piątek, 18 stycznia 2019

(43.) Płonąca stodoła

- To tu?! – odezwała się Beata zdumionym głosem, patrząc z niedowierzaniem na rozlatującą się szopę. I były to jej pierwsze wypowiedziane słowa odkąd wyszliśmy ze szkoły.
Ponad kwadrans przeszliśmy w milczeniu, bo i nie bardzo było o czym rozmawiać w takiej sytuacji. A przynajmniej ja nie miałem pojęcia, jak zacząć. Chwilę wcześniej Beata strzeliła mi przecież taką propozycję, że prędzej spodziewałbym się wszystkiego innego, łącznie ze znalezieniem miliona dolarów na chodniku albo lądowaniem kosmitów na szkolnym boisku. Oto bowiem z własnej, nieprzymuszonej woli chce ode mnie dostać lanie, i to tylko dlatego, że czuje się winna jakiejś głupiej, drobnej sytuacji. A ja? Miałem odmówić? Próbowałem ją przekonać, odwieść od tego pomysłu, ale nie chciała w ogóle mnie słuchać. Powiedziała, że jeśli nie ode mnie, to dostanie od kogoś innego – celowo zrobi coś złego, żeby sprała ją na przykład jej mama. I weź tu zrozum dziewczyny…
Po takiej argumentacji oczywiście się zgodziłem. Za bardzo lubiłem Beatę, żeby narażać ją na jakieś poważne lanie od kogoś. I tak, troska o to była jedynym powodem. W czasie tej niezwykłej rozmowy nawet przez myśl mi nie przeszło bowiem, że lanie oznaczać może, iż zobaczę Beatę bez spodni. A może bez czegoś jeszcze. Byłem tak zaszokowany tą propozycją, że w ogóle mi to wtedy nie przyszło do głowy. Ba, nie przyszło też nawet później, gdy już szliśmy starą drogą w kierunku opuszczonej szopy. Cały czas myślałem bowiem o czymś innym. Nigdy nikomu nie wlałem, nigdy nikogo nie zbiłem tak celowo, w dodatku na czyjąś prośbę. Czy ja w ogóle będę umiał to zrobić? Czym innym są przepychanki i jakieś koleżeńskie bójki na szkolnym korytarzu czy na podwórku, a czym innym – wymierzenie komuś lania. Jeśli już mam to zrobić, to chciałbym to zrobić dobrze, nie za mocno i – przede wszystkim – żeby nie zrobić jej jakiejś krzywdy. Oczywiście, chciałem się tymi wątpliwościami podzielić z Beatą, ale i ona szła obok mnie jakaś zamyślona, nieswoja. Może jeszcze nie zdawała sobie sprawy, na co się zdecydowała…?
- Tak, to tu – potwierdziłem – Ale nie bój się, to tylko tak strasznie wygląda. Możemy wejść do środka i dach nam nie spadnie na głowę
- Aha – powiedziała tylko i powoli ruszyliśmy ścieżką wydeptaną w wysokiej trawie, w kierunku wejścia. Wielkie, dwuskrzydłowe, drewniane drzwi do starej stodoły znajdowały się po drugiej stronie budynku, nie od drogi, a od zarośli, co było kolejnym atutem tej właśnie budowli jako świetnej kryjówki. Gdyby nawet ktoś się do niej zbliżał, to aby wejść musiałby obejść niemal całą szopę, a wtedy my, będąc w środku, natychmiast zauważylibyśmy go przez szerokie szczeliny w drewnianych ścianach.
Drzwi skrzypnęły i weszliśmy do środka. Kurz, brud i wszechobecne pajęczyny nie zrobiły na Beacie żadnego wrażenia. Pewnie jej trudne dzieciństwo przyzwyczaiło ją do wielu rzeczy. Wnętrze szopy zawalone było starymi deskami, jakimś pordzewiałym żelastwem, oraz czymś co przypominało elementy starego wozu. Były też jakieś foliowe płachty, oraz dziurawe worki, oczywiście puste. Beata rozejrzała się dookoła, wyjrzała przez szparę w ścianie, upewniając się jaka jest szansa, że odpowiednio wcześnie dostrzeżemy ewentualnego intruza, po czym stwierdziła krótko: „Chyba może być”.
Zatem teraz ja powinienem pewnie coś powiedzieć, jakoś poprowadzić tę idiotyczną sytuację. Problem w tym, że nie miałem na to żadnego pomysłu. Wyciągnąłem ze stosu najczystszą folię i na niej położyliśmy szkolne plecaki.
- Czy… eee… dostałaś już kiedyś wcześniej lanie? – zapytałem nieśmiało
- Nie – odpowiedziała krótko – Może tylko jakieś klapsy, dawno temu.
- Aha… – zgłupiałem – No to… eee… jak chciałabyś dostać teraz ode mnie?

- Tomek! – powiedziała nagle tak stanowczo, że stanąłem jak wryty – Poprosiłam cię o to, bo jesteś jedną z niewielu osób, może nawet jedyną, której mogę tak mocno zaufać. To nie ma być jakaś kolejna zabawa. Zrozum, ja potrzebuję dostać karę. Tylko to sprawi, że znowu poczuję się dobrze, że nie będę mieć tych wyrzutów sumienia. A kara oznacza, że nie mam na nią żadnego wpływu. Dostałeś już kilka razy lanie, co nie?

- No, tak – potwierdziłem
- No właśnie – ciągnęła – I ten kto ci ją wymierzał, to pytał się ciebie jak chcesz dostać? Wątpię. Więc proszę cię, zrób teraz to samo. Zapomnij na chwilę, że się kolegujemy, że mnie lubisz, że fajnie nam się razem uczy. Po prostu wyobraź sobie, że jesteś dorosłym, a ja jestem jakąś obcą gówniarą, która zrobiła coś złego i musisz jej wlać. Ty zdecydujesz ile, jak mocno, czym, i tak dalej. Ale proszę, nie patrz na to, że coś będzie za mocno, że mnie to boli i w ogóle. Nie zgadzam się na żadne klepanie ręką. Właśnie ma boleć! O to chodzi, tylko wtedy mi to pomoże, rozumiesz?

- Tak, ale… Ale nie wiem czy będę umiał zapomnieć o tym, że ty to ty… Nie uda mi się chyba wyobrazić sobie ciebie jako zupełnie obcej osoby… – dodałem smutno
- Wiem, ale obiecaj, że spróbujesz, chociaż trochę, dobrze?

- Hmm… – westchnąłem – Naprawdę tego chcesz?

- Ja tego potrzebuję – powiedziała poważnie, patrząc mi prosto w oczy – Tylko ten jeden, jedyny raz…

- Dobrze – powiedziałem po krótkiej chwili – Spróbuję najlepiej jak potrafię. Ale daj mi chwilę, okej?

- Okej – uśmiechnęła się lekko
Ja tymczasem zacząłem chodzić. Najpierw w kółko, w miejscu, potem zacząłem przechadzać się po szopie. Celowo unikałem patrzenia na Beatę. To, o co mnie prosiła, było niewykonalne. Lubiłem ją bardzo, nigdy by mi nawet przez myśl nie przeszło, żebym mógł ją w jakikolwiek sposób skrzywdzić. A teraz mam ją zbić?! I to, że ona sama o to prosi, błaga wręcz, niczego nie zmienia. Nie dam rady przestać myśleć o niej jako o najbliższej koleżance. A w związku z tym, nie dam chyba rady jej uderzyć. A już na pewno nie tak, jak ona by tego chciała…
Wyjrzałem przez szparę w ścianie. Na zewnątrz rosły brzydkie krzaczory, gęste zarośla. Kilka tygodni temu, w podobnej scenerii, chyba jedyny raz w życiu miałem ochotę komuś naprawdę wlać. To był ten mały, wścibski Dawidek. Ale nawet jego nie dałem rady wtedy pobić. Ale gdybym spróbował przypomnieć sobie tamte emocje, tamtą wściekłość na niego? Może chociaż na chwilę? Może pomogłoby mi to jakoś przenieść tamtą złość na tą sytuację i w taki sposób spełnić prośbę Beaty? Zamknąłem oczy, zacisnąłem zęby, nabrałem głęboko powietrza w płuca… Ech, dobra, niech się dzieje, co chce! W końcu sama o to prosiła…
- Więc zaraz dostaniesz lanie – powiedziałem stanowczo, odwracając się do Beaty – Rozpinaj spodnie!
Bez słowa spełniła polecenie, rozpinając guzik i zamek błyskawiczny w swoich dżinsach. Ja tymczasem wybrałem najczystszą poprzeczną belkę i wskazałem ją koleżance, mówiąc:
- Stań tu, oprzyj się o to rękami i wypnij tyłek!
Beata natychmiast zrobiła, co kazałem.
- Dobrze – powiedziałem – A teraz na chwilę oderwij ręce od tej belki i zsuń spodnie aż do kolan.
Dopiero gdy wykonywała tę czynność zauważyłem, że ręce trzęsą się jej jak na mrozie. Nie wiem czy to sytuacja, czy mój stanowczy głos spowodowały, że Beata chyba faktycznie przestraszyła się tego, co może ją czekać. Normalnie w takiej chwili pocieszyłbym ją i odstąpiłbym od zamiaru lania, ale czułem, że nie tego ona teraz chciała. Każdym atomem mojego istnienia starałem się więc oddzielić moje emocje względem niej, moją sympatię do niej, od wymogów tej konkretnej sytuacji. Muszę być zimny i nieczuły jeszcze przez jakieś dwie minuty, dam radę. Chyba…
Beata zsunęła swoje dżinsy do kolan i powróciła do pierwotnej pozycji. Z rękami opartymi o belkę stodoły i z wypiętym lekko tyłkiem. Teraz ubranym tylko w beżowe majteczki, po których – niestety – widać było, że mają już swoje lata. Dziura tu, przetarcie tam… Tej rodzinie na pewno się nie przelewa… NIE! Nie myśl TERAZ o tym. Masz coś do zrobienia – przywołałem sam siebie do porządku.
- Dostaniesz piętnaście pasów – powiedziałem poważnie, wysuwając pasek ze swoich spodni, a Beata tylko skinęła głową.
- W trakcie otrzymywania kary myśl o tym, co zrobiłaś, żeby sobie na to zasłużyć – dodałem jeszcze – Bo ma się to więcej nigdy nie powtórzyć!

- Tak – pisnęła
- I jeszcze jedno – powiedziałem – Prawdziwe lanie dostaje się zwykle na goły tyłek. Dlatego ty też tak dostaniesz…
W tym momencie Beata wzdrygnęła się, widziałem ten dreszcz jaki przebiegł po jej całym ciele. Napięła też chyba wszystkie mięśnie, ale w żaden sposób nie zaprotestowała, gdy podszedłem i powoli zsunąłem jej majtki kilkanaście centymetrów poniżej tyłka. I zdębiałem. Beata miała lekką nadwagę, więc oczekiwałem, że jej pośladki też będą pulchne i takie… no…. trochę tłuste. Tymczasem nic podobnego. Moim oczom ukazała się chyba najbardziej kształtny tyłek, jaki kiedykolwiek widziałem, wliczając w to oczywiście wszelkie zdjęcia, rysunki, filmy i tym podobne (bo na żywo widziałem przecież tylko goły tyłek Eweliny, a tyłki Karoliny i Sylwii jedynie w majtkach). Pupa Beaty była idealnie okrągła (nie taka płaska jak tyłek Eweliny), gładka i różowa. Brak mi słów, aby ten widok wiernie opisać.. Po prostu zaniemówiłem. Na szczęście na kilka sekund, bo zaraz przypomniałem sobie, po co tutaj jestem i co mam teraz zrobić.
- Możesz krzyczeć i w ogóle, ale nie wolno ci przerwać lania – powiedziałem jeszcze groźniejszym tonem, bo miałem wrażenie, że właśnie takiej atmosfery Beata oczekiwała po tym karaniu – Jak zasłonisz tyłek rękami, zaczynamy lanie od początku, więc nie radzę. To jasne?
- Mhm – chrząknęła tylko
- Słucham?! – prawie krzyknąłem
- Tak, jasne… – powiedziała jakimś dziwnym głosem
- Dobrze, to zaczynamy – stwierdziłem – Wypnij tyłek… Jeszcze!… Okej, może być.
Nieziemsko piękna pupa Beaty teraz była jeszcze bardziej okrągła i apetyczna. Nie mogłem się napatrzeć na ten widok. Ach, żeby mieć w oku aparat fotograficzny i uwiecznić sobie ten obraz na zawsze, a potem oglądać za każdym razem, gdy tylko będę mieć na to ochotę. Udawałem jeszcze, że składam sobie pasek, ale tak naprawdę chodziło mi tylko o to, żeby wydłużyć tę scenę o każdą sekundę. W końcu jednak musiałem to zrobić…
… Wziąłem zamach i niezbyt mocno uderzyłem Beatę paskiem w sam środek pośladków. Dziewczyna syknęła. Chyba jednak nie jest to aż takie trudne od strony technicznej. Tylko muszę celować osobno w każdy pośladek.
- To była rozgrzewka – powiedziałem – Teraz będzie czternaście prawdziwych pasów twojej kary.
Po czym wziąłem kolejny zamach i już mocniej wymierzyłem uderzenie na bliższy pośladek Beaty. „Ałaaa!” – jęknęła głośniej. Zagryzłem wargi i wymierzyłem kolejny pas. Po czym kolejny, i jeszcze jeden. Delikatne, ledwo widoczne pręgi, pojawiły się na jej pośladkach. Jeszcze dziesięć, mam nadzieję, że jakoś wytrzyma. I że ja też wytrzymam…
Drugą piątkę wymierzyłem bardzo szybko, jeden pas po drugim. Naprawdę chciałem mieć już to za sobą. Jęki i krzyki Beaty, jej drżące ciało coraz mocniej wdzierało się do mojego sumienia. 
Krzyczy z bólu! 
Sama o to prosiła! 
Ale ją to naprawdę boli! 
Muszę dokończyć to, co chciała, bo dalej się będzie źle czuć! 
Głosy w moje głowie przekrzykiwały się coraz natarczywiej. Chcę to już mieć za sobą, a może już teraz dać spokój? – przemknęło mi przez myśl. Ale przecież obiecałem piętnaście…
Natychmiast wymierzyłem więc jedenasty pas, byle szybciej, byle to skończyć. A potem dwunasty i trzynasty. Skóra paska chlastała o skórę na pupie Beaty, pręgi zaczerwieniały się. Jeszcze dwa. Czternasty. „Ałaaa, ałaaa, ałaaa” – dziewczyna darła się wniebogłosy. Kurczę, może za mocny mi wyszedł… Ale ręka jakoś średnio mnie słuchała, bo piętnasty, kończący pas wymierzyłem z podobną mocą. Jakby coś silniejszego mną kierowało. „Ałaaa!” – zawyła Beata tak głośno, że wystraszyłem się, czy na pewno nie usłyszą tego na naszym osiedlu.
- Już po wszystkim, możesz się ubrać – powiedziałem, siląc się na pogodny ton
Beata jednak nie ubrała się. Drżącymi dłońmi dotknęła swoich pośladków, przez chwilę je pomasowała, po czym kucnęła, skryła głowę między kolanami i rozpłakała się.
I co ja mam teraz zrobić? Sprawiłem jej ból, o który sama przecież prosiła. Ale może za mocno…? Nie miałem pojęcia jak się zachować, tak głupio chyba jeszcze nigdy mi nie było. Może mam ją zostawić samą… A może przytulić, pocieszyć…? Dla zyskania czasu zacząłem wsuwać pasek w spodnie. Beata nadal ryczała ją bóbr. Ostrożnie podszedłem i kucnąłem obok.
- Wszystko w porządku? – zapytałem cicho. Tylko na taki banał mnie było wtedy stać.
- Nie… – chlipała
- Ja… ja… przepraszam, jeśli coś… – bąknąłem
- Nie, Tomek… – przerwała mi i spojrzała na mnie oczami pełnymi łez – Zrobiłeś wszystko idealnie. Właśnie czegoś takiego chciałam. Nawet miałam nadzieję, że wlejesz mi na gołą dupę, ale bałam się to zasugerować. Tylko…

- Tylko co…? – zapytałem
- Tylko… Tylko ja chyba nie byłam jednak na to wszystko gotowa… – wyznała – Nie na ból, ale na to wszystko, tak ogólnie. Nie spodziewałam się, że to jest takie… no, taki wstyd i w ogóle ta atmosfera i to wszystko…
- Trochę cię rozumiem – przyznałem – Pamiętam, gdy ja pierwszy raz dostałem lanie na goły tyłek. Od pani Iwony, tej od geografii. Chcesz, żebym ci opowiedział jak to było?

- Tak – skinęła głową
- A może się najpierw ubierzesz? – zapytałem z troską
- Nie, boję się, że majtki mi będą drażnić tyłek. Chcę jeszcze chwilę tak posiedzieć, jeśli ci to nie przeszkadza…

- Nie, spoko – powiedziałem – A więc to było tak. Groziła mi trója z geografii na koniec roku i…
Opowiadałem ze szczegółami chyba dobry kwadrans i to był jeden z najdziwniejszych kwadransów jakie przeżyłem. Klęczałem na ziemi w starej stodole, obejmując ramieniem najbliższą koleżankę, podczas gdy ona kucała obok mnie, ze spuszczonymi spodniami i majtkami. Nie widziałem jednak bezpośrednio ani jej tyłka ani tej części ciała z przodu, jedynie jej udo z boku. Zresztą nie myślałem o takich widokach w tamtej chwili, chciałem przede wszystkim jak najszybciej ją pocieszyć. Wciąż czułem się winny tej idiotycznej sytuacji.
Gdy już skończyłem opowiadać, jeszcze chwilę tkwiliśmy w takiej pozycji, Beata wysmarkała się wreszcie do końca. Aż nagle usłyszeliśmy jakiś trzask gdzieś na zewnątrz.
- Co to było? – zapytała Beata niepewnie, rozglądając się dookoła
- Może tylko jakiś ptak… – myślałem głośno
Nagle kolejny trzask. Podobny do tego, który usłyszałem, gdy niemal w tym samym miejscu obłapiałem się z Karoliną. Może to jakiś pies, kot, albo faktycznie ptaki? A może tu ktoś mieszka, jakiś bezdomny? Zerwaliśmy się na równe nogi. Przez ułamek sekundy mignęła mi przed oczami „dziurka” Beaty, ale zaraz dziewczyna przylgnęła do mnie, drżąc.
- Tomek, boję się… Co to jest?
- Nie wiem, ale chyba najlepiej będzie jak się stąd zmyjemy – powiedziałem niepewnie – Ubieraj się.
Beata odwróciła się, ostatni raz obdarzając mnie widokiem swojej pięknej pupy, teraz przyozdobionej kilkoma poprzecznymi paskami. Zaraz jednak wciągnęła na tyłek majtki i spodnie, a ja ostrożnie podszedłem do drzwi i po chwili wahania wyjrzałem na zewnątrz. Nikogo tam nie było. Podbiegłem do końca ściany i zajrzałem za róg, w stronę ścieżki prowadzącej do drogi. A tam… ktoś uciekał. Przeskakiwał kępki traw i dziury w ścieżce, nie oglądając się za siebie. Pobiegłem za tym kimś, ale był zbyt daleko, już prawie na drodze, nie dałbym rady go dogonić. Zresztą – po co? Jedno mnie tylko zastanawiało. Mimo dużej odległości, wydawało mi się, że skądś znam tę sylwetkę i te ciuchy. Że już je gdzieś widziałem, chyba dzisiaj nawet. To chyba… to chyba nie była Karolina?!
Patrząc w dal, nawet nie zauważyłem, gdy obok mnie pojawiła się Beata, niosąc nasze plecaki
- Kto to był?

- Nie mam pojęcia – odpowiedziałem, a w duchu dodałem – Ale mam nadzieję, że nie ta osoba, o której myślę…
(pierwotnie opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl dnia 11.12.2014)   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz