- To tu?! – odezwała się Beata zdumionym głosem, patrząc z
niedowierzaniem na rozlatującą się szopę. I były to jej pierwsze
wypowiedziane słowa odkąd wyszliśmy ze szkoły.
Ponad kwadrans przeszliśmy w milczeniu, bo i nie bardzo było o czym
rozmawiać w takiej sytuacji. A przynajmniej ja nie miałem pojęcia,
jak zacząć. Chwilę wcześniej Beata strzeliła mi przecież taką
propozycję, że prędzej spodziewałbym się wszystkiego innego,
łącznie ze znalezieniem miliona dolarów na chodniku albo
lądowaniem kosmitów na szkolnym boisku. Oto bowiem z własnej,
nieprzymuszonej woli chce ode mnie dostać lanie, i to tylko dlatego,
że czuje się winna jakiejś głupiej, drobnej sytuacji. A ja?
Miałem odmówić? Próbowałem ją przekonać, odwieść od tego
pomysłu, ale nie chciała w ogóle mnie słuchać. Powiedziała, że
jeśli nie ode mnie, to dostanie od kogoś innego – celowo zrobi
coś złego, żeby sprała ją na przykład jej mama. I weź tu
zrozum dziewczyny…
Po takiej argumentacji oczywiście się zgodziłem. Za bardzo lubiłem
Beatę, żeby narażać ją na jakieś poważne lanie od kogoś. I
tak, troska o to była jedynym powodem. W czasie tej niezwykłej
rozmowy nawet przez myśl mi nie przeszło bowiem, że lanie oznaczać
może, iż zobaczę Beatę bez spodni. A może bez czegoś jeszcze.
Byłem tak zaszokowany tą propozycją, że w ogóle mi to wtedy nie
przyszło do głowy. Ba, nie przyszło też nawet później, gdy już
szliśmy starą drogą w kierunku opuszczonej szopy. Cały czas
myślałem bowiem o czymś innym. Nigdy nikomu nie wlałem, nigdy
nikogo nie zbiłem tak celowo, w dodatku na czyjąś prośbę. Czy ja
w ogóle będę umiał to zrobić? Czym innym są przepychanki i
jakieś koleżeńskie bójki na szkolnym korytarzu czy na podwórku,
a czym innym – wymierzenie komuś lania. Jeśli już mam to zrobić,
to chciałbym to zrobić dobrze, nie za mocno i – przede wszystkim
– żeby nie zrobić jej jakiejś krzywdy. Oczywiście, chciałem
się tymi wątpliwościami podzielić z Beatą, ale i ona szła obok
mnie jakaś zamyślona, nieswoja. Może jeszcze nie zdawała sobie
sprawy, na co się zdecydowała…?
- Tak, to tu – potwierdziłem – Ale nie bój się, to tylko tak
strasznie wygląda. Możemy wejść do środka i dach nam nie spadnie
na głowę
- Aha – powiedziała tylko i powoli ruszyliśmy ścieżką
wydeptaną w wysokiej trawie, w kierunku wejścia. Wielkie,
dwuskrzydłowe, drewniane drzwi do starej stodoły znajdowały się
po drugiej stronie budynku, nie od drogi, a od zarośli, co było
kolejnym atutem tej właśnie budowli jako świetnej kryjówki. Gdyby
nawet ktoś się do niej zbliżał, to aby wejść musiałby obejść
niemal całą szopę, a wtedy my, będąc w środku, natychmiast
zauważylibyśmy go przez szerokie szczeliny w drewnianych ścianach.
Drzwi skrzypnęły i weszliśmy do środka. Kurz, brud i wszechobecne
pajęczyny nie zrobiły na Beacie żadnego wrażenia. Pewnie jej
trudne dzieciństwo przyzwyczaiło ją do wielu rzeczy. Wnętrze
szopy zawalone było starymi deskami, jakimś pordzewiałym
żelastwem, oraz czymś co przypominało elementy starego wozu. Były
też jakieś foliowe płachty, oraz dziurawe worki, oczywiście
puste. Beata rozejrzała się dookoła, wyjrzała przez szparę w
ścianie, upewniając się jaka jest szansa, że odpowiednio wcześnie
dostrzeżemy ewentualnego intruza, po czym stwierdziła krótko:
„Chyba może być”.
Zatem teraz ja powinienem pewnie coś powiedzieć, jakoś poprowadzić
tę idiotyczną sytuację. Problem w tym, że nie miałem na to
żadnego pomysłu. Wyciągnąłem ze stosu najczystszą folię i na
niej położyliśmy szkolne plecaki.
- Czy… eee… dostałaś już kiedyś wcześniej lanie? –
zapytałem nieśmiało
- Nie – odpowiedziała krótko – Może tylko jakieś klapsy,
dawno temu.
- Aha… – zgłupiałem – No to… eee… jak chciałabyś dostać
teraz ode mnie?
- Tomek! – powiedziała nagle tak stanowczo, że stanąłem jak
wryty – Poprosiłam cię o to, bo jesteś jedną z niewielu osób,
może nawet jedyną, której mogę tak mocno zaufać. To nie ma być
jakaś kolejna zabawa. Zrozum, ja potrzebuję dostać karę. Tylko to
sprawi, że znowu poczuję się dobrze, że nie będę mieć tych
wyrzutów sumienia. A kara oznacza, że nie mam na nią żadnego
wpływu. Dostałeś już kilka razy lanie, co nie?
- No, tak – potwierdziłem
- No właśnie – ciągnęła – I ten kto ci ją wymierzał, to
pytał się ciebie jak chcesz dostać? Wątpię. Więc proszę cię,
zrób teraz to samo. Zapomnij na chwilę, że się kolegujemy, że
mnie lubisz, że fajnie nam się razem uczy. Po prostu wyobraź
sobie, że jesteś dorosłym, a ja jestem jakąś obcą gówniarą,
która zrobiła coś złego i musisz jej wlać. Ty zdecydujesz ile,
jak mocno, czym, i tak dalej. Ale proszę, nie patrz na to, że coś
będzie za mocno, że mnie to boli i w ogóle. Nie zgadzam się na żadne klepanie ręką. Właśnie ma boleć! O
to chodzi, tylko wtedy mi to pomoże, rozumiesz?
- Tak, ale… Ale nie wiem czy będę umiał zapomnieć o tym, że ty
to ty… Nie uda mi się chyba wyobrazić sobie ciebie jako zupełnie
obcej osoby… – dodałem smutno
- Wiem, ale obiecaj, że spróbujesz, chociaż trochę, dobrze?
- Hmm… – westchnąłem – Naprawdę tego chcesz?
- Ja tego potrzebuję – powiedziała poważnie, patrząc mi prosto
w oczy – Tylko ten jeden, jedyny raz…
- Dobrze – powiedziałem po krótkiej chwili – Spróbuję
najlepiej jak potrafię. Ale daj mi chwilę, okej?
- Okej – uśmiechnęła się lekko
Ja tymczasem zacząłem chodzić. Najpierw w kółko, w miejscu,
potem zacząłem przechadzać się po szopie. Celowo unikałem
patrzenia na Beatę. To, o co mnie prosiła, było niewykonalne.
Lubiłem ją bardzo, nigdy by mi nawet przez myśl nie przeszło,
żebym mógł ją w jakikolwiek sposób skrzywdzić. A teraz mam ją
zbić?! I to, że ona sama o to prosi, błaga wręcz, niczego nie
zmienia. Nie dam rady przestać myśleć o niej jako o najbliższej
koleżance. A w związku z tym, nie dam chyba rady jej uderzyć. A
już na pewno nie tak, jak ona by tego chciała…
Wyjrzałem przez szparę w ścianie. Na zewnątrz rosły brzydkie
krzaczory, gęste zarośla. Kilka tygodni temu, w podobnej scenerii,
chyba jedyny raz w życiu miałem ochotę komuś naprawdę wlać. To
był ten mały, wścibski Dawidek. Ale nawet jego nie dałem rady
wtedy pobić. Ale gdybym spróbował przypomnieć sobie tamte emocje,
tamtą wściekłość na niego? Może chociaż na chwilę? Może
pomogłoby mi to jakoś przenieść tamtą złość na tą sytuację
i w taki sposób spełnić prośbę Beaty? Zamknąłem oczy,
zacisnąłem zęby, nabrałem głęboko powietrza w płuca… Ech,
dobra, niech się dzieje, co chce! W końcu sama o to prosiła…
- Więc zaraz dostaniesz lanie – powiedziałem stanowczo,
odwracając się do Beaty – Rozpinaj spodnie!
Bez słowa spełniła polecenie, rozpinając guzik i zamek
błyskawiczny w swoich dżinsach. Ja tymczasem wybrałem najczystszą
poprzeczną belkę i wskazałem ją koleżance, mówiąc:
- Stań tu, oprzyj się o to rękami i wypnij tyłek!
Beata natychmiast zrobiła, co kazałem.
- Dobrze – powiedziałem – A teraz na chwilę oderwij ręce od
tej belki i zsuń spodnie aż do kolan.
Dopiero gdy wykonywała tę czynność zauważyłem, że ręce trzęsą
się jej jak na mrozie. Nie wiem czy to sytuacja, czy mój stanowczy
głos spowodowały, że Beata chyba faktycznie przestraszyła się
tego, co może ją czekać. Normalnie w takiej chwili pocieszyłbym
ją i odstąpiłbym od zamiaru lania, ale czułem, że nie tego ona
teraz chciała. Każdym atomem mojego istnienia starałem się więc
oddzielić moje emocje względem niej, moją sympatię do niej, od
wymogów tej konkretnej sytuacji. Muszę być zimny i nieczuły
jeszcze przez jakieś dwie minuty, dam radę. Chyba…
Beata zsunęła swoje dżinsy do kolan i powróciła do pierwotnej
pozycji. Z rękami opartymi o belkę stodoły i z wypiętym lekko
tyłkiem. Teraz ubranym tylko w beżowe majteczki, po których –
niestety – widać było, że mają już swoje lata. Dziura tu,
przetarcie tam… Tej rodzinie na pewno się nie przelewa… NIE! Nie
myśl TERAZ o tym. Masz coś do zrobienia – przywołałem sam
siebie do porządku.
- Dostaniesz piętnaście pasów – powiedziałem poważnie,
wysuwając pasek ze swoich spodni, a Beata tylko skinęła głową.
- W trakcie otrzymywania kary myśl o tym, co zrobiłaś, żeby sobie
na to zasłużyć – dodałem jeszcze – Bo ma się to więcej
nigdy nie powtórzyć!
- Tak – pisnęła
- I jeszcze jedno – powiedziałem – Prawdziwe lanie dostaje się
zwykle na goły tyłek. Dlatego ty też tak dostaniesz…
W tym momencie Beata wzdrygnęła się, widziałem ten dreszcz jaki
przebiegł po jej całym ciele. Napięła też chyba wszystkie
mięśnie, ale w żaden sposób nie zaprotestowała, gdy podszedłem
i powoli zsunąłem jej majtki kilkanaście centymetrów poniżej
tyłka. I zdębiałem. Beata miała lekką nadwagę, więc
oczekiwałem, że jej pośladki też będą pulchne i takie… no….
trochę tłuste. Tymczasem nic podobnego. Moim oczom ukazała się
chyba najbardziej kształtny tyłek, jaki kiedykolwiek widziałem,
wliczając w to oczywiście wszelkie zdjęcia, rysunki, filmy i tym
podobne (bo na żywo widziałem przecież tylko goły tyłek Eweliny,
a tyłki Karoliny i Sylwii jedynie w majtkach). Pupa Beaty była
idealnie okrągła (nie taka płaska jak tyłek Eweliny), gładka i
różowa. Brak mi słów, aby ten widok wiernie opisać.. Po prostu
zaniemówiłem. Na szczęście na kilka sekund, bo zaraz
przypomniałem sobie, po co tutaj jestem i co mam teraz zrobić.
- Możesz krzyczeć i w ogóle, ale nie wolno ci przerwać lania –
powiedziałem jeszcze groźniejszym tonem, bo miałem wrażenie, że
właśnie takiej atmosfery Beata oczekiwała po tym karaniu – Jak
zasłonisz tyłek rękami, zaczynamy lanie od początku, więc nie
radzę. To jasne?
- Mhm – chrząknęła tylko
- Słucham?! – prawie krzyknąłem
- Tak, jasne… – powiedziała jakimś dziwnym głosem
- Dobrze, to zaczynamy – stwierdziłem – Wypnij tyłek…
Jeszcze!… Okej, może być.
Nieziemsko piękna pupa Beaty teraz była jeszcze bardziej okrągła
i apetyczna. Nie mogłem się napatrzeć na ten widok. Ach, żeby
mieć w oku aparat fotograficzny i uwiecznić sobie ten obraz na
zawsze, a potem oglądać za każdym razem, gdy tylko będę mieć na
to ochotę. Udawałem jeszcze, że składam sobie pasek, ale tak
naprawdę chodziło mi tylko o to, żeby wydłużyć tę scenę o
każdą sekundę. W końcu jednak musiałem to zrobić…
… Wziąłem zamach i niezbyt mocno uderzyłem Beatę paskiem w sam
środek pośladków. Dziewczyna syknęła. Chyba jednak nie jest to
aż takie trudne od strony technicznej. Tylko muszę celować osobno
w każdy pośladek.
- To była rozgrzewka – powiedziałem – Teraz będzie czternaście
prawdziwych pasów twojej kary.
Po czym wziąłem kolejny zamach i już mocniej wymierzyłem
uderzenie na bliższy pośladek Beaty. „Ałaaa!” – jęknęła
głośniej. Zagryzłem wargi i wymierzyłem kolejny pas. Po czym
kolejny, i jeszcze jeden. Delikatne, ledwo widoczne pręgi, pojawiły
się na jej pośladkach. Jeszcze dziesięć, mam nadzieję, że jakoś
wytrzyma. I że ja też wytrzymam…
Drugą piątkę wymierzyłem bardzo szybko, jeden pas po drugim.
Naprawdę chciałem mieć już to za sobą. Jęki i krzyki Beaty, jej
drżące ciało coraz mocniej wdzierało się do mojego sumienia.
Krzyczy z bólu!
Sama o to prosiła!
Ale ją to naprawdę boli!
Muszę
dokończyć to, co chciała, bo dalej się będzie źle czuć!
Głosy
w moje głowie przekrzykiwały się coraz natarczywiej. Chcę to już
mieć za sobą, a może już teraz dać spokój? – przemknęło mi
przez myśl. Ale przecież obiecałem piętnaście…
Natychmiast wymierzyłem więc jedenasty pas, byle szybciej, byle to
skończyć. A potem dwunasty i trzynasty. Skóra paska chlastała o
skórę na pupie Beaty, pręgi zaczerwieniały się. Jeszcze dwa.
Czternasty. „Ałaaa, ałaaa, ałaaa” – dziewczyna darła się
wniebogłosy. Kurczę, może za mocny mi wyszedł… Ale ręka jakoś
średnio mnie słuchała, bo piętnasty, kończący pas wymierzyłem
z podobną mocą. Jakby coś silniejszego mną kierowało. „Ałaaa!”
– zawyła Beata tak głośno, że wystraszyłem się, czy na pewno
nie usłyszą tego na naszym osiedlu.
- Już po wszystkim, możesz się ubrać – powiedziałem, siląc
się na pogodny ton
Beata jednak nie ubrała się. Drżącymi dłońmi dotknęła swoich
pośladków, przez chwilę je pomasowała, po czym kucnęła, skryła
głowę między kolanami i rozpłakała się.
I co ja mam teraz zrobić? Sprawiłem jej ból, o który sama
przecież prosiła. Ale może za mocno…? Nie miałem pojęcia jak
się zachować, tak głupio chyba jeszcze nigdy mi nie było. Może
mam ją zostawić samą… A może przytulić, pocieszyć…? Dla
zyskania czasu zacząłem wsuwać pasek w spodnie. Beata nadal
ryczała ją bóbr. Ostrożnie podszedłem i kucnąłem obok.
- Wszystko w porządku? – zapytałem cicho. Tylko na taki banał
mnie było wtedy stać.
- Nie… – chlipała
- Ja… ja… przepraszam, jeśli coś… – bąknąłem
- Nie, Tomek… – przerwała mi i spojrzała na mnie oczami pełnymi
łez – Zrobiłeś wszystko idealnie. Właśnie czegoś takiego
chciałam. Nawet miałam nadzieję, że wlejesz mi na gołą dupę,
ale bałam się to zasugerować. Tylko…
- Tylko co…? – zapytałem
- Tylko… Tylko ja chyba nie byłam jednak na to wszystko gotowa…
– wyznała – Nie na ból, ale na to wszystko, tak ogólnie. Nie
spodziewałam się, że to jest takie… no, taki wstyd i w ogóle ta
atmosfera i to wszystko…
- Trochę cię rozumiem – przyznałem – Pamiętam, gdy ja
pierwszy raz dostałem lanie na goły tyłek. Od pani Iwony, tej od
geografii. Chcesz, żebym ci opowiedział jak to było?
- Tak – skinęła głową
- A może się najpierw ubierzesz? – zapytałem z troską
- Nie, boję się, że majtki mi będą drażnić tyłek. Chcę
jeszcze chwilę tak posiedzieć, jeśli ci to nie przeszkadza…
- Nie, spoko – powiedziałem – A więc to było tak. Groziła mi
trója z geografii na koniec roku i…
Opowiadałem ze szczegółami chyba dobry kwadrans i to był jeden z
najdziwniejszych kwadransów jakie przeżyłem. Klęczałem na ziemi
w starej stodole, obejmując ramieniem najbliższą koleżankę,
podczas gdy ona kucała obok mnie, ze spuszczonymi spodniami i
majtkami. Nie widziałem jednak bezpośrednio ani jej tyłka ani tej
części ciała z przodu, jedynie jej udo z boku. Zresztą nie
myślałem o takich widokach w tamtej chwili, chciałem przede
wszystkim jak najszybciej ją pocieszyć. Wciąż czułem się winny
tej idiotycznej sytuacji.
Gdy już skończyłem opowiadać, jeszcze chwilę tkwiliśmy w takiej
pozycji, Beata wysmarkała się wreszcie do końca. Aż nagle
usłyszeliśmy jakiś trzask gdzieś na zewnątrz.
- Co to było? – zapytała Beata niepewnie, rozglądając się
dookoła
- Może tylko jakiś ptak… – myślałem głośno
Nagle kolejny trzask. Podobny do tego, który usłyszałem, gdy
niemal w tym samym miejscu obłapiałem się z Karoliną. Może to
jakiś pies, kot, albo faktycznie ptaki? A może tu ktoś mieszka,
jakiś bezdomny? Zerwaliśmy się na równe nogi. Przez ułamek
sekundy mignęła mi przed oczami „dziurka” Beaty, ale zaraz
dziewczyna przylgnęła do mnie, drżąc.
- Tomek, boję się… Co to jest?
- Nie wiem, ale chyba najlepiej będzie jak się stąd zmyjemy –
powiedziałem niepewnie – Ubieraj się.
Beata odwróciła się, ostatni raz obdarzając mnie widokiem swojej
pięknej pupy, teraz przyozdobionej kilkoma poprzecznymi paskami.
Zaraz jednak wciągnęła na tyłek majtki i spodnie, a ja ostrożnie
podszedłem do drzwi i po chwili wahania wyjrzałem na zewnątrz.
Nikogo tam nie było. Podbiegłem do końca ściany i zajrzałem za
róg, w stronę ścieżki prowadzącej do drogi. A tam… ktoś
uciekał. Przeskakiwał kępki traw i dziury w ścieżce, nie
oglądając się za siebie. Pobiegłem za tym kimś, ale był zbyt
daleko, już prawie na drodze, nie dałbym rady go dogonić. Zresztą
– po co? Jedno mnie tylko zastanawiało. Mimo dużej odległości,
wydawało mi się, że skądś znam tę sylwetkę i te ciuchy. Że już je gdzieś widziałem, chyba dzisiaj nawet. To
chyba… to chyba nie była Karolina?!
Patrząc w dal, nawet nie zauważyłem, gdy obok mnie pojawiła się
Beata, niosąc nasze plecaki
- Kto to był?
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałem, a w duchu dodałem – Ale
mam nadzieję, że nie ta osoba, o której myślę…
(pierwotnie
opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl
dnia 11.12.2014)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz