poniedziałek, 7 stycznia 2019
(33.) Dupa blada (część 1.)
Ostatnie miesiące zmieniły bardzo wiele w moim podejściu do kar cielesnych. Właściwie zmieniły wszystko. Jeszcze nie tak dawno temu sama myśl o laniu czy nawet klapsach na tyłek mnie przerażała, nie minął jednak rok i zebrałem w tym zakresie już całkiem sporo przeróżnych doświadczeń. A doświadczenia redukują lęk przed nieznanym. I chociaż wciąż było to dla mnie wręcz nie do uwierzenia, ale teraz perspektywa wychowawczego lania od nauczyciela już nie była dla mnie czymś tak strasznym jak na początku, a momentami była dla mnie czymś nawet do zaakceptowania. Naprawdę niesamowite jest, jak wiele potrafi się zmienić w myśleniu i podejściu do pewnych spraw w relatywnie krótkim okresie czasu.
Jednak pomimo tej zmiany nastawienia, pewne aspekty kar cielesnych wciąż przerażały mnie tak samo jak dawniej, a może i bardziej. Właściwie były to tylko dwa aspekty. Nie wyobrażałem sobie lania na goły tyłek przed całą klasą. Na samą myśl o tym dostawałem dreszczy. Czymś innym jest bowiem lanie w obecności tylko osoby wymierzającej karę – tylko ona jest wówczas świadkiem mojego upokorzenia, tylko ona widzi moje pośladki, słyszy odgłosy uderzeń na tyłek i moje ewentualne jęki. Chociaż na początku było ciężko, ten rodzaj kary udało mi się, jako tako, zaakceptować. I przyzwyczaić do niego. Natomiast lania przy całej klasie, gdzie świadkiem tego wszystkiego, całego tego upokorzenia, nie byłaby jedna osoba, a osób dwadzieścia – moich kolegów i koleżanek, nie tylko nie potrafiłem zaakceptować, ale nawet sobie wyobrazić. Gdyby mnie postawiono w takiej sytuacji, nie wiem, co bym zrobił. Pewnie rozpłakał się, położył na podłodze, uciekł, albo zemdlał. Po stokroć wolałbym się jednak ośmieszyć w taki sposób, niż stercząc na środku klasy z gołym tyłkiem i jeszcze przyjmując na niego klapsy…
Drugi aspekt z tych nie do przyjęcia, dotyczył zupełnie innej sytuacji, ale zawsze przerażał mnie jeszcze bardziej. Było to lanie od rodziców, zwłaszcza od mamy. Zrozumieć to nieco trudniej, bo przecież na pierwszy rzut oka niewiele różni się to od lania od nauczyciela – świadkiem i wykonawcą kary też jest tylko jedna osoba. Problem leżał jednak w tym, że wolałem już „świecić” gołą pupą przed obcą osobą, nawet nauczycielem, którego widzę na co dzień, niż przed najbliższymi z najbliższych mi osób (jestem jedynakiem). Przed rodzicami, z którymi spędzałem niemal cały czas, nie licząc szkoły i spotkań z kolegami. Nie potrafiłem sobie zupełnie wyobrazić tego, że w obecności mamy przeżywam takie upokorzenie jak lanie na goły tyłek, a dwie godziny później siedzimy przy jednym stole jedząc kolację i rozmawiamy o codziennych sprawach. Kompletnie nie mieściło mi się to w głowie, zwłaszcza, że wchodziłem w tzw. okres dojrzewania i moje poczucie wstydu związanego z cielesnością również przechodziło pewne zmiany. Postawiony przed hipotetycznym wyborem, wolałbym już chyba, żeby mama przypadkiem weszła do łazienki gdy siedzę na klopie albo biorę prysznic. To jeszcze bym jakoś przeżył, ale lania od niej na goły tyłek, karania klapsami jak dziecko gdy rocznikowo mam już 14 lat – nigdy! Spaliłbym się ze wstydu w mgnieniu oka…
A teraz właśnie znalazłem się w takiej sytuacji… W scenie z moich najczarniejszych koszmarów…
Mama nie pozostawiła mi wyboru. Jej argumenty były celne i nie odparcia. Gdy wróciłem ze szkoły, triumfując po udanej, chociaż nieplanowanej w ten sposób, zemście na Dawidku, moja czujność zasnęła głębokim snem. I dałem się złapać na banalnym kłamstwie, a ponieważ była to „recydywa” – za poprzednie wybryki miałem już karę w zawieszeniu, mama miała pełne prawo spuścić mi lanie… Przytłoczony beznadziejnością sytuacji nawet niespecjalnie protestowałem, gdy usłyszałem polecenie zsunięcia majtek. Coś, czego bałem się – jak mi się wtedy wydawało – bardziej niż śmierci. Ale mój odrętwiały ze strachu umysł i tak nie myślał teraz racjonalnie. Mój instynkt samozachowawczy schował się głęboko pod ziemię. Dlatego posłusznie, bo co mi pozostało, trzęsącymi się dłońmi złapałem gumkę od majtek i powoli zacząłem zsuwać je w dół. Zsunąłem je jednak tylko kilka centymetrów, gdy nieoczekiwanie wróciła mi trzeźwość myślenia. Przerwałem tę upokarzającą czynność, składając ręce na piersiach.
- Nie, nie zrobię tego – zaprotestowałem brawurowo, ale co właściwie miałem do stracenia (gorszej kary niż lanie na gołą pupę już nie ma)
- Co takiego? – mama bardziej zdziwiona niż zdenerwowana wydusiła z siebie tylko te dwa słowa
- Nie zgadzam się z tą karą – ciągnąłem odważnie – Wiem, że postąpiłem źle i to nie pierwszy raz, ale przecież przeprosiłem, wytłumaczyłem się. I wydaje mi się, że nie zasłużyłem aż na taką karę. Nie za jedno kłamstwo.
- Tomek, proszę cię… – wycedziła mama przez zaciśnięte zęby – Dobrze wiesz, że tu nie chodzi tylko o kłamstwo. I że to ja decyduję, jaka kara za co ci się należy. Ściągaj majtki, ale już!
- Ja tego nie zrobię! Jeśli chcesz mi wlać na gołą, to sama mi je zdejmij – dodałem buńczucznie, choć w przypływie rozpaczy
Teraz już spodziewałem się najgorszego. Po tak bezczelnej odzywce właściwie nie było w tym nic zaskakującego, gdyby mama faktycznie zdjęła mi majtki siłą i wlepiła takie lanie, żebym się nie pozbierał. Właściwie jakaś cząstka mojej przerażonej świadomości już się z tym pogodziła. Ale w skrajnych sytuacjach, podejmowałem skrajne decyzje. Skoro i tak nie ma już odwrotu, skoro i tak dostanę na goły tyłek, to przynajmniej nie przyłożę do tego ręki, nie ugnę się, nic nie odbędzie się z mojej woli. Niech mnie złamie, niech zrobi to siłą, po swojemu. Ale niech wie, że tego nie akceptuję i się z tym nie godzę. A ból mam gdzieś. Może za to pyskowanie dostanę dwa razy więcej pasów, ale trudno. Nawet jeden pas na goły tyłek od mamy, to już dla mnie skrajne upokorzenie. Więc jeden, dziesięć czy pięćdziesiąt…
Nic takiego jednak się nie stało. Zamiast wybuchnąć złością, mama pomyślała chwilę, po czym odłożyła pas i usiadła na krawędzi kanapy.
- Właściwie powinnam tak zrobić – powiedziała bardzo spokojnie, łagodnie wręcz – Powinnam ci ściągnąć majtki siłą i tak skroić tyłek, żebyś przez miesiąc nie usiadł. Ale co by z tego było? Jaka korzyść dla twojego zachowania? Chyba faktycznie powinnam ci coś najpierw wytłumaczyć, zamiast od razu zabierać się do karania… Siadaj – poprosiła
Oszołomiony takim zwrotem akcji, posłusznie usiadłem na przeciwległym fotelu, w samych majtkach, nie wciągając nawet spodni, które pozostawały zsunięte do kostek, krępując mi ruchy. Nie mogłem z siebie wydusić nawet słowa, natomiast mama spokojnie mówiła dalej.
- Jak już ci powiedziałam, nie chodzi tylko o twoje dzisiejsze kłamstwo. Ale ogólnie o to, że opuściłeś się w zachowaniu, że coraz częściej zdarzają ci się jakieś wybryki, nauczyciele coraz częściej się na ciebie skarżą, a kiedyś tego nie było. Ja wiem, że to okres dojrzewania, głupi wiek, ja wszystko rozumiem. Tylko zrozum też mnie, Tomek. Dzisiaj to jest kłamstwo, jutro wagary, a za tydzień będę cię odbierać z komisariatu policji... I nie chodzi o to, że ci nie ufam czy coś. Chodzi o to, że musisz znać granice swojego zachowania. A ja muszę mieć narzędzia, żeby cię w tych granicach trzymać. Widzisz, dawniej wystarczyło, że powiedzieliśmy ci z tatą, że czegoś nie wolno i ty tego nie robiłeś. Teraz już tak nie jest, już mniej nas słuchasz. Ale nam nadal bardzo zależy na twoim bezpieczeństwie i na tym, żebyś nie przekraczał granic, które uważamy, że powinieneś respektować. I rozumiem, okres dojrzewania ma swoje prawa, dlatego elastycznie do tej pory do tego podchodziliśmy, przymykałam oko na twoje wybryki, odpuszczałam ci niektóre rzeczy, broniłam cię przed twoją wychowawczynią, poszerzyłam trochę te granice. Ale ty nadal je przekraczasz…
- Ale mamo, mi też zależy na moim bezpieczeństwie – wtrąciłem nieśmiało – Nie zrobiłbym przecież nic głupiego ani niebezpiecznego…
- Wiem, że ci zależy, ale problem w tym, że nie zawsze myślisz trzeźwo w tym wieku. Jako nastolatek często się myśli w ten sposób, że „a, mi to się nic nie stanie”, że innym się przytrafiają złe rzeczy, ale nie mnie. I tu musimy wkroczyć my, jako rodzice. Rozumiemy, że wchodzisz w trudny wiek, ale też musimy jasno postawić ci konkretne wymagania, a ty musisz wiedzieć, co grozi za ich przekroczenie. Przykro mi, ale skoro nie działają lżejsze metody dyscyplinowania, to musimy sięgnąć po poważniejsze. Bo inaczej nie będziemy w stanie w ogóle nad tobą zapanować. Dla twojego dobra.
- Ale ja naprawdę obiecuję, że się poprawię – zapewniłem – To nie tylko obietnica, to prawda, zobaczysz.
- Dobrze, to załóżmy, że ci dzisiaj odpuszczę, a wtedy ty pomyślisz, że ci się znowu udało, a potem znowu i znowu – pokręciła głową mama – I tak już zbyt długo czekaliśmy. Zbyt długo ci pobłażaliśmy. Inni rodzice sięgają po pas znacznie wcześniej. Dlatego przykro mi, kochanie, ale to cię dzisiaj nie minie. Tylko chciałabym, żebyś zrozumiał. Że to nie chodzi o kłamstwo, ani o tą jedynkę ze sprawdzianu. Ja wiem, że ty to poprawisz, bo jesteś mądry i zdolny. Ale musisz znać granice swojego zachowania. I nie przekraczać ich. Jeśli nie z wewnętrznego poczucia, że nie można, to właśnie ze strachu przed surową karą. To jest w tym wieku jedyny sposób, żeby uchronić cię przed jakimś głupstwem. Musisz mieć zawsze w pamięci, że za jakikolwiek poważniejszy wybryk czeka cię nie jakaś kara, którą się przeczeka, ale taka kara, która jest naprawdę dotkliwa, taka, której naprawdę nie chcesz. A żeby mieć to w pamięci to niestety, musisz to poczuć na własnej skórze… No, wstawaj!
- Mamo, ale ja nie chcę dostać lania... – powiedziałem płaczliwym głosem
- Wiem, Tomek… – odpowiedziała spokojnie – I nie myśl, że dla mnie to będzie coś przyjemnego. Zawsze miałam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie, że nie będę nigdy zmuszona używać takich kar wobec ciebie. Ale nie pozostawiłeś mi większego wyboru. Powiedz mi tylko, czy rozumiesz to wszystko, co ci przed chwilą powiedziałem? Rozumiesz dlaczego muszę to zrobić?
- Tak… – kiwnąłem głową – Ale mamo, może jednak… Może dasz mi tę ostatnią szansę…?
- Nie, Tomek, nie ma już o tym mowy – mama powiedziała to tak stanowczo, że w tym momencie chyba naprawdę zrozumiałem, że nie ma odwrotu. Bez słowa podszedłem do stołu, oparłem się dłońmi jak poprzednio o blat stołu, rozstawiłem szerzej nogi i wypiąłem tyłek. W majtkach, bo wciąż miałem nadzieję, że mama jednak rozmyśli się co do tej najgorszej wersji lania.
- Dobrze, to zsuń trochę majtki i miejmy to już za sobą – tymi słowami rozwiała jednak po raz kolejny moje nadzieje
- Mamo, ale czy ten jeden raz nie może być jeszcze przez majtki?
- Nie może, to już postanowione. Dostaniesz na gołą pupę i zawsze tak będzie od tej chwili. Ale nie bój się, poczujesz dzisiaj trochę te paski, ale nie zleję cię przecież na kwaśne jabłko, bo nie o to chodzi. Dostaniesz 20 pasów za kłamstwo i 5 za tą jedynkę ze sprawdzianu. Pyskowanie dzisiaj ci podaruję.
- Kiedy ja… ja… się wstydzę na goły tyłek… – błagałem w niepohamowanym przypływie szczerości
- Ale właśnie o to chodzi w karze, żeby była upokarzająca – zniecierpliwiła się mama – No dalej, nie będziemy tu stać cały dzień…
Serce waliło mi jak młotem, a moje dłonie ani drgnęły, jak przyspawane do blatu stołu. Co robić? Co robić? Ja nie chcęęęęę…..
- Tomek, ja tego za ciebie nie zrobię, bo to jest element kary – powiedziała stanowczo mama – I będziemy stać tu tak długo, aż sam ściągniesz majtki. Ja mam czas…
Już od dłuższego czasu wiedziałem, że nie mam wyjścia, ale teraz wyglądało to, jakby mózg odłączył mi się od reszty ciała. Ja chcę to już mieć za sobą, ja chcę się obudzić… Ale nie śniłem. To była rzeczywistość. Która stawiała przede mną tylko jedną możliwość…
Oderwałem dłonie od blatu, powoli przeniosłem na gumkę od majtek…
Błagam, niech się ziemia rozstąpi, niech spadnie kometa, niech grom uderzy!!!
Kątem oka zauważyłem jeszcze jak mama wzięła do ręki pasek, który leżał na kanapie i ułożyła go sobie w dłoni. Wziąłem głęboki oddech, chwyciłem mocno majtki i...
… i wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi!
Mama zawahała się, gdy dzwonek po chwili zadzwonił po raz drugi.
- Kogo tam niesie? – zdziwiła się i wyszła z pokoju
Szczęk otwieranego zamka i po chwili usłyszałem wyraźnie głos naszej sąsiadki z klatki obok, pani Danuty. Głos dziwnie roztrzęsiony i jakby zapłakany. Jej mąż był alkoholikiem, często wracał do domu pijany, niejedną robotę stracił już podobno przez wódkę, więc szybko zrozumiałem, że znowu zrobił pewnie jakąś awanturę. A pani Danuta, która dobrze dogadywała się z moją mamą, po prostu przyszła się wypłakać.
- Chodź, Danka, dalej… Tylko, że tam… eee… – usłyszałem głos mojej mamy i w tym samym momencie uprzytomniłem sobie, że drzwi do dużego pokoju zostawiła otwarte, a to jest pierwsze pomieszczenie, które widzi się wchodząc do przedpokoju. A ja stałem tu, z wypiętym tyłkiem (na szczęście wciąż w majtkach), gotowy do przyjęcia lania…
W innych okolicznościach może bym szybko wsunął spodnie, ale przytłoczony i skołowany wydarzeniami dzisiejszego dnia stałem teraz jak zamurowany. W tym samym momencie pani Danuta stanęła w progu salonu i też stanęła jak wryta, widząc mnie
- Aha, on… on lanie tu dostaje…? – odkrywczo zauważyła sąsiadka, przenosząc wzrok ze mnie na pasek leżący na fotelu i z powrotem
- No… tak właśnie… – zmieszała się moja mama
- Aha, no to nie – wycofała się pani Danuta – To dokończ z nim, a ja zaczekam… Albo później przyjdę…
No, jeszcze tego brakowało… Nie dość, że lanie od mamy, to w dodatku w obecności sąsiadki…?!
- Nie… Właściwie, to dopiero mieliśmy zacząć… Więc… tego… później mu wleję, to poczeka – powiedziała mama
- Ale to kłopot, skoro on już stoi przygotowany… – zaperzyła się pani Danuta
- Żaden kłopot! Tomek, ubierz się. Później do tego wrócimy – postanowiła mama – A teraz idź, zrób nam dwie kawy. I przynieś cukier.
Posłusznie wykonałem polecenie, modląc się, żeby moje uszy nie spłonęły mi jeszcze przez kilka sekund, bo miałem wrażenie, że rozgrzane są już do maksymalnej czerwoności. Przygotowując w kuchni kawę słyszałem strzępki rozmowy z pokoju:
- A co Tomek zmalował?
- W szkolę trochę narozrabiał znowu… A żadne upomnienia już nie działały…
- Aha… No, to najlepiej wtedy paskiem przeciągnąć porządnie przez gołe dupsko… To zawsze działa…
- No tak… nie miałam już wyjścia… Ale mów, Danka, co Józek znowu zrobił…
Zaniosłem kawę do dużego pokoju, zamknąłem za sobą drzwi i poszedłem do siebie. Rzuciłem się na łóżko nie mogąc zebrać myśli. To wszystko już ponad moje siły. Mam dość. „Później do tego wrócimy”. Czyli i tak dostanę lanie, tylko za godzinę, może dwie. Ale nie ma już odwrotu… A takie czekanie w tej sytuacji jest najgorsze. Właściwie to wolałbym mieć to już za sobą, dostać to lanie, nawet na oczach sąsiadki. A tak nic nie zrobię przez te najbliższe godziny, będę leżeć na łóżku, wkurzać się na wszystko, stresować i bać na przemian. Ale jakie mam wyjście?
Wtedy mój wzrok padł na okno. Podszedłem do niego, otworzyłem i wychyliłem się, spoglądając w dół. Mieszkaliśmy na trzecim piętrze.
(pierwotnie opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl dnia 26.12.2013)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz