łazienki na 10 minut każdego dnia rano i na 20 minut wieczorem. I ani minuty więcej, rozumiesz?
- A do toalety?
- Masz tutaj wiadro.
- Ale nie chodzi mi o sikanie, tylko...
- Masz tutaj wiadro...
- To jest okrutne! - krzyknąłem
- Kiedyś ludzie załatwiali się tylko w krzakach. Zresztą masz swój czas wieczorem - powiedziała Mama beznamiętnie - I od tej chwili ani słowa. Jeszcze raz coś oprotestujesz, dostaniesz w tyłek. Tym razem już pasem. Przekroczysz swój czas w łazience - dostaniesz pasem. Przemycisz coś do pokoju - dostaniesz pasem. Wszystko jasne?
- Tak
- Aha, jeszcze jedno. Pozostałe kary wciąż obowiązują. Zakaz wychodzenia na imprezy i zakaz gry w drużynie. Lanie i stanie w kącie było za pyskowanie w trakcie naszej poważnej rozmowy. A teraz zaczynasz dopiero karę za twoje nocne ekscesy.
Po tym Mama zamknęła za sobą drzwi i przekręciła w nich klucz. A ja opadłem na łóżko i przez dłuższą chwilę nie mogłem wykonać żadnego ruchu. Zrozumiałem, że byłem na dnie czarnej dziury. Niedługo potem zasnąłem.
Gdy się ocknąłem, słońce już zachodziło. Około 19:00 Mama bez słowa wstawiła mi do pokoju kolację. Godzinę potem wyprowadziła mnie do łazienki na ustalone 20 minut. O 21:00 już byłem w łóżku. Tak minął pierwszy dzień po końcu świata.
Kolejne dni. czyli niedziela i poniedziałek, minęły równie szybko i podobnie bez żadnych atrakcji. Wydawałoby się, że spędzanie długich godzin w pokoju, w którym nie bardzo jest czym się zająć, będzie torturą. Ale gdy już się oswoiłem z tą sytuacją, musiałem przyznać, że to jest zdecydowanie najmniej dotkliwa część mojej kary. Nigdy nie byłem zbyt towarzyski, samotność mi nie przeszkadzała, więc i brak kontaktu z kimkolwiek niespecjalnie mi doskwierał. Trzy razy dziennie dostawałem gotowe jedzenie do pokoju, nie musiałem potem nawet zmywać po sobie. Trochę jak w hotelu! Na początku obawiałem się, że będę musiał załatwiać większą potrzebę do wiadra, ale i to okazało się przesadną obawą. Wieczorne 20 minut w łazience spokojnie wystarczało mi na prysznic, mycie zębów i załatwienie się. A co do zajęć - w tak ograniczonym środowisku szybko znalazłem swoje miejsce. Przeczytałem parę lektur już na ósmą klasę. Powtórzyłem sporo rzeczy z siódmej klasy, zwłaszcza tych, których na lekcji nie do końca zrozumiałem - takie utrwalenie materiału zawsze się przyda. Posegregowałem stare zeszyty na te jeszcze potrzebne i te, które już można wynieść do piwnicy (a Mama - o dziwo! - nawet mi pusty karton wstawiła do pokoju na te zbędne zeszyty). Ten areszt wcale nie był taki zły! Jedyną przykrość sprawiała mi myśl o drużynie piłkarskiej, w której już nigdy miałem nie zagrać. Pocieszałem się jednak, że do września (a to jeszcze ponad 3 miesiące) rodzice się udobruchają, złość im przejdzie, zresztą - wiele się może zdarzyć przez wakacje. Oczywiście, muszę się jeszcze bardziej pilnować niż do tej pory, a o próbach podrywania koleżanek (zwłaszcza starszych) muszę zapomnieć. Widok roznegliżowanych dziewczyn na imprezie doprowadził Mamę do szewskiej pasji. Cudem udało mi się ją przekonać, że nie miałem z nimi nic wspólnego. Gdybym jednak wpadł na jakiejkolwiek czynności chociaż trochę związanej z seksem (nawet niewinnych pocałunkach czy obłapianiu tyłka), mój areszt spokojnie mógłbym przedłużyć o kilka lat.
Pierwszy kryzys nadszedł we wtorek. Przed południem uzmysłowiłem sobie, że jeszcze 6 dni aresztu, a ile można czytać książki, zwłaszcza jeśli to są podręczniki szkolne... Potem poczułem, że powinienem udać się do toalety, mimo że poprzedniego dnia wieczorem załatwiłem wszystko co trzeba. Niestety, najbliższa okazja dopiero o dwudziestej, a mój brzuch najwyraźniej nie zamierzał pozwolić mi tak długo czekać... Nigdy w życiu nie waliłem kupy do wiadra, ale teraz nie miałem wyjścia. Zasunąłem zasłony w oknach, aby stworzyć chociaż namiastkę prywatności i usiadłem gołym tyłkiem na wiadrze, stojącym na środku mojego pokoju. Nie było to przyjemne, czułem się jak na nocniku, ale w końcu się udało. Parę minut później usłyszałem dźwięk domofonu. W mieszkaniu nikogo nie było, rodzice byli w pracy a ja zamknięty w swoim pokoju, więc mógł sobie dzwonić do śmierci... wiadomo jakiej. To pewnie listonosz, więc rodziców czeka spacerek na pocztę z awizem. Mimowolnie wyjrzałem jednak przez okno, które z mojego pokoju wychodziło akurat na tę stronę bloku gdzie było wejście do klatki schodowej. Wyjrzałem i zamarłem. Przy domofonie stała Beata.
Błyskawicznie odsunąłem zasłony i otworzyłem okno. Krzycząc i machając rękami zwróciłem jej uwagę. Zaraz podeszła pod moje okno, ale ponieważ mieszkaliśmy na trzecim piętrze, kontakt słowny był utrudniony, a nie chciałem wrzeszczeć na pół osiedla, że mam areszt domowy. Szybko jednak wpadłem na pomysł. Znalazłem w biurku długi sznurek, obciążyłem go zszywaczem i przywiązałem karteczkę z krótką notką, po czym opuściłem ją ostrożnie, aby nikomu z sąsiadów pode mną nie przyrąbać w parapet albo w okno. Beata miała plecak szkolny, więc swobodnie mogła mi odpisywać siedząc na ławce przed blokiem, a potem przywiązując kartki do sznurka, który wciągałem:
T: "Hej, mam areszt domowy, dlatego nie było mnie wczoraj w szkole i nie będzie do końca tygodnia"
B: "Ojej, co się stało?"
T: "Byłem na urodzinach kolegi w piątek, byli też jego starsi koledzy i mieli alkohol. I spróbowałem trochę. Dlatego zasnąłem w trakcie, a jak się obudziłem to była już 4:00 rano, a miałem wrócić do północy"
B: "To faktycznie kiepsko... Lanie też dostałeś?"
T: "Tak, od mamy. Gumowym klapkiem i ręką"
B: "Biedaku... Bardzo boli?"
T: "Teraz już nie, ale w sobotę trochę bolało..."
B: "Szkoda że mnie wtedy nie było. Pomasowałabym ci i może by było trochę lepiej"
T: "Dobrze, że cię nie było. Mama była wściekła jak osa, zresztą i tak by cię do mnie nie wpuściła. Nie mogę wychodzić z pokoju nawet na posiłki, jem w pokoju"
B: "To kiepsko... "
T: "No, jest trochę nudno, ale jakoś da się przeżyć. Ale Ty... nie jesteś na mnie zła?"
B: "Za co?"
T: "No, że piłem alkohol na imprezie"
B: "Coś Ty! Jesteśmy w takim wieku, że każdy z nas chyba chce próbować różnych "dorosłych" rzeczy. Moja mama ostrzega, że jak mnie złapie z alkoholem to mi nogi z dupy powyrywa"
T: "Ale Ty jesteś mądra i nie popełnisz moich błędów"
B: "Ja mądra? Tomek, Ty chyba naprawdę za mocno dostałeś w tyłek, bo zaczynasz gadać głupstwa"
T: "Ja tam wiem swoje. A co Ty tu w ogóle robisz o tej porze? Urwałaś się ze szkoły? Za to też możesz dostać lanie..."
B: "Martwiłam się o Ciebie jak nie było Cię w szkole dzisiaj i wczoraj. Wczoraj mieliśmy sześć lekcji, ale dzisiaj nas puścili po trzech, bo nie było geografii ani matmy. Jutro też przyjdę"
T: "Będę się cieszyć, ale nie musisz, naprawdę! Masz na pewno coś do pomagania w domu"
B: "Ale chcę. A z pomaganiem zdążę, teraz już nie ma nauki, więc mam więcej czasu. Zresztą, mam dług wobec Ciebie. Dzięki Tobie wyciągnęłam oceny jak nigdy w życiu. Chyba będę mieć 4,0 średnią, już dawno tak nie miałam."
T: "Nie masz żadnego długu! To była przyjemność uczyć się z Tobą"
B: "Ale ja i tak chcę Ci się jakoś odwdzięczyć. To chociaż teraz Ci potowarzyszę jak siedzisz zamknięty"
T: "To miłe, dziękuję! Ale pamiętaj, że o 14:00 moja mama wraca z pracy i nie powinna cię tu zobaczyć"
B: "Wiem, zniknę wcześniej. A teraz jak ci mogę uprzyjemnić życie pod kluczem?"
T: "Nie wiem, jak chcesz. Może narysuj mi coś fajnego?"
Kolejna kartka od Beaty już nie nadeszła. Zamiast tego, dziewczyna wyjęła blok rysunkowy i zaczęła coś szkicować. Wiedziałem, że umie ładnie rysować i malować, z plastyki zawsze miała szóstkę. Teraz jednak musiała się naprawdę przyłożyć, bo rysowała już ponad kwadrans. Wreszcie wciągnąłem po sznurku złożoną na cztery kartkę z bloku. Rozłożyłem i po raz drugi tego dnia zaniemówiłem.
Rysunek przedstawiał pulchną dziewczynę z rudymi włosami. Na tym rysunku stała tyłem, lekko pochylona, a jej twarz, widziana z profilu nie pozostawiała wątpliwości kogo rysunek ma przedstawiać. Dziewczyna ta miała też opuszczone spodnie i majteczki, wypinając delikatnie w moją stronę kształtne, nagie pośladki...
T: "Ekstra rysunek z przepiękną dziewczyną!"
B: "Eee, nie, taka przeciętna chyba jest"
T: "Jest ekstra! Chociaż na żywo wygląda jeszcze ładniej!
B: "Nie przypominaj mi, proszę, tej strasznej stodoły"
T: "Sama chciałaś ;) "
B: "Wiem, ale gdybym wiedziała na co się piszę, to bym się chyba nie zdecydowała"
T: "Też tak myślę. A czy jutro też mi coś narysujesz?"
B: "Pewnie! A co byś chciał?"
T: "Nie wiem... Może tę samą dziewczynę, ale widzianą z przodu?"
B: "Bez spodni i majtek?"
T: "Tak"
B: "Nie, tego ci nie narysuję. Zobaczysz na żywo"
T: "To chodź i mi pokaż"
B: "Tomek, gdyby to było na parterze, to bym już dawno weszła przez to okno do Ciebie"
T: "I co byś zrobiła?"
B: "Chcesz wiedzieć? Na pewno?"
T: "Tak"
Tym razem na odpowiedź czekałem znacznie dłużej i po jakimś kwadransie wciągnąłem po sznurku zapisaną niemal w całości kartkę z zeszytu.
B: "Tomek, naprawdę nie wiem... Bo wiesz, ja jeszcze nie tak dawno temu bawiłam się lalkami i w ogóle. A teraz coraz częściej mam takie inne myśli, no wiesz... dorosłe... To pewnie te hormony, dorastanie i tak dalej... Ale nie bardzo nad tym panuję. W jednej chwili chciałabym być dalej dzieckiem, bawić się, biegać, grać w gry... a za chwilę wyobrażam sobie Ciebie bez majtek, fantazjuję jak się ściskamy, całujemy i w ogóle... Więc gdybym weszła do Ciebie przez to okno i akurat by mnie naszły takie myśli, to pewnie bym się na Ciebie rzuciła, rozebrałabym Cię i... potem nie wiem co dalej. Chciałabym Ci zrobić loda, bo bardzo Ci chcę sprawiać przyjemność, ale nie wiem czy bym umiała... Albo bym się wypięła żebyś mnie posuwał od tyłu, jak na filmach, a potem bym żałowała..... Dlatego nie gniewaj się, proszę, ale gdybym coś takiego kiedyś zrobiła, to oblej mnie zimną wodą, daj mi w twarz, albo nawet zlej mi dupę pasem tak jak wtedy w tej stodole. Jeśli Ci na mnie zależy, to nie spieszmy się z seksem i tym wszystkim, dobrze?"
Po przeczytaniu tej notki zaniemówiłem po raz trzeci. Beata opisała niemal wszystko co ja czułem w chwilach, gdy hormony nie zalewały mi mózgu. Całe to trzeźwe podejście do spraw seksu, ostrożne i odpowiedzialne. Ja też, wiedząc jak niewiele mam doświadczenia, chciałem z tym wszystkim poczekać. Owszem, dostawałem małpiego rozumu na widok kształtnego tyłka, albo na myśl o seksie, ale właśnie chyba o to chodziło, żeby takich sytuacji unikać. Jeśli Beata chce tego samego, to nawzajem powinniśmy dać radę się pilnować, wspierać i w ten sposób nie zrobić żadnego głupstwa.
Szybko odpisałem jej, co ja na ten temat czuję i myślę, a ona bardzo się ucieszyła z takiego obrotu spraw. I tak pisaliśmy ze sobą jeszcze przez godzinę, aż skończyły mi się wszystkie kartki z brudnopisu. Zresztą, Beata i tak już miała się zbierać, bo zbliżała się 14:00. Wymieniliśmy zdalnie buziaki i zamknąłem okno. Byłem trochę skołowany, ale w jakiś taki dziwny, przyjemny sposób. Zresztą, te ostatnie dni to istna huśtawka nastrojów. Najpierw impreza ze starszymi kolegami, gdy byłem o krok od prawdziwego seksu. Potem lanie od Mamy na goły tyłek i katastrofa w postaci zakazu gry w szkolnej drużynie. A teraz to wszystko było jakby tłem. Ani ten seks nie był dla mnie tak pociągający, że warto było dla niego wszystko zaryzykować. Ani lanie nie wydawało się już tak upokarzające. Może nawet tę drużynę jakoś przeżyję; przecież w liceum też na pewno będzie możliwość gry w piłkę. Teraz liczyła się tylko Beata. Nigdy nikogo nie lubiłem tak bardzo. Byłem gotowy zrobić dla niej wszystko, nawet uciec z domu czy coś w tym rodzaju. A teraz nie tylko okazało się, że ona myśli o mnie niemal tak samo, ale też że ma podobne rozterki i przeżycia w kwestiach fizycznej bliskości i seksu. Już wiedziałem, że nie będziemy się z tym spieszyć, bo oboje nie mieliśmy żadnego doświadczenia. Sama jednak świadomość, że byliśmy wobec siebie gotowi na tak wiele wydawała mi się wtedy wskaźnikiem największego możliwego zaufania i zbliżenia. Wszystko to było jakieś inne niż te emocje, gdy obściskiwałem się z Karoliną, albo gdy na imprezie byłem gotowy wskoczyć komuś do łóżka. Tam serce mi biło i krew pulsowała, a teraz oblewała mnie fala nieopisanego spokoju.
Ale te gwałtowniejsze hormony nie dawały o sobie zapomnieć. Na biurku przede mną leżał rysunek Beaty. Jej autoportret z wypiętym, gołym tyłkiem. Zsunąłem spodnie i majtki, do lewej ręki wziąłem rysunek, a prawą ręką zrobiłem to, co czternastolatek w sferze seksualnej robi najlepiej...
- Od tej chwili aż do przyszłej niedzieli to jest twój areszt - oświadczyła Mama - Przez te najbliższe osiem dni nie wychodzisz stąd ani na moment.
- A szkoła? - zapytałem zdziwiony - Muszę chodzić do szkoły przecież.
- W czwartek jest Boże Ciało, a w piątek po nim - wolne. Opuścisz tylko trzy dni: od poniedziałku do środy. Zresztą, oceny już wystawione. Napiszę ci usprawiedliwienie, że jesteś chory.
- Nie jestem chory... - bąknąłem
- Trochę jesteś - stwierdziła Mama - Nie możesz siedzieć na krześle. A jeśli uważasz, że możesz, to w każdej chwili możemy to zmienić. Zrozumiano?
- Tak...
- No, ja myślę. A teraz słuchaj dalej i nie próbuj mi przerywać - ciągnęła - Cały czas siedzisz w swoim pokoju. Będziesz miał dużo czasu, żeby zastanowić się nad swoim postępowaniem. Zamknę cię tutaj na klucz. Żadnego wychodzenia, żadnych kolegów, żadnych telefonów, żadnej rozrywki. Nawet posiłki będziesz jadł tutaj. Dostaniesz do pokoju śniadanie, obiad i kolację, oraz owoce na podwieczorek. Będziesz mógł pójść do łazienki na 10 minut każdego dnia rano i na 20 minut wieczorem. I ani minuty więcej, rozumiesz?
- A do toalety?
- Masz tutaj wiadro.
- Ale nie chodzi mi o sikanie, tylko...
- Masz tutaj wiadro...
- To jest okrutne! - krzyknąłem
- Kiedyś ludzie załatwiali się tylko w krzakach. Zresztą masz swój czas wieczorem - powiedziała Mama beznamiętnie - I od tej chwili ani słowa. Jeszcze raz coś oprotestujesz, dostaniesz w tyłek. Tym razem już pasem. Przekroczysz swój czas w łazience - dostaniesz pasem. Przemycisz coś do pokoju - dostaniesz pasem. Wszystko jasne?
- Tak
- Aha, jeszcze jedno. Pozostałe kary wciąż obowiązują. Zakaz wychodzenia na imprezy i zakaz gry w drużynie. Lanie i stanie w kącie było za pyskowanie w trakcie naszej poważnej rozmowy. A teraz zaczynasz dopiero karę za twoje nocne ekscesy.
Po tym Mama zamknęła za sobą drzwi i przekręciła w nich klucz. A ja opadłem na łóżko i przez dłuższą chwilę nie mogłem wykonać żadnego ruchu. Zrozumiałem, że byłem na dnie czarnej dziury. Niedługo potem zasnąłem.
Gdy się ocknąłem, słońce już zachodziło. Około 19:00 Mama bez słowa wstawiła mi do pokoju kolację. Godzinę potem wyprowadziła mnie do łazienki na ustalone 20 minut. O 21:00 już byłem w łóżku. Tak minął pierwszy dzień po końcu świata.
Kolejne dni. czyli niedziela i poniedziałek, minęły równie szybko i podobnie bez żadnych atrakcji. Wydawałoby się, że spędzanie długich godzin w pokoju, w którym nie bardzo jest czym się zająć, będzie torturą. Ale gdy już się oswoiłem z tą sytuacją, musiałem przyznać, że to jest zdecydowanie najmniej dotkliwa część mojej kary. Nigdy nie byłem zbyt towarzyski, samotność mi nie przeszkadzała, więc i brak kontaktu z kimkolwiek niespecjalnie mi doskwierał. Trzy razy dziennie dostawałem gotowe jedzenie do pokoju, nie musiałem potem nawet zmywać po sobie. Trochę jak w hotelu! Na początku obawiałem się, że będę musiał załatwiać większą potrzebę do wiadra, ale i to okazało się przesadną obawą. Wieczorne 20 minut w łazience spokojnie wystarczało mi na prysznic, mycie zębów i załatwienie się. A co do zajęć - w tak ograniczonym środowisku szybko znalazłem swoje miejsce. Przeczytałem parę lektur już na ósmą klasę. Powtórzyłem sporo rzeczy z siódmej klasy, zwłaszcza tych, których na lekcji nie do końca zrozumiałem - takie utrwalenie materiału zawsze się przyda. Posegregowałem stare zeszyty na te jeszcze potrzebne i te, które już można wynieść do piwnicy (a Mama - o dziwo! - nawet mi pusty karton wstawiła do pokoju na te zbędne zeszyty). Ten areszt wcale nie był taki zły! Jedyną przykrość sprawiała mi myśl o drużynie piłkarskiej, w której już nigdy miałem nie zagrać. Pocieszałem się jednak, że do września (a to jeszcze ponad 3 miesiące) rodzice się udobruchają, złość im przejdzie, zresztą - wiele się może zdarzyć przez wakacje. Oczywiście, muszę się jeszcze bardziej pilnować niż do tej pory, a o próbach podrywania koleżanek (zwłaszcza starszych) muszę zapomnieć. Widok roznegliżowanych dziewczyn na imprezie doprowadził Mamę do szewskiej pasji. Cudem udało mi się ją przekonać, że nie miałem z nimi nic wspólnego. Gdybym jednak wpadł na jakiejkolwiek czynności chociaż trochę związanej z seksem (nawet niewinnych pocałunkach czy obłapianiu tyłka), mój areszt spokojnie mógłbym przedłużyć o kilka lat.
Pierwszy kryzys nadszedł we wtorek. Przed południem uzmysłowiłem sobie, że jeszcze 6 dni aresztu, a ile można czytać książki, zwłaszcza jeśli to są podręczniki szkolne... Potem poczułem, że powinienem udać się do toalety, mimo że poprzedniego dnia wieczorem załatwiłem wszystko co trzeba. Niestety, najbliższa okazja dopiero o dwudziestej, a mój brzuch najwyraźniej nie zamierzał pozwolić mi tak długo czekać... Nigdy w życiu nie waliłem kupy do wiadra, ale teraz nie miałem wyjścia. Zasunąłem zasłony w oknach, aby stworzyć chociaż namiastkę prywatności i usiadłem gołym tyłkiem na wiadrze, stojącym na środku mojego pokoju. Nie było to przyjemne, czułem się jak na nocniku, ale w końcu się udało. Parę minut później usłyszałem dźwięk domofonu. W mieszkaniu nikogo nie było, rodzice byli w pracy a ja zamknięty w swoim pokoju, więc mógł sobie dzwonić do śmierci... wiadomo jakiej. To pewnie listonosz, więc rodziców czeka spacerek na pocztę z awizem. Mimowolnie wyjrzałem jednak przez okno, które z mojego pokoju wychodziło akurat na tę stronę bloku gdzie było wejście do klatki schodowej. Wyjrzałem i zamarłem. Przy domofonie stała Beata.
Błyskawicznie odsunąłem zasłony i otworzyłem okno. Krzycząc i machając rękami zwróciłem jej uwagę. Zaraz podeszła pod moje okno, ale ponieważ mieszkaliśmy na trzecim piętrze, kontakt słowny był utrudniony, a nie chciałem wrzeszczeć na pół osiedla, że mam areszt domowy. Szybko jednak wpadłem na pomysł. Znalazłem w biurku długi sznurek, obciążyłem go zszywaczem i przywiązałem karteczkę z krótką notką, po czym opuściłem ją ostrożnie, aby nikomu z sąsiadów pode mną nie przyrąbać w parapet albo w okno. Beata miała plecak szkolny, więc swobodnie mogła mi odpisywać siedząc na ławce przed blokiem, a potem przywiązując kartki do sznurka, który wciągałem:
T: "Hej, mam areszt domowy, dlatego nie było mnie wczoraj w szkole i nie będzie do końca tygodnia"
B: "Ojej, co się stało?"
T: "Byłem na urodzinach kolegi w piątek, byli też jego starsi koledzy i mieli alkohol. I spróbowałem trochę. Dlatego zasnąłem w trakcie, a jak się obudziłem to była już 4:00 rano, a miałem wrócić do północy"
B: "To faktycznie kiepsko... Lanie też dostałeś?"
T: "Tak, od mamy. Gumowym klapkiem i ręką"
B: "Biedaku... Bardzo boli?"
T: "Teraz już nie, ale w sobotę trochę bolało..."
B: "Szkoda że mnie wtedy nie było. Pomasowałabym ci i może by było trochę lepiej"
T: "Dobrze, że cię nie było. Mama była wściekła jak osa, zresztą i tak by cię do mnie nie wpuściła. Nie mogę wychodzić z pokoju nawet na posiłki, jem w pokoju"
B: "To kiepsko... "
T: "No, jest trochę nudno, ale jakoś da się przeżyć. Ale Ty... nie jesteś na mnie zła?"
B: "Za co?"
T: "No, że piłem alkohol na imprezie"
B: "Coś Ty! Jesteśmy w takim wieku, że każdy z nas chyba chce próbować różnych "dorosłych" rzeczy. Moja mama ostrzega, że jak mnie złapie z alkoholem to mi nogi z dupy powyrywa"
T: "Ale Ty jesteś mądra i nie popełnisz moich błędów"
B: "Ja mądra? Tomek, Ty chyba naprawdę za mocno dostałeś w tyłek, bo zaczynasz gadać głupstwa"
T: "Ja tam wiem swoje. A co Ty tu w ogóle robisz o tej porze? Urwałaś się ze szkoły? Za to też możesz dostać lanie..."
B: "Martwiłam się o Ciebie jak nie było Cię w szkole dzisiaj i wczoraj. Wczoraj mieliśmy sześć lekcji, ale dzisiaj nas puścili po trzech, bo nie było geografii ani matmy. Jutro też przyjdę"
T: "Będę się cieszyć, ale nie musisz, naprawdę! Masz na pewno coś do pomagania w domu"
B: "Ale chcę. A z pomaganiem zdążę, teraz już nie ma nauki, więc mam więcej czasu. Zresztą, mam dług wobec Ciebie. Dzięki Tobie wyciągnęłam oceny jak nigdy w życiu. Chyba będę mieć 4,0 średnią, już dawno tak nie miałam."
T: "Nie masz żadnego długu! To była przyjemność uczyć się z Tobą"
B: "Ale ja i tak chcę Ci się jakoś odwdzięczyć. To chociaż teraz Ci potowarzyszę jak siedzisz zamknięty"
T: "To miłe, dziękuję! Ale pamiętaj, że o 14:00 moja mama wraca z pracy i nie powinna cię tu zobaczyć"
B: "Wiem, zniknę wcześniej. A teraz jak ci mogę uprzyjemnić życie pod kluczem?"
T: "Nie wiem, jak chcesz. Może narysuj mi coś fajnego?"
Kolejna kartka od Beaty już nie nadeszła. Zamiast tego, dziewczyna wyjęła blok rysunkowy i zaczęła coś szkicować. Wiedziałem, że umie ładnie rysować i malować, z plastyki zawsze miała szóstkę. Teraz jednak musiała się naprawdę przyłożyć, bo rysowała już ponad kwadrans. Wreszcie wciągnąłem po sznurku złożoną na cztery kartkę z bloku. Rozłożyłem i po raz drugi tego dnia zaniemówiłem.
Rysunek przedstawiał pulchną dziewczynę z rudymi włosami. Na tym rysunku stała tyłem, lekko pochylona, a jej twarz, widziana z profilu nie pozostawiała wątpliwości kogo rysunek ma przedstawiać. Dziewczyna ta miała też opuszczone spodnie i majteczki, wypinając delikatnie w moją stronę kształtne, nagie pośladki...
T: "Ekstra rysunek z przepiękną dziewczyną!"
B: "Eee, nie, taka przeciętna chyba jest"
T: "Jest ekstra! Chociaż na żywo wygląda jeszcze ładniej!
B: "Nie przypominaj mi, proszę, tej strasznej stodoły"
T: "Sama chciałaś ;) "
B: "Wiem, ale gdybym wiedziała na co się piszę, to bym się chyba nie zdecydowała"
T: "Też tak myślę. A czy jutro też mi coś narysujesz?"
B: "Pewnie! A co byś chciał?"
T: "Nie wiem... Może tę samą dziewczynę, ale widzianą z przodu?"
B: "Bez spodni i majtek?"
T: "Tak"
B: "Nie, tego ci nie narysuję. Zobaczysz na żywo"
T: "To chodź i mi pokaż"
B: "Tomek, gdyby to było na parterze, to bym już dawno weszła przez to okno do Ciebie"
T: "I co byś zrobiła?"
B: "Chcesz wiedzieć? Na pewno?"
T: "Tak"
Tym razem na odpowiedź czekałem znacznie dłużej i po jakimś kwadransie wciągnąłem po sznurku zapisaną niemal w całości kartkę z zeszytu.
B: "Tomek, naprawdę nie wiem... Bo wiesz, ja jeszcze nie tak dawno temu bawiłam się lalkami i w ogóle. A teraz coraz częściej mam takie inne myśli, no wiesz... dorosłe... To pewnie te hormony, dorastanie i tak dalej... Ale nie bardzo nad tym panuję. W jednej chwili chciałabym być dalej dzieckiem, bawić się, biegać, grać w gry... a za chwilę wyobrażam sobie Ciebie bez majtek, fantazjuję jak się ściskamy, całujemy i w ogóle... Więc gdybym weszła do Ciebie przez to okno i akurat by mnie naszły takie myśli, to pewnie bym się na Ciebie rzuciła, rozebrałabym Cię i... potem nie wiem co dalej. Chciałabym Ci zrobić loda, bo bardzo Ci chcę sprawiać przyjemność, ale nie wiem czy bym umiała... Albo bym się wypięła żebyś mnie posuwał od tyłu, jak na filmach, a potem bym żałowała..... Dlatego nie gniewaj się, proszę, ale gdybym coś takiego kiedyś zrobiła, to oblej mnie zimną wodą, daj mi w twarz, albo nawet zlej mi dupę pasem tak jak wtedy w tej stodole. Jeśli Ci na mnie zależy, to nie spieszmy się z seksem i tym wszystkim, dobrze?"
Po przeczytaniu tej notki zaniemówiłem po raz trzeci. Beata opisała niemal wszystko co ja czułem w chwilach, gdy hormony nie zalewały mi mózgu. Całe to trzeźwe podejście do spraw seksu, ostrożne i odpowiedzialne. Ja też, wiedząc jak niewiele mam doświadczenia, chciałem z tym wszystkim poczekać. Owszem, dostawałem małpiego rozumu na widok kształtnego tyłka, albo na myśl o seksie, ale właśnie chyba o to chodziło, żeby takich sytuacji unikać. Jeśli Beata chce tego samego, to nawzajem powinniśmy dać radę się pilnować, wspierać i w ten sposób nie zrobić żadnego głupstwa.
Szybko odpisałem jej, co ja na ten temat czuję i myślę, a ona bardzo się ucieszyła z takiego obrotu spraw. I tak pisaliśmy ze sobą jeszcze przez godzinę, aż skończyły mi się wszystkie kartki z brudnopisu. Zresztą, Beata i tak już miała się zbierać, bo zbliżała się 14:00. Wymieniliśmy zdalnie buziaki i zamknąłem okno. Byłem trochę skołowany, ale w jakiś taki dziwny, przyjemny sposób. Zresztą, te ostatnie dni to istna huśtawka nastrojów. Najpierw impreza ze starszymi kolegami, gdy byłem o krok od prawdziwego seksu. Potem lanie od Mamy na goły tyłek i katastrofa w postaci zakazu gry w szkolnej drużynie. A teraz to wszystko było jakby tłem. Ani ten seks nie był dla mnie tak pociągający, że warto było dla niego wszystko zaryzykować. Ani lanie nie wydawało się już tak upokarzające. Może nawet tę drużynę jakoś przeżyję; przecież w liceum też na pewno będzie możliwość gry w piłkę. Teraz liczyła się tylko Beata. Nigdy nikogo nie lubiłem tak bardzo. Byłem gotowy zrobić dla niej wszystko, nawet uciec z domu czy coś w tym rodzaju. A teraz nie tylko okazało się, że ona myśli o mnie niemal tak samo, ale też że ma podobne rozterki i przeżycia w kwestiach fizycznej bliskości i seksu. Już wiedziałem, że nie będziemy się z tym spieszyć, bo oboje nie mieliśmy żadnego doświadczenia. Sama jednak świadomość, że byliśmy wobec siebie gotowi na tak wiele wydawała mi się wtedy wskaźnikiem największego możliwego zaufania i zbliżenia. Wszystko to było jakieś inne niż te emocje, gdy obściskiwałem się z Karoliną, albo gdy na imprezie byłem gotowy wskoczyć komuś do łóżka. Tam serce mi biło i krew pulsowała, a teraz oblewała mnie fala nieopisanego spokoju.
Ale te gwałtowniejsze hormony nie dawały o sobie zapomnieć. Na biurku przede mną leżał rysunek Beaty. Jej autoportret z wypiętym, gołym tyłkiem. Zsunąłem spodnie i majtki, do lewej ręki wziąłem rysunek, a prawą ręką zrobiłem to, co czternastolatek w sferze seksualnej robi najlepiej...
Nie da się jakoś ponumerować tych rozdziałów? Jest tutaj lekki chaos i nie ma spójnej chronologii.
OdpowiedzUsuńChaos jest twórczy ;) Take it or leave it.
UsuńTomek, dlaczego dostałeś lanie od Mamy, skoro jest Tata w domu. To jest nieprzyzwoite, że dostajesz lanie na goły tyłek i Mama go ogląda. Mnie Mama biła jak byłem mały, ale od czternastego roku dostawałem lanie wyłącznie od Taty, bo jako mężczyzny nie musiałem się wstydzić, że przychodzi przed nim odsłonić siedzenie do gołego.
OdpowiedzUsuń