środa, 2 stycznia 2019

(29.) Wizyta (część 2.)


Gdy później powracałem myślami do tamtej chwili, za każdym razem ze zdziwieniem musiałem przyznać, że nie było tak źle. Właściwie nawet więcej – nie tylko uniknąłem kompromitacji, ale chyba nawet zyskałem w oczach Artura dodatkowe punkty. Chociaż moim celem od początku było jedynie zrobić "to" tak, aby nie wyglądało na to, że robię to pierwszy raz w życiu. I rozpaczliwie dążyłem do tego, aby osiągnąć tylko to minimum. Dlatego skłoniłem Artura, żeby zaczął pierwszy, a sam – mimo przyciemnionego światła – śledziłem kątem oka jego ruchy, poszukując ostatnich wskazówek. Gdy po kilku minutach skończył i gdy wiedziałem, że już nie ma odwrotu, wówczas z pomocą przyszła mi biologia. Nie miałem już wyjścia, ale wtedy znowu pojawiło się to uczucie. Że wcale nie chcę mieć wyjścia, że chcę spróbować, chcę to zrobić. Nagle wszystko wokół przestało istnieć, zniknął mój strach, nie zwracałem uwagi na Artura przyglądającego się to mi, to gazecie, która leżała przede mną. Był tylko ten okrągły tyłeczek modelki i moja prawa dłoń, która jakby sama wiedziała co robić. I wreszcie to dziwne uczucie po kilku minutach, gdy nieznana mi dotąd błogość i odprężenie rozlewały się po całym ciele, ogarniały mózg niepohamowaną rozkoszą. Ach, żeby ta chwila trwała wiecznie! Niestety, trwała tylko kilka sekund… A po kolejnych kilku minutach dotarło do mnie, że właśnie TO zrobiłem.

Myślałem, że nie będę mógł zasnąć, że rozmyślania o tym, co się stało tego wieczoru odegnają mi sen na długie godziny, ale – o dziwo – zasnąłem bardzo szybko. Nie zarejestrowałem też żadnego snu, a gdy obudziłem się, moją pierwszą myślą było, że spałem zaledwie kilka minut. Tymczasem słońce świeciło już pełnym blaskiem, a radiobudzik na biurku wskazywał 9:15. Artur porządkował coś w swojej szufladzie, ale gdy zauważył, że już nie śpię, natychmiast przerwał, usiadł na swoim łóżku i poprosił, abym opowiedział mu coś więcej o karach cielesnych jakie ostatnio otrzymałem. Wspominanie pasów lądujących na moim gołym tyłku i towarzyszących temu niewesołych uczuć nie należało do moich ulubionych czynności wykonywanych zaraz po przebudzeniu. Ponieważ jednak obiecałem mu to już wczoraj, niechętnie, ale opowiedziałem ze szczegółami jak dostałem najmocniejsze w życiu lanie od ojca Darka, a także jak wspólnie z Rafałem dostaliśmy po dupie na zielonej szkole. Na koniec za to nie omieszkałem zapytać, dlaczego go właściwie tak bardzo to interesuje.
- No bo wiesz… – wyraźnie zmieszał się Artur – U ciebie to wszystko jest takie… eee… proste.
- Proste? – teraz z kolei ja się zdziwiłem
- No, jakby ci to powiedzieć. Po prostu coś zrobisz złego, dostajesz za to lanie i jest po wszystkim.
- No, tak. Tak przecież powinno być, jeśli faktycznie sobie zasłużyłeś na to. Bo ile razy dostałem niezasłużone lanie, to nawet nie będę mówić. Ale o co ci właściwie chodzi? Jakoś inaczej dostajesz lanie od rodziców? Czy inne kary?
- Wiesz, właściwie to różnie… – Artur zwlekał z odpowiedzią, jakby szukał właściwych słów, albo coś w tym rodzaju – Parę razy dostałem od taty i było normalnie. Kazał mi się położyć na łóżku, wziął pasa i po prostu zlał mi tyłek. Ale moja mama… ona… no rozumiesz, ciągle wymyśla coś nowego. Nawet nie podejrzewasz, jaką ona ma wyobraźnię do kar…
- To znaczy? – drążyłem
- Nie zawsze jest lanie. Właściwie nawet dość rzadko. Ale wiesz, nigdy nie wiem, co mnie czeka. Czasami wymyśla jakieś szlabany, czasami każe mi coś robić za karę, a czasami nie robi nic, tylko mnie skrzyczy, a potem, za ileś dni, nagle sobie jakby przypomina, że miała mi dać jakąś karę i wtedy coś wymyśla.
- No rozumiem, ale co z tego?
- To, że ja już mam tego dość! Nigdy nie wiem, co tym razem mnie czeka. W dupę też nie chcę dostawać, ale czasami naprawdę wolałbym tak jak ty – po prostu dostać lanie, nawet na gołą i mieć to z głowy, a nie drżeć przez całe dnie, kiedy i w jaki sposób ona mnie teraz ukarze. Dlatego tak pytałem o to, jakie kary dostajesz, bo byłem ciekawy, czy tylko moja mama jest tak dziwna pod tym względem.

Już chciałem powiedzieć Arturowi, że u mnie wcale to tak prosto nie jest. Że też drżę całymi tygodniami, postraszony groźbą, że za każdy następny wybryk dostanę od mamy lanie na goły tyłek, a taka perspektywa mnie wręcz przerażała. Że owszem, do tej pory miałem też sporo szczęścia, bo udawało mi się uprosić nauczycieli, żeby sami wymierzyli mi karę, a nie wzywali rodziców. Wreszcie że nie bardzo dowierzam Arturowi, czy na pewno wie, co mówi. Podobno dostał kilka razy lanie pasem od swojego taty, ale czy gdyby miał wytrzymać coś takiego jak ja dostałem od ojca Darka, to czy nadal chciałby się ze mną zamienić. Chociaż… Kto wie co faktycznie jego mama wymyśla mu za karę, ale jednak ja każdy szlaban wziąłbym w ciemno. Nawet minuta stania z gołym, wypiętym do lania tyłkiem to jednak straszne upokorzenie i gdybym mógł to zamienić na nawet pół roku szlabanu na telewizję, to nie wahałbym się ani sekundy.

Zanim jednak zdążyłem cokolwiek z tego powiedzieć Arturowi, zostaliśmy zawołani na śniadanie. Później on już nie wracał do tego tematu, więc uznałem za stosowne, aby na siłę tych kwestii nie przywoływać. Jeszcze przed obiadem dowiedzieliśmy się, że popołudniu moi rodzice i rodzice Artura wybierają się do Poznania, do opery. Słusznie założyli, że tego typu rozrywka nie będzie interesować 14- i 15-latka, dlatego my mieliśmy zostać sami w domu na kilka godzin. Zaraz po usłyszeniu tej wiadomości spojrzałem na twarz Artura. I odczytałem z niej bezbłędnie, co w tej chwili ma na myśli. „Zwalimy sobie znowu?” – pytał bezgłośnie. Odpowiedziałem mu potaknięciem, z szerokim uśmiechem. Chyba spodobała mi się nowa umiejętność.

Obiad minął szybko, ale następne minuty, w trakcie których dorośli zbierali się do wyjścia, wlokły się niemiłosiernie. Zniecierpliwieni oczekiwaniem w pokoju Artura, wyciągnęliśmy jego sekretne gazety i rozłożyliśmy na łóżku, kartkując w poszukiwaniu ciekawych zdjęć. Wreszcie, po dobrej godzinie od obiadu usłyszeliśmy na dole trzaśnięcie drzwi, a po chwili odgłos odpalanego i ruszającego samochodu. Niemal na wyścigi zaczęliśmy rozpinać rozporki naszych spodni, a po chwili siedzieliśmy już obok siebie na brzegu łóżka, ze spuszczonymi do kolan majtkami i trzymając przed sobą wybrane zdjęcia. Nagle gdzieś z dołu usłyszeliśmy stuknięcie. Spojrzałem zaniepokojony na Artura, ale on zapewnił mnie: „Daj spokój, to na pewno kot”. I natychmiast wróciliśmy do „akcji”. Tym razem ruszyliśmy jednocześnie, zakładając się kto dłużej wytrzyma. Oczywiście wygrał Artur, jako bardziej „doświadczony”, ale uczucie, jakie pojawiło się na końcu, osłodziło mi gorycz porażki. Po chwili odpoczynku powoli naciągnąłem spodnie zastanawiając się jednocześnie, w jaki sposób skombinować sobie takie gazety „dla dorosłych”, aby w domu również oddawać się tym przyjemnościom. Artur jeszcze siedział na łóżku goły od pasa w dół. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie otworzyły się drzwi od pokoju. Ja wystraszyłem się, że to jakiś włamywacz, ale Artur aż podskoczył, jednocześnie wciągając w pośpiechu majtki. W progu tymczasem stała jego mama (dla mnie „ciocia Brygida”). Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle.

- Eee… mamo… to ty nie pojechałaś do… do teatru? – Artur wił się jak piskorz, zapinając jednocześnie spodnie. Ja nie wiedziałem, jak mam się odnaleźć w tej sytuacji.
- Nie, nie pojechałam – powiedziała ciocia Brygida jakby nie swoim głosem – Mam migrenę i właśnie przyszłam wam powiedzieć, że chciałabym się położyć na godzinkę i poprosić o ciszę. Ale widzę, że niewiele straciłam z wyjazdu, bo tu też się niezły teatr odbywa. No, to co się tu właściwie dzieje? Albo nie… nie chcę wiedzieć – dodała, patrząc na porozrzucane na łóżku „świerszczyki” i leżące na podłodze chusteczki
- Mamo, to… – zaczął Artur, ale ciocia natychmiast mu przerwała
- Cicho bądź! Już wszystko wiem – powiedziała ostro – A przynajmniej wiem tyle, żeby wiedzieć, że za chwilę nie tylko mnie będzie coś boleć. Ale w twoim przypadku, Artur, nie będzie to głowa, oj nie. To są twoje pisemka? – zapytała syna
- Tak… – zwiesił głowę Artur
- I moje też – szybko dodałem
- Czy to prawda? – ciocia zwróciła się do Artura
- No, tak – chłopak na szczęście w mig załapał moją taktykę rozkładania winy na dwie osoby – Wymienialiśmy się nimi.
- Jakby było czym! – prychnęła ciocia Brygida – Zresztą, i tak to wszystko zaraz zostanie spalone. Niezależnie do którego z was należało. Ty, kolego – zwróciła się do Artura – Zaraz dostaniesz w tyłek tak, że na drugi raz zastanowisz się sto razy, zanim zrobisz podobne świństwo. A z tobą, Tomek, porozmawiają twoi rodzice, gdy wrócą. Na pewno będą równie zachwyceni jak ja… Szczerze mówiąc, zawiodłam się na tobie, po tym wszystkim co twoja mama o tobie mówiła. Myślałam, że masz więcej oleju w głowie...

„Zawiodłam się na tobie” – gdybym dostawał złotówkę za każdy raz, gdy słyszałem pod swoim adresem te słowa, byłbym milionerem. Ale teraz nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. Jeśli ciocia powtórzy moim rodzicom, co robiliśmy z Arturem, to lanie jakie za chwilę on dostanie, będzie niczym w porównaniu z tym, co się będzie działo z moim tyłkiem. Mama obiecała mi lanie na gołą pupę za najdrobniejsze wykroczenie. To co dopiero za coś takiego… Zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale nie zemdlałem. Mimo paniki, szybko zebrałem się w garść. Miałem tylko jedno wyjście.

- Bardzo proszę, gdyby pani mogła jednak nie mówić rodzicom… – odezwałem się najbardziej błagalnym głosem, na jaki było mnie stać – Wiem, że zrobiłem ogromne głupstwo, postąpiłem bardzo źle, ale to tylko moja wina. Nie chcę ich martwić dodatkowo.
- Wykluczone! – wzburzyła się ciocia Brygida – Chciałbyś jeszcze, żeby ci to uszło na sucho?!
- Nie, ale… Ale gdyby pani mogła mi wymierzyć karę. Przyjmę każdą, taką samą jak Artur. Tylko nie chcę dodatkowo martwić rodziców, zwłaszcza że przed nimi jutro długa podróż z powrotem – kłamałem jak z nut, bo w tym momencie nie dbałem o uczucia rodziców, a jedynie o własny tyłek.
- Tomek – powiedziała ciocia już spokojniej – Od wymierzania ci kar są twoi rodzice, ja nie mam prawa ich w tym zastępować. Może i faktycznie najlepiej byłoby też sprać ci tyłek od razu, a nie denerwować twoich rodziców przed podróżą, ale… no, sama nie wiem… Nie, zdecydowanie nie, twoja mama potem miałaby do mnie pretensje, gdyby się dowiedziała, że bez porozumienia z nią sprawiłam ci lanie… Zaraz wracam, a na razie siedźcie tu obaj! – po tych słowach ciocia Brygida wyszła z pokoju.

- Zwariowałeś?! – syknął Artur – Chcesz karę od mojej mamy? Przecież ona ci coś takiego wymyśli, że się nie pozbierasz.
- Wolę karę od twojej mamy niż od mojej – powiedziałem z pełnym przekonaniem – Gdyby moi rodzice się dowiedzieli, co robiliśmy, to dostałbym tak w dupę, że aż w Poznaniu byłoby słychać.
Artur zdziwiony nie dyskutował dalej. Zresztą chyba bardziej od mojego losu przerażało go to, co za chwilę stanie się z nim samym. Usiedliśmy na łóżku milcząco wpatrując się w podłogę. Ciocia Brygida wróciła dość szybko. Miała ze sobą duży worek na śmieci i gumowy klapek. Wszystkie „świerszczyki” dość szybko wylądowały w worku, poza jednym egzemplarzem. Ten mama Artura położyła na jego łóżku, a zaraz potem poleciła mu uklęknąć przed tapczanem i pochylić się, opierając łokcie o materac. Chłopak, z ociąganiem, spełnił polecenie. Wtedy usłyszał stanowcze:
- Spodnie i majtki w dół!
- Mamo, proszę, nie... – jęknął Artur
- Ale już! – krzyknęła
- Mamo, nie... Nie... nie przy nim... – wskazał wzrokiem na mnie – Niech Tomek chociaż wyjdzie...
- A co, przed chwilą to się nie wstydziłeś przy nim ściągać gaci, a teraz już tak?! – triumfowała mama Artura
- Tak, ja wyjdę – zerwałem się z tapczanu
- Siedź, Tomek, proszę cię bardzo – powiedziała ciocia stanowczo – Jak bardzo nie chcesz, to zamknij oczy, zatkaj uszy, czy co tam chcesz. Ale Arturowi bardzo dobrze zrobi, jeśli jego "wspólnik" będzie świadkiem jego kary.
- Mamoooo...
- Ani słowa więcej – ucięła ciocia Brygida – Liczę do trzech i widzę tu twój goły tyłek, albo nie ręczę za siebie. Raz...
Po tych słowach Artur bez szemrania, drżącymi dłońmi zsunął obydwie części garderoby do kolan i z powrotem pochylił się do przodu, wypinając gołą pupę w stronę swojej mamy i mnie. Widziałem już wcześniej Artura ze wszystkimi szczegółami od pasa w dół (zresztą on mnie tak samo), dlatego nie zamknąłem oczu, bo i po co...
- W czasie lania będziesz patrzył na te świńskie zdjęcia, żebyś skojarzył z nimi ból i karę. A jak mimo to jeszcze raz cię z tym przyłapię, to wtedy naprawdę inaczej porozmawiamy – ostrzegła syna ciocia, wskazując na „Playboya” – A ty, Tomek, też możesz już przemyśleć swoje postępowanie, bo ciebie nie minie mam nadzieję że podobna kara.

Czyli tym razem się nie udało... Ciocia jednak zgłosi sprawę moim rodzicom zamiast sama mi wlać… Taktyka proszenia o karę od razu wielokrotnie zdawała egzamin. Dorośli lubili chyba czuć się władczy, a jednocześnie odpowiedzialni, że sami mogą własnoręcznie naprostować moje zachowanie. Ale nie tym razem... Czy to właśnie na podpoznańskim osiedlu dostanę swoje pierwsze porządne lanie od rodziców? A może chociaż zaczekają z tym aż wrócimy do domu? Głowić się dłużej nad tym jednak nie miałem okazji, bo w międzyczasie na gołym tyłku Artura wylądowało pierwsze uderzenie gumowym klapkiem od jego mamy. Chłopak wrzasnął jak oparzony, a jego sprężyste, gładkie pośladki zaczerwieniły się. Ta reakcja powtarzała się po każdym kolejnym uderzeniu i zacząłem się zastanawiać, czy uderzenia klapkiem są tak bolesne, czy Artur tak mało wytrzymały. W końcu jednak dotarło do mnie coś innego. Zrozumiałem, dlaczego ciocia kazała mi zostać w pokoju. Polubiłem Artura, razem wpakowaliśmy się w kłopoty, ale teraz tylko on dostaje lanie, a ja nie dość, że nie ponoszę na razie żadnych konsekwencji, to jeszcze siedzę sobie i mam możliwość patrzeć na upokorzenie kolegi. Z każdym kolejnym klapkiem plaskającym o pupę Artura, cała świadomość tego stawała się dla mnie coraz bardziej nieznośna. W końcu nie wytrzymałem.
- Ciociu, ja też powinienem dostać od ciebie lanie, nie tylko Artur… – przerwałem nagle wymierzanie kary koledze
- Już ci powiedziałam: ja tego nie zrobię, bo nie jestem do tego upoważniona – odpowiedziała szybko ciocia Brygida
- Ale to jest nie fair wobec Artura! – wybuchnąłem – Przecież razem robiliśmy… te rzeczy…
- Tomek, proszę cię, nie przeginaj! – ciocia prawie krzyknęła, po czym wróciła do okładania klapkiem tyłka swojego syna

Jeśli jeszcze przed chwilą zastanawiałem się, czy niegrzecznymi odzywkami nie sprowokować cioci, aby też sprawiła mi lanie, tak teraz ten naprędce skonstruowany plan natychmiast odrzuciłem. Egoizm był jednak silniejszy. Owszem, patrzenie na to jak Artur dostaje lanie w mojej obecności było przykre, ale jednak perspektywa lania od mamy była przykra zdecydowanie bardziej. I to na niej się teraz skupiłem, nie mówiąc już więcej ani słowa. Tymczasem pupa Artura zarobiła już ze 30 uderzeń i nabrała teraz kolorów czerwonej róży z najlepszej kwiaciarni. Chłopak jęczał po każdym klapsie, ale ja mimo to nadal chciałem się znaleźć na jego miejscu. Miałem nadzieję, że ewentualne lanie od cioci trochę zmniejszy moje wyrzuty sumienia, nawet jeśli potem i tak dostanę od moich rodziców. Tak, czułem się winny, chociaż właściwie dlaczego? To Artur namówił mnie do oglądania tych pisemek i do wspólnego… no, wiadomo czego. A mimo to ja czuję się tak paskudnie patrząc na to, jak on dostaje zasłużoną karę. Co się ze mną dzieje?

Na szczęście nie musiałem się długo pogrążać w tych czarnych rozmyślaniach, bo gehenna kolegi dobiegła końca. Ciocia wlepiła Arturowi ostatniego klapsa, zabrała „dorosłą” gazetkę, która do tej pory leżała na łóżku tuż przed nosem chłopaka i bez słowa wyszła z pokoju. Mimo to, roztrzęsiony Artur klęczał wciąż w takiej pozycji, w jakiej dostał lanie, z czerwonym tyłkiem, który przedstawiał teraz straszny kontrast z kolorem pozostałej części jego ciała. Nie miałem pojęcia, co mam zrobić, więc siedziałem teraz bez ruchu, bojąc się nawet oddychać. Po chwili dało się słyszeć jakieś odgłosy na dworze. Artur drgnął, po czym podniósł się z kolan i syknął, naciągając majtki na obolały tyłek. Obaj bez słowa podeszliśmy do okna.

Na podwórzu, w otoczonym cegłówkami miejscu, płonęło niewielkie ognisko. Ciocia Brygida rozmieszała jakimś prętem popiół, dorzuciła trochę gałęzi i ogień buchnął ze zdwojoną siłą. Wtedy wysypała z worka wszystkie „Playboye” i pozostałe zakazane pisemka Artura, a następnie jeden po drugim wrzucała je do ognia. Chłopak jakby z niedowierzaniem obserwował, jak ogień trawi jego cenną kolekcję. Pustym wzrokiem wpatrywał się w ognisko przez dobre kilka minut, a potem przeniósł spojrzenie na mnie i niespodziewanie wybuchnął:
- To wszystko, kurwa, twoja wina!!! Gdyby cię tu nie było, to by się to wszystko nie stało.
- Co?! – zdumiałem się – To ja wyciągnąłem te gazetki? To ja cię do tego wszystkiego namówiłem? Ja zlekceważyłem ten hałas na dole? Nie, to TY powiedziałeś, że to kot…
- Więc to moja wina?!
- Nie, ale moja też nie! I o co ci w ogóle chodzi? – nie miałem już ochoty dłużej tego ciągnąć
- O co?! Jeszcze się pytasz? A o to, że kurwa razem to robiliśmy, a konsekwencje poniosłem tylko ja. Ja straciłem wszystkie gazetki, ja dostałem w dupę i to na twoich oczach. A ty sobie tylko siedziałeś i oglądałeś. Fajnie się patrzy jak kumpel dostaje lanie na gołą dupę od mamy? No, fajnie?!
- Nie, nie fajnie! I w ogóle uspokój się. Ja też przecież chciałem dostać karę, nie pamiętasz? Wręcz prosiłem twoją mamę o lanie. I to dwa razy.
- Sranie w banie! Wiedziałeś, że ona i tak ci nic nie zrobi, więc sobie mogłeś prosić – Artur był coraz bardziej wściekły
- I co to za różnica?! – zirytowałem się – Jak wrócą moi rodzice, to ja też dostanę w dupę. Zadowolony?
- Mam nadzieję, że dostaniesz! I wtedy ja sobie popatrzę jak ty dostajesz lanie. Oby było pasem i takie mocne, żebyś się poryczał. Na pewno będzie bardzo zabawnie, ha ha!
- Pierdol się! - warknąłem
- Sam się pierdol! – krzyknął – Nie masz prawa tak do mnie mówić w moim domu!
- A co, zabronisz mi?! – rzuciłem, a gdy mnie szturchnął, ułamek sekundy później ja popchnąłem jego i zaczęliśmy się szarpać. Ze zdziwieniem odkryłem, że mimo iż był starszy i tęższy ode mnie, Artur wcale nie był silniejszy. Ja raczej nie wdawałem się w przepychanki i nie mogłem powiedzieć, że „umiem się bić”, ale teraz bez trudu podciąłem mu nogi i obaj runęliśmy na podłogę. Wzajemna wściekłość tak nas nakręciła, że ja miałem ochotę go zabić i czułem, że on chce to samo zrobić ze mną. Tłukliśmy się na podłodze dobre kilka minut, gdy – pewnie zaniepokojona hałasami – wpadła do pokoju ciocia Brygida.
- Co tu się znowu dzieje?! – wrzasnęła – Natychmiast przestańcie!!!
 
Jednak dopiero, gdy zaczęła siłą nas rozdzielać, dałem spokój i puściłem Artura, na koniec jednak „sprzedając” mu jeszcze uderzenie pięścią w ramię. On w odpowiedzi kopnął mnie w kostkę. Ale w prawdziwej furii była dopiero ciocia Brygida.
- Co wy sobie do cholery wyobrażacie?! – wrzeszczała – Jak małe dzieci! Albo nie, gorzej jak małe dzieci. Jak zwierzęta! Odbiło wam już kompletnie? Chcecie się pozabijać?
Żaden z nas nie odezwał się ani słowem, ale rzucaliśmy sobie mordercze spojrzenia. A ciocia Brygida kontynuowała tyradę:
- Artur, ty chyba za słabo na dupsko dostałeś? A co do ciebie, Tomek, to faktycznie popełniłam błąd, ale zaraz go naprawię.
Po tych słowach, nawet nie spostrzegłem się, kiedy ciocia rozpięła mi spodnie, zsunęła je błyskawicznie wraz z majtkami i zanim się obejrzałem, złapała mnie wpół i pochyliła do przodu. Na mój wypięty goły tyłek natychmiast spadły pierwsze uderzenia klapka. Tego samego, którym przed chwilą oberwał Artur. I faktycznie, klapek dość mocno „ciągnął”, ale nie byłoby może aż tak źle, gdyby ciocia nie była w takiej złości. Waliła tym klapkiem w moją pupę jak w bęben. Chociaż lanie dostałem już w życiu nieraz, to było wyjątkowo nieprzyjemne. Syczałem z bólu po każdym uderzeniu, a po dziesiątym już wrzeszczałem nie ciszej niż Artur kwadrans wcześniej. Nigdy bym się nie spodziewał, że lanie klapkiem może być aż tak bolesne. Na szczęście dostałem tylko około 20 klapsów, ale czułem się jakby mnie czołg przejechał. A to jednak nie był jeszcze koniec. Ciocia rzuciła klapek i zawlokła mnie do kąta, stawiając mnie tam twarzą do ściany i każąc mi zapleść ręce na głowie. Majtek nie tylko nie pozwoliła mi ubrać, ale wraz ze spodniami spuściła mi je aż do kostek tak, że miałem teraz właściwie zerową swobodę ruchu nogami. Zaraz potem Artur powędrował do drugiego wolnego kąta i został tam ustawiony w identycznej pozycji, z gołym tyłkiem tak jak ja. Ciocia Brygida na odchodne powiedziała jeszcze:
- Skoro zachowujecie się jak dzieci, to będziecie potraktowani jak dzieci. Stoicie w tych kątach do kolacji. Obaj! Jeden ruch, jedno słowo któregokolwiek z was, a obaj dostaniecie po 50 razy mokrym rzemieniem na gołe tyłki, tak jak stoicie. Zrozumiano?
Kiwnąłem głową, Artur chyba zrobił to samo, bo ciocia mruknęła tylko, a potem dodała jeszcze:
- A gdy wszyscy wrócą z opery, macie zachowywać się normalnie. Jakby się nic nie stało. Żadnych uszczypliwości, żadnych kopnięć pod stołem. Jeśli któryś coś piśnie, to się nie pozbieracie. Ty, Artur, przez pół roku nie zobaczysz telewizora ani gier, a zamiast tego twoja pupa zobaczy najgrubszy pas ojca. A ty, Tomek, możesz być wtedy pewny, że twoi rodzice dowiedzą się wszystkiego o twoim zachowaniu dzisiaj. Chcecie tego?

Obaj zgodnie pokręciliśmy przecząco głowami. Ciocia wyszła, a ja rzuciłem jeszcze spojrzenie na zegar. Do kolacji pozostały ponad dwie godziny. Szykuje się cudowny wieczór… Dwie godziny stania bez ruchu, z gołym tyłkiem i w sąsiedztwie kogoś, kto w tej chwili pewnie ma ochotę udusić mnie sznurowadłem. Jakoś wytrzymam, najważniejsze, że chyba moi rodzice jednak się o sprawie nie dowiedzą. Tak przynajmniej wynikało z tyrady cioci Brygidy. A jutro z samego rana wyjadę i mam nadzieję, że nigdy w życiu już nie zobaczę Artura. Ale znacznie bardziej niż stanie w kącie martwiło mnie teraz coś innego. Nie minął tydzień, a ja zniszczyłem drugą (po Ewelinie) świetnie zapowiadającą się znajomość. Ja zniszczyłem, bo to nie może być przypadek, to nie może być tylko wynik zbiegu okoliczności ani efekt wchodzenia w ten sławetny wiek dojrzewania. Nawet moja wychowawczyni, która od pewnego czasu twierdziła, że pomogłoby mi regularne, porządne lanie pasem na goły tyłek, mimo to zapisała mnie do szkolnego psychologa. Czyli to jednak coś ze mną jest nie tak. Coś poważniejszego. Tylko co? I czy już zawsze tak będzie…?

(pierwotnie opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl dnia 10.10.2013)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz