środa, 17 lipca 2019

(50.) Unia wolności

Pewnie nudzę już o tych paradoksach czasu - że czasami coś, co trwa krótko, strasznie się wlecze (jak moje pierwsze lanie od Mamy na goły tyłek), a czasami coś, co w kalendarzu trwa długo, wydaje się, że mija błyskawicznie. Jak mój areszt domowy. Napisałbym wręcz, że osiem bitych dni minęło jak z bicza strzelił, ale z uwagi na aż dwie aluzje do lania zawarte w tym wyrażeniu, chyba odpuszczę sobie podobne porównania. Faktem jednak jest, że ani się obejrzałem, a od owego koszmarnego dnia, gdy rodzice przywieźli mnie o czwartej nad ranem z imprezy ociekającej alkoholem i seksem, a potem Mama sprała mi dupę na kwaśne jabłko, minął już ponad tydzień. Tydzień w którym zostałem pozbawiony jakichkolwiek rozrywek ważnych dla czternastolatka, takich jak: telewizja, gry, wyjścia z kolegami i bieganie za piłką na świeżym powietrzu. A jednak tydzień ten spędziłem niezwykle pożytecznie, by nie powiedzieć wręcz: przyjemnie. Zamknięcie w pokoju na klucz odebrało mi możliwość uczestniczenia w jakichkolwiek pracach domowych typu zmywanie czy wynoszenie śmieci. Trzy posiłki dziennie dostawałem do ręki. Nadrobiłem zaległości czytelnicze, wyspałem się za wszystkie czasy, posprzątałem cały swój pokój... A jeszcze dwa razy, gdy rodzice byli w pracy, na ławce pod moim blokiem zainstalowała się Beata, z którą korespondowałem za pomocą liścików wciąganych przez okno po sznurku. Coraz bardziej byłem przekonany, że to jest dziewczyna moich marzeń, z każdym dniem odkrywałem jak bardzo jest rozsądna i odpowiedzialna, a mimo to nie tracąca nic ze swojego beztroskiego szaleństwa. Takiego jak chwila, gdy w kwadrans naszkicowała mi swój genialny portret, na którym wypina w moją stronę gołą pupę, a potem wysłała mi ten rysunek na sznurku na trzecie piętro. O tym, co potem robiłem wieczorami przed tym rysunkiem nie wypada mi nawet wspominać publicznie... Ale czasem dopadały mnie obawy, czy na takie poważne "chodzenie ze sobą" nie jest jeszcze za wcześnie, nawet jeśli - w przypływie rzadko spotykanej w tym wieku dojrzałości - ustaliliśmy, że nie będziemy się na razie bawić w jakiekolwiek próby seksualnego współżycia. Może powinniśmy poczekać kilka lat, lepiej się poznać, zobaczyć jak wpłynie na nas okres "rozłąki", gdy już nie będziemy chodzić do jednej szkoły i widywać się na każdej przerwie. Odsuwałem od siebie te obawy, ale wiedziałem podskórnie, że przyjdzie czas, gdy na tak poważne pytania trzeba będzie sobie w końcu odpowiedzieć.

Tymczasem nadszedł ten słoneczny dzień, w którym po raz ostatni dostałem obiad do pokoju. Za kilka godzin kończył się mój areszt, następnego ranka miałem już zbierać się do szkoły, w której nie byłem od czasu pamiętnej imprezy u Konrada. Ciekawe, jakie plotki przez ten tydzień rozeszły się po szkole... Przynajmniej dwie osoby musiały widzieć jak rodzice niemal za frak wywlekli mnie z imprezy. Wcześniej nakryłem wspomnianego Konrada jak dupczył swoją kumpelę, wlazłem do łazienki gdy kuzynka Konrada siedziała na kiblu (ta sama kuzynka uwiesiła mi się potem na szyi i usiłowała mnie zaciągnąć do łóżka), a czy w zamroczeniu alkoholowym nie nawywijałem jeszcze czegoś, o czym nie pamiętam...?

Na razie jednak postanowiłem się tym nie przejmować i miło spędzić ostatnie popołudnie w "zamknięciu". Po obiedzie walnąłem się na łóżko z książką przygodową. Było cicho, spokojnie... Aż do chwili, gdy po siedemnastej, gdy zostało mi już do końca lektury zaledwie kilka stron, do mojego pokoju wkroczyła Mama. W prawej ręce trzymała... swój cienki, brązowy pasek od spodni. Widziałem go nieraz, ale w takiej sytuacji tylko raz, niemal rok temu, gdy byłem niesłusznie posądzony o kradzież paru banknotów z domowej skrytki i tylko cudem uniknąłem lania. Wtedy jednak był ku temu jakiś powód, ale teraz...? Przecież nic złego nie zrobiłem. Od tygodnia nie wychodzę z własnego pokoju! A może któraś sąsiadka widziała te liściki od Beaty wciągane po sznurku i doniosła Mamie...? Byłem tą sytuacją tak kompletnie zaskoczony, że ani drgnąłem na łóżku. Mama tymczasem oparła się o biurko i zagaiła:
- Dzisiaj ostatni dzień twojego aresztu...
- Tak - przyznałem, bo co innego miałem dodać...?
- Muszę cię pochwalić, bo wbrew moim wcześniejszym obawom, zachowywałeś się jak należy przez cały ten czas i cieszy mnie to. A jednocześnie smuci, że dopiero trzeba ci porządnie skroić tyłek, żeby cię skłonić do właściwego zachowywania się...
- Ja przemyślałem sobie i zrozumiałem wiele rzeczy... -  zacząłem standardową śpiewkę, bo nagle zaświtało mi w głowie, że może uda mi się w ten sposób ugrać powrót do drużyny piłkarskiej
- Dobrze, dobrze, ja wiem, że ty umiesz dużo obiecywać i w ogóle - przerwała mi - Ale mniejsza o to. Co zrozumiałeś, to się dopiero okaże. W każdym razie, chciałam ci powiedzieć, że tydzień temu byłam na ciebie tak wściekła za to, co nawywijałeś, że miałam taki plan, żeby przez cały tydzień trwania twojego aresztu codziennie wchodzić tu z pasem i sprawiać ci takie lanie przypominające, żeby ci się utrwaliła ta nauczka raz na zawsze...
"Lanie przypominające codziennie przez cały tydzień..." - jęknąłem w duchu - "Ja już to kiedyś słyszałem..."
- Oczywiście byłoby to niewspółmierne do twojego przewinienia - ciągnęła Mama - Dlatego gdy mi pierwsza złość przeszła, to zrezygnowałam z tego pomysłu. Byłoby to niesprawiedliwe, gdybyś miał dostawać lanie codziennie, bo to pierwsze było już wystarczająco porządne. Ale przez tydzień chyba już odpocząłeś po tym laniu, dlatego na sam koniec twojego aresztu i twojej kary, dostaniesz w dupsko jeszcze raz i to zakończy tę przykrą sprawę.
Po tych słowach Mama złożyła sobie w dłoni pasek na pół, a ja poczułem się jakbym spadał z prędkością światła w jakąś bezdenną przepaść. Kompletnie się tego nie spodziewałem, wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, koniec aresztu był już na horyzoncie, wstyd po pierwszym laniu dawno mi przeszedł. I teraz takie coś...

- Uklęknij przy łóżku i przygotuj się do lania - powiedziała Mama spokojnie - Nie będzie takie długie i mocne jak poprzednio, ale musi być, żebyś zapamiętał tę nauczkę.
Jeszcze nie tak dawno temu, zacząłbym w tym momencie standardowy koncert tłumaczeń i pretensji. Dlaczego, przecież już dostałem lanie za karę poprzednio, nie zasłużyłem na to, zachowywałem się idealnie, to nie fair, jesteście złośliwi, to niesprawiedliwe itd. itp. Teraz jednak - nie wiem czy to był efekt szoku, czy faktycznie ten tydzień nauczył mnie bezwzględnego posłuszeństwa - bez słowa wstałem z łóżka, klęknąłem we wskazanym miejscu i wypiąłem tyłek. Spojrzałem na Mamę kątem oka. Stała z założonymi rękami, patrząc na mnie wyczekująco. Wiedziałem o co chodzi i skoro zrobiłem pierwszy krok, musiałem zrobić kolejny. Teraz już nie było sensu kłócić się ani błagać. Złapałem za gumkę od dresowych spodni i zsunąłem je prawie do kolan, od razu ze slipkami. Po chwili na mój goły tyłek spadł pierwszy pas. Zapiekł lekko i nic poza tym. Potem było ich jeszcze dziewięć. Tylko dziewięć i niespecjalnie mocnych. Bolało tylko troszeczkę, znacznie bardziej bolała urażona duma, męskość i wstyd, który uśpiony, po tygodniu obudził się znowu, ze zdwojoną siłą. Mimo to, bez słowa przyjąłem całą karę. Sakramentalne polecenie: "Możesz się ubrać" po dziesiątym pasie wykonałem z lekkim opóźnieniem, nie wierząc że trwało tak krótko i że to już koniec. Właściwie wtedy było mi wszystko jedno - skoro już znowu musiałem świecić gołym tyłkiem przed Mamą, to czy to będzie pięć minut czy półgodziny, było już drugorzędną kwestią...

Wciągnąłem spodnie i usiadłem na brzegu łóżka. Mama zwinęła pasek i zmierzała do drzwi. Wtedy jednak coś we mnie, jakby nie do końca uświadomione i przemyślane, kazało mi zawołać:
- Mamo, zaczekaj!
- Tak? -  obróciła się do mnie lekko zdziwiona
- Mamo - powiedziałem cicho - Przed... przed laniem powiedziałaś, że to zakończy tę sprawę, prawda? Więc... więc czy jest jakaś szansa, że będę mógł jednak wrócić do szkolnej drużyny w piłkę? Bardzo, bardzo mi na tym zależy i zrobię wszystko, żeby...
- Tomek... - drugi raz tego popołudnia Mama mi przerwała, po czym usiadła obok mnie na łóżku - Posłuchaj mnie uważnie. Mówiąc o tym, że lanie zakończy sprawę, miałam na myśli, że to wypełni twoją karę za awantury sprzed tygodnia. W dupsko dostałeś nie za imprezę i alkohol, ale za pyskowanie, kłócenie się z nami i bezczelne odzywki wtedy, gdy chcieliśmy cię ukarać sprawiedliwie za twoją samowolę z imprezą. Gdybyś bez słowa przyjął wtedy karę, nie byłoby żadnego lania. Ale ty zacząłeś się rzucać i pyskować, więc nie mieliśmy z Tatą wyjścia. Sam się o to prosiłeś, przykro mi. I mam nadzieję, że to rozumiesz - powiedziała spokojnie, a ja pokiwałem głową
- Chcieliśmy ci pokazać, że nie będziemy tolerować braku szacunku do nas i takiego pyskowania -  kontynuowała Mama - Kochamy cię i chcemy dla ciebie jak najlepiej. Wiemy też, że w tym wieku różne rzeczy przychodzą do głowy, dlatego tolerujemy większość twoich wybryków i albo tylko cię napominamy, albo lekko karzemy. Ale takie pyskowanie to już coś innego. Przykro nam słyszeć, gdy krzyczysz: Nienawidzę was!. Wiem, że krzyczą przez ciebie emocje, ale mimo to musimy postawić jakąś granicę. I chcieliśmy żebyś zapamiętał, że w przyszłości za każde tego typu bezczelne odzywki będziesz dostawał pasem na gołe dupsko, nawet gdy już będziesz miał siedemnaście lat. Rozumiesz?
- Tak, rozumiem i... i bardzo przepraszam Ciebie, i Tatę... Ja nie chciałem wtedy tego powiedzieć, to jakoś tak samo wyszło... - wydusiłem, a w oczach stanęły mi łzy
- Wiem, że nie chciałeś. Ale tak jak powiedziałam - jest jakaś granica. Ty ją wtedy przekroczyłeś i dlatego musiałeś dostać lanie. Mam nadzieję, że lęk przed tym dodatkowo pomoże ci w okiełznaniu tych emocji na przyszłość. Dopóki nie skończysz osiemnastu lat, ta zasada się nie zmieni. A nie wyobrażam sobie, że gdy już będziesz właściwie dorosły, a takie coś by się powtórzyło, to będę ci znowu musiała wlepiać lanie na goły tyłek albo się z tobą szarpać. Dlatego nie obiecuj mi, że to się już nie powtórzy, bo tego się nie da przewidzieć. Ale pamiętaj, że gdyby się - odpukać! - powtórzyło, to masz bez żadnych awantur ściągnąć gacie i przyjąć karę. Bo inaczej się bardzo pogniewamy.
- Będę pamiętał - przytaknąłem - Ale zrobię wszystko, żeby lepiej panować nad swoimi emocjami.
- Mam nadzieję - przyznała Mama - Widzę, że chyba naprawdę coś się w tobie zmienia na lepsze, wierzę że na dłużej niż na kilka dni. Dlatego było dziś to drugie lanie. Nie dzień po pierwszym, ale właśnie po tygodniu, żebyś sobie pewne rzeczy w głowie ułożył. To był taki test na posłuszeństwo. Gdybyś znowu zaczął marudzić, ociągać się, protestować, to lanie i tak byś dostał, ale znacznie mocniejsze. Sprałabym ci dupsko tak, żebyś przez tydzień nie mógł usiąść. Ale że zachowałeś się jak należy, to dostałeś tylko symbolicznie. I to faktycznie kończy sprawę. Natomiast karą za imprezę było nie lanie, ale areszt i zakaz gry w tej drużynie. Chyba rozróżniasz te dwie sprawy?
- Tak, rozróżniam - powiedziałem - I nie chodziło mi o to, że chcę cię prosić, żebyś cofnęła ten zakaz gry, bo już dostałem wystarczającą karę czy coś. Chciałem tylko zapytać, czy to naprawdę ostateczna decyzja, czy jest jeszcze jakaś szansa? Może jednak mogę zrobić cokolwiek, żeby móc wrócić do drużyny?
- Żadna decyzja nie jest ostateczna - odpowiedziała Mama - Jednak zależało nam z Tatą na tym, żeby kara za taki wybryk jak ta impreza była dotkliwa. Niezależnie od tego co faktycznie tam robiłeś, ale chcę ci wierzyć, że nic więcej poza piciem alkoholu. Postanowiliśmy, że to będzie kara, której skutki będziesz odczuwał długo. Dlatego pierwotnie nie miałeś wcale dostać lania, bo lanie to tylko parę minut wstydu, parę dni bólu tyłka i się zapomina o całej sprawie. A ty powinieneś wracać myślami do tego jak najczęściej, żeby nie popełniać podobnych błędów i się na nich uczyć. Za każdym razem gdy koledzy by szli na trening, ty byś myślał o tym dlaczego nie możesz iść z nimi. Wierzę, że to by cię czegoś nauczyło na znacznie dłużej niż gdybym ci spuściła nawet sto pasów na gołą pupę. Rozumiesz o co mi chodzi?
- Tak, rozumiem -
przyznałem spokojnie, ale z rezygnacją, bo wiedziałem po tych słowach, że Mama nie cofnie już swojej decyzji. W jakimś sensie miała rację, tylko mi trudno było się wciąż z tym pogodzić.
- Przyznam jednak, że to jak się teraz zachowujesz bardzo mi się podoba - mówiła dalej Mama - Nawet bardziej niż to, że bez gadania wypiąłeś pupę do lania, podoba mi się to co mówisz i jakie zadajesz pytania. I powiem ci, że trochę się spodziewałam tej rozmowy. Dlatego, gdy byłam w środę w twojej szkole, porozmawiałam trochę z panią Teresą i z twoim wuefistą...
- Słucham?! Byłaś w środę w szkole?
- Oczywiście. Poszłam do twojej wychowawczyni aby usprawiedliwić te trzy dni, gdy siedziałeś w areszcie domowym zamiast w szkolnej ławce. Pani Teresa mówiła o tobie całkiem ciekawe rzeczy.
- Jakie?
- Że też zauważa pewne pozytywne zmiany w twoim zachowaniu. Że bezinteresownie pomogłeś koleżance, Beatce, nie tylko raz, ale przez parę miesięcy, dzięki czemu uzyskała najlepsze oceny odkąd chodzi do szkoły. Ale to, że jej pomagasz, to już wiedziałam. Dowiedziałam się za to, że pani Teresa wysłała cię do szkolnej pani pedagog czy psycholog, żeby porozmawiać o twoim zachowaniu, i poszedłeś bez gadania, co ci się chwali

No, nie tak całkiem bez gadania, ale nie będę zmieniać korzystnej dla mnie wersji. Jednak moja wychowawczyni to też człowiek i potrafi pewne fakty przemilczeć w dobrej wierze.
- Masz wreszcie bardzo pozytywną opinię od prowadzących te zajęcia poprawcze czy jak to się nazywa... Najlepszą ze wszystkich uczestniczących dzieci. Może to nie jest jakiś powód do chluby, bo zawsze ci powtarzamy, że masz się porównywać do najlepszych, a nie do najgorszych. Ale mimo to cieszę się. Dlatego poszłam jeszcze do twojego trenera zapytać jak to dokładnie jest z tą drużyną. I faktycznie, jest tak jak mówiłeś, że nie będzie to zbyt obciążające, treningi najwyżej dwa razy w miesiącu, a im bliżej końca szkoły i egzaminów do liceum, tym mniej tych treningów i meczów. Pan Zbigniew zgodził się jednak ze mną, że najważniejsza jest nauka, i jeśli jako rodzice mamy obawy czy dasz radę to pogodzić, to w pełni rozumie to, że nie pozwolimy cię występować w tej drużynie.
- Mhm... - przytaknąłem
- Ja jednak wierzę, że jeśli będziesz się zachowywać tak jak dzisiaj, a nie tak jak tydzień temu, to dasz radę to pogodzić. Pan Zbigniew uważa, że masz wielki talent i potrafisz się podporządkować jego poleceniom i dobru zespołu. Bardzo mnie cieszą takie słowa, ale dopiero dzisiaj zobaczyłam, że to prawda, gdy bez gadania przyjąłeś lanie i nie musiałam nawet zbyt długo czekać aż ściągniesz majtki, chociaż wiem, że w tym wieku już pewnie się trochę wstydzisz... W każdym razie, ustaliłam z Tatą, że pozwolimy ci grać w tej szkolnej drużynie. Ale pod jednym warunkiem. Musisz poświęcić coś innego, równie dla ciebie ważnego. Coś, co długo będzie ci przypominać o tym, jak bardzo narozrabiałeś tydzień temu. Ty zdecydujesz co to ma być. Powiesz nam, gdy będziesz chciał. Masz tyle czasu ile chcesz. Na razie twój udział w drużynie jest zawieszony, a nie zabroniony. Od ciebie zależy, kiedy i czy w ogóle będzie odwieszony.
- Ale... ale co to miało by być, co mam poświęcić? - spytałem skołowany
- To ty masz wymyślić. To będzie ostateczny test na twoją odwagę, dojrzałość i mądrość - zrezygnować z czegoś na czym ci zależy, żeby uzyskać coś innego, na czym też ci zależy. Wypiąć dupsko do lania każdy może, ale dokonać mądrego wyboru nie każdy potrafi. Wierzę, że ty potrafisz. Tomek, ja naprawdę nie chcę cię bić pasem, zwłaszcza na gołą pupę. Pokaż mi, że jesteś na tyle mądry, żeby nigdy więcej do tego nie dopuścić - dodała na koniec Mama i przytuliła mnie

A potem wyszła z pokoju, a ja siedziałem nieruchomo na łóżku chyba przez pół godziny, patrząc w okno i analizując minuta po minucie to wszystko, co się wydarzyło tego popołudnia. Byłem kompletnie oszołomiony ilością emocji i spraw, które musiałem przemyśleć. Zupełnie nie wiedziałem co mam "poświęcić" w zamian za grę w drużynie piłkarskiej, ale przecież jeszcze godzinę temu w ogóle nie przewidywałem, że istnieje jakikolwiek scenariusz, w którym ta gra byłaby możliwa. Aha, a w międzyczasie dostałem kolejne lanie na gołą dupę od Mamy. Kiedyś treść najczarniejszych koszmarów. A teraz... jakoś zbyt łatwo przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Zresztą, może te wspomnienia i ten wstyd jeszcze wrócę. Ale na razie miałem ważniejsze sprawy do obmyślenia. Słońce powoli chowało się już za blok naprzeciwko, ale ja czułem, że w moim młodziutkim życiu to nie żaden zachód, ale przeciwnie - wschód. Wschód czegoś fajnego. Nie tylko dlatego, że od jutra "wychodziłem na wolność".

2 komentarze: