Szósta godzina lekcyjna minęła, minęła również przerwa i zaczęła się kolejna lekcja. W międzyczasie ze szkoły wysypał się tłum uczniów wracających do domu, część z nich jak zwykle wychodziła tylnym wyjściem, przez boiska, ale ja nawet tego nie zauważyłem. Siedziałem na trawie za boiskiem, trzymając Ewelinę za rękę i rozkoszując się jedną z tych niezwykłych chwil w życiu, kiedy upływający czas nie ma najmniejszego znaczenia. Rozmawialiśmy o wszystkim, na przemian z obustronnym milczeniem, które w żadnym stopniu nie było mniej przyjemne od rozmów.
Może jedynie miejsce na randkę nastolatków było nie najszczęśliwsze, ale wszystko wydarzyło się tak spontanicznie, że nie można było wtedy wybrzydzać. Zresztą nie mieliśmy wówczas wielkiego pola manewru. Oprócz szkoły w grę wchodziły właściwie jedynie jakieś neutralne miejsca – parki, place zabaw i tym podobne. Nasze mieszkania były bowiem na razie spalonymi terenami. O istnieniu Eweliny moi rodzice nie mieli najmniejszego pojęcia, a co do okoliczności naszego poznania się (kradzież testów na badanie wyników i będące tego konsekwencją lanie) oby pozostali nieświadomi na wieki wieków. Nie wiedziałbym zresztą od czego zacząć rozmowę z nimi, w jaki sposób powiedzieć im, że „mam dziewczynę”. Czarny scenariusz zakładał, że zabroniliby mi tego typu przyjemności przynajmniej do momentu ukończenia szkoły, a jeszcze czarniejszy – że mama sprałaby mi tyłek z tej okazji, zakaz spotykania się z Eweliną oczywiście podtrzymując. Wprawdzie lanie oficjalnie groziło mi tylko za przeróżne występki, ale kto wie do jakiej kategorii w opinii mojej mamy zaliczałoby się „chodzenie z dziewczyną” w siódmej klasie podstawówki… Zatem należało zachować wszelkie środki ostrożności. O ujawnieniu się z tym na razie na pewno nie ma mowy. Być może zastosujemy scenariusz pod tytułem: „koleżanka, która przychodzi do mnie, aby wspólnie się uczyć”. Ale to musi zostać poprzedzone drobiazgowymi przygotowaniami, nie można niczego pominąć ani zaniedbać; ani – rzecz jasna – nadużywać tej wersji. Zresztą Ewelina natychmiast zgodziła się ze mną w tej kwestii.
Jej mieszkanie jako miejsce spotkań było wykluczone tym bardziej. Groźby jej ojca brzmiały poważnie i chociaż były oparte na bezsensownych założeniach (ostatecznie miałem pomagać Ewelinie w nauce, a nie ją od tej nauki odciągać), nie miałem ochoty niczego w tej kwestii zmieniać. Próba wyprowadzenia taty Eweliny z błędu i przekonania go do siebie skończyłaby się zapewne spotkaniem jego paska z moim tyłkiem szybciej niż zdążyłbym cokolwiek powiedzieć. Może za jakiś czas, ale na pewno nie wcześniej niż przed końcem roku szkolnego i tylko w sytuacji, gdy Ewelina radykalnie poprawi oceny.
- A właśnie, a jak twój tato zareagował na to, że poprawiłaś już niektóre oceny? Mimo to dostałaś to lanie mobilizujące, które ci zapowiedział? – zapytałem, bo przypomniałem sobie naszą rozmowę z okresu ferii zimowych
- A wiesz, że nie! – odpowiedziała wesoło – W marcu nie dostałam. Przygotowałam wszystko tak jak kazał, na biurku wszystkie zeszyty, obok pas, ten sam, którym dostawałam poprzednio. O wyznaczonej godzinie czekałam w pokoju, stałam przy biurku, z wypiętym tyłkiem, gotowym do lania. Tylko gaci nie zdjęłam, bo nie będę przecież stać jak debilka z gołą dupą nie wiadomo ile... No i tato wszedł punktualnie, przejrzał zeszyty, mruknął coś, że dobrze, a potem powiedział, że mam nie marnować czasu, tylko wracać do nauki. Wziął pas i wyszedł, uwierzysz?
- Hej, to świetnie! – ucieszyłem się – Może w kwietniu będzie tak samo.
- No, zobaczymy pojutrze, bo to w czwartek przypada. Znowu przygotuję wszystko tak samo… Ale widzisz, właśnie dlatego tak mi zależy, żeby nas razem nie zobaczył, żeby mu teraz nie podpaść…
- Jasne, będziemy uważać – zapewniłem, chociaż znając moją tendencję do wpadania w kłopoty, nie będzie to łatwe. Ryzyko, że skończy się to spektakularną katastrofą było ogromne, ale w tamtej chwili dla Eweliny byłem gotów zaryzykować wiele, nawet solidne lanie na goły tyłek od jej ojca. Co nie oznacza oczywiście, że na samą myśl o takim laniu nie robiło mi się słabo… Ech, co za życie. Jednak nie ma róży bez kolców, jak to ktoś mądrze powiedział...
- A co u ciebie w domu? – Ewelina zainteresowała się teraz moimi relacjami z rodzicami – Mówiłeś ostatnio, że też poważnie grożą ci laniem…
- Tak, mama powiedziała, że już wyczerpałem ich zaufanie, że długo przymykała oko na moje wybryki – potwierdziłem – I zapowiedziała, że teraz już jak cokolwiek przeskrobię, to spuści mi lanie na goły tyłek…
- Oj, to niewesoło – zmartwiła się – Musisz bardzo uważać, bo twoja mama pewnie nie żartuje...
- Na pewno nie żartuje, już raz było blisko lania, już miałem ściągać majtki... Dosłownie w ostatniej chwili się uratowałem – przyznałem smutno – A z tym uważaniem też będzie ciężko. Widzisz, od początku siódmej klasy sobie to powtarzam, staram się pilnować i co? Co chwilę się w coś pakuję, często nawet nie z własnej winy. Jakby coś się sprzysięgło przeciw mnie! Nie wiem, może skoro do siódmej klasy ani razu nie dostałem po dupie, to los chce to teraz nadrobić?! – prawie krzyknąłem
- Już dobrze, uspokój się – objęła mnie ramieniem – Na pewno ten zły okres w końcu minie. Poza tym wiesz, okres dojrzewania, te sprawy, nikomu z nas nie jest łatwo…
- Właśnie, okres dojrzewania – podjąłem wątek – Inni o wiele bardziej niż ja szaleją w tym okresie, w większe kłopoty wpadają, jeszcze więcej problemów jest z nimi. A ja przecież bardzo dobrze się uczę, a mama grozi mi karami jak dla największych chuliganów...
- Może właśnie dlatego, że ona chce, żeby tak pozostało – powiedziała ciepło Ewelina – Chce, żebyś się dobrze uczył i żebyś nie wpadł w większe kłopoty. Chce cię utemperować już na samym początku, nie chce czekać, aż faktycznie w coś gorszego się wpakujesz. Widzisz, najpierw przymykała oko na twoje wybryki, bo chciała pokazać, że ci ufa, że rozumie okres dojrzewania, że cię wspiera. Ale gdy to nie pomogło, bo nadal się w coś pakujesz, to pomyślała pewnie, że musi zwiększyć dyscyplinę. Musi już na początku tego naszego „głupiego wieku” pokazać ci, że nie będzie tolerować żadnych poważniejszych wybryków i za każdy z nich ci sprawi lanie. Pewnie ma nadzieję, że gdy będziesz miał tego świadomość, to powstrzyma cię to przed wpadaniem w kłopoty.
- Kurczę, skąd ty tak dobrze odczytujesz jak dorośli myślą? – powiedziałem z podziwem
- Kobieca intuicja – uśmiechnęła się – Poza tym może będę w przyszłości psychologiem… Chciałabym pomagać ludziom.
"Niesamowita dziewczyna" – pomyślałem, patrząc na jej gładką, uśmiechniętą twarz, na energiczny wzrok. Chyba naprawdę mam szczęście. Odruchowo zerknąłem w niebo, na chmury. Wiatr zmienił kierunek.
W pewnej chwili w naszym kierunku poleciała piłka. Spojrzałem w stronę boiska – znowu grała tam grupa jakichś dzieciaków, z drugiej albo trzeciej klasy, ale pewnie inni niż na poprzedniej godzinie lekcyjnej. Chociaż wuefista był nadal ten sam. Piłka minęła nas o kilka metrów, ale już zmierzał po nią jeden z chłopców. Gdy podbiegł bliżej, przemknęło mi przez myśl, że skądś znam tę postać. Po chwili już wiedziałem skąd. To był Dawidek z drugiej klasy. Od grudnia kojarzył mi się on jak najgorzej. Wtedy to (co opisałem we wpisie „Pechowe okienko”) siedziałem sobie spokojnie na klopie w toalecie na parterze. Ów Dawidek zajrzał przypadkowo do mojej kabiny, ale zamiast przeprosić i spadać, zaczął się śmiać i mnie przedrzeźniać. Nakrzyczałem na niego, a gdy mimo to nadal nie miał zamiaru sobie pójść, wstałem, złapałem go za ciuchy i chciałem trochę nastraszyć. Niestety, na to weszła jego wychowawczyni, zaniepokojona faktem, że dzieciak długo nie wraca na lekcję. A ta scena niestety wyglądała tak, jakbym właśnie bił ucznia młodszego ode mnie o pięć lat. Oczywiście dostałem wtedy od tej nauczycielki solidną porcję klapsów na gołą pupę, a co w tym było najgorsze, całe lanie odbyło się na oczach najwyraźniej zachwyconego Dawidka, któremu cała sprawa uszła zresztą na sucho. Potem przez kilka miesięcy jakoś udało mi się go nie spotkać na szkolnych korytarzach (co trudne nie było – dzieciaki z nauczania początkowego miały lekcje tylko na parterze, w wyznaczonej części szkoły), teraz jednak poznał mnie od razu. Jego usta natychmiast wykrzywił złośliwy uśmieszek.
- Oooo – powiedział, gdy podszedł na tyle blisko, że miał pewność, iż poza nami nikt go nie usłyszy – Sraluś ma dziewczynę, sraluś ma dziewczynę.
- Zabiję pajaca – syknąłem, gdy Dawid poszedł po piłkę, która wylądowała w krzakach za nami. Ewelina jednak mocniej ścisnęła moją dłoń. Obawiałem się jednak, że na tym nie koniec, że gdy dzieciak będzie wracał, znowu spróbuje mnie sprowokować. Niestety, miałem rację…
- Dupczycie się często? – rzucił, gdy mijał nas, wracając, po czym wyszczerzył zęby w idiotycznym uśmiechu
- Tak, codziennie – powiedziała Ewelina beztrosko, zanim zdążyłem poderwać się z ziemi – A teraz spierdalaj!
Dawidek nie miał już okazji do kolejnych wybryków, bo na boisku czekali na niego koledzy i nauczyciel. Każda kolejna chwila spędzona przy nas byłaby już podejrzana, a tego z pewnością nie chciał. Liczył raczej chyba, że mnie sprowokuje, ja się na niego rzucę i go pobiję. Wtedy zobaczyłby to jego wuefista, przybiegłby i albo sprałby mi dupę na miejscu, albo zaprowadził prosto do dyrektora. Ten mały psychopata pewnie liczył na pierwszą wersję. Na totalne upokorzenie mnie, gdybym otrzymał lanie na oczach jego i - zwłaszcza - mojej dziewczyny...
Na szczęście Ewelina genialnie rozładowała sytuację, czym prawdopodobnie uratowała mój tyłek, moją ocenę z zachowania, a być może nawet moją dalszą karierę w tej szkole. Gdy jednak zapytała o to, czy znam tego dzieciaka, niechętnie, ale opowiedziałem jej moją grudniową „przygodę” z nim w roli głównej.
- I tak go w końcu dorwę! – zapewniłem solennie na koniec relacji
- Ale przecież on tylko na to czeka – zaniepokoiła się Ewelina – On cię specjalnie prowokuje. Czeka aż go znowu złapiesz i pobijesz, bo wie, że wtedy znowu dostaniesz w tyłek, albo nawet wylecisz ze szkoły.
- On się na mnie uwziął – ciągnąłem – Nie wiem dlaczego, ale mu tego nie daruję.
- Przecież to dziecko – Ewelina wciąż próbowała mnie uspokoić – Załóżmy, że go złapiesz i co wtedy?
- Nie wiem – powiedziałem niemal ze złością – Spiorę go na kwaśne jabłko albo coś.
- Tomek, daj spokój. On ma ile, 8 lat? Pobijesz słabszego, mniejszego od siebie? Młodszego o 5 lat od ciebie…
- No to nie wiem co zrobię, ale musi za to wszystko zapłacić. Coś wymyślę. Na jego oczach dostałem od jego nauczycielki lanie na gołą dupę. Wiesz jaki to był wstyd?! A ten baran jeszcze się przy tym śmiał. Rozumiesz, że nie mogę tego tak zostawić?!
- Nie rozumiem! – krzyknęła moja dziewczyna – Nie rozumiem dlaczego tak bardzo to bierzesz do siebie. Za to wiem, co to jest wstyd! Jesienią ubiegłego roku zagadałam do chłopaka, który mi się podobał, a parę dni później na jego oczach dostałam lanie na gołą pupę. W dodatku pierwsze w życiu! Wyobrażasz sobie, jak ja się wtedy czułam?! A jakoś jednak musiałam sobie z tym poradzić. A ty tak przeżywasz, że jakiś dzieciak, który jest ci zupełnie obojętny, widział jak dostajesz po tyłku. Trudno. Pokaż mu środkowy palec parę razy, pokaż mu, że masz go w dupie, że zupełnie cię nie obchodzą jego teksty, miny i prowokacje. Bo to co teraz robisz, obmyślanie jakiejś zemsty, to jest naprawdę zupełnie niedojrzałe.
- No to trudno! – zerwałem się na równe nogi – Widocznie jestem taki niedojrzały. I co z tego?!
- Tomek, nie znałam cię z tej strony. Nie sądziłam, że możesz być aż tak uparty. Zwłaszcza gdy idzie o taką bzdurę…
- To nie jest bzdura! – krzyknąłem znowu
- Aha, nie bzdura?! To już wiem! To jest jakiś pojebany męski honor, dla którego faceci ciągle chodzą na wojny i strzelają do siebie. Jak sobie chcesz, skoro to jest dla ciebie takie ważne… Ale wiesz co, powiem ci jedno. Potem się dziwisz, że ciągle wpadasz w jakieś kłopoty, że ciągle dostajesz w tyłek. Ty po prostu nie wiesz, kiedy odpuścić! Wciąż chcesz, żeby wszystko było tak, jak ty chcesz…
- Wcale nie!
- A właśnie, że tak! Goń sobie tego dzieciaka, złap go i skop mu tyłek na kwaśne jabłko. Ale potem nie miej do nikogo pretensji, gdy cię złapią, gdy dostaniesz lanie, albo nawet wylecisz ze szkoły. Gdyby nie ja, to już teraz rzuciłbyś się na tego pajaca, na oczach jego wuefisty. Nie wiem, czy zauważyłeś, że przed chwilą uratowałam cię przed poważnymi kłopotami.
- Nie trzeba było, poradziłbym sobie…
- Akurat… Ale tak jak mówiłam - to jest twój wybór. Jeśli zemsta na tym gówniarzu jest ważniejsza ode mnie... od nas... to... to... a zresztą... Drugi raz dla ciebie palcem nie kiwnę… – powiedziała ze złością i ruszyła w kierunku wyjścia ze szkoły – Chyba, że kiedyś dorośniesz...
- Hej, zaczekaj, to nie tak! – krzyknąłem za nią po kilku sekundach osłupienia, chociaż w głowie miałem mętlik i nie bardzo wiedziałem od czego zacząć naprawianie tej sytuacji.
- Teraz to pocałuj mnie w dupę! – odkrzyknęła nawet nie odwracając się do mnie i klepnęła się teatralnie w pośladek
- Zobaczymy się jutro? - zawołałem rozpaczliwie
- Nie.
Dopiero teraz zrozumiałem, że już nie ma czego naprawiać. Miałem dziewczynę przez całą godzinę zegarową. Może kilka minut więcej. Chyba pobiłem jakiś cholerny rekord… Tak, tylko ja potrafię w życiu tak spektakularnie wszystko spieprzyć…
Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Tkwiłem w środku jakiejś gigantycznej pustki. Rozejrzałem się dookoła. Klasa grająca w piłkę już zeszła z boiska. I dobrze, bo gdybym teraz miał Dawidka w zasięgu wzroku, pewnie rozerwałbym go na strzępy. I tak to zrobię! Złapię go, ściągnę mu majtki i tak mu zleję gołe dupsko, że usłyszą jego wrzask na drugiej półkuli. I nie obchodzi mnie, czy też za to oberwę, czy mnie za to wyrzucą ze szkoły, wsadzą do poprawczaka i tak dalej. Miałem to gdzieś, miałem wszystko gdzieś, miałem gdzieś moje życie, miałem gdzieś cały świat…
Nagle zrobiło mi się słabo. Usiadłem na trawie, serce waliło mi jak młotem. Grube krople potu spłynęły mi po skroniach. Przez ułamek sekundy poczułem, jakbym nie wiedział, kim jestem, czy to wszystko w ogóle dzieje się naprawdę, czy jest jakimś snem.
Jedyną trzeźwą myślą, jaka dokołatała mi się do świadomości było rozpaczliwe wołanie: „Co się ze mną dzieje…?”
(pierwotnie
opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl
dnia 7.07.2013)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz