wtorek, 13 lutego 2018

(4.) Spisek

- Hej, psst! – usłyszałem, gdy jakoś na początku października, po skończonych lekcjach ubierałem kurtkę w szatni. Zdziwiony, rozejrzałem się uważnie. Za ostatnim rzędem szafek machała do mnie dziewczyna, którą znałem z widzenia. Była w równoległej klasie, „VII C”, ale obydwie klasy raczej trzymały się we własnych gronach, toteż nie byłem nawet pewny, jak ona ma na imię. Była mojego wzrostu, miała długie, kasztanowe włosy i zawsze sprawiała wrażenie energicznej i uśmiechniętej. Teraz jednak głos miała tajemniczy.
- Hej, no chodź na chwilę – zawołała mnie znowu, a gdy podszedłem, przedstawiła się – Jestem Ewelina, z VII C.
- Tomek – bąknąłem – Znam cię z widzenia. Co się stało?
Rozejrzała się dookoła siebie i niemal wyszeptała:
- Wiesz już, z czego będziecie mieć w tym roku badanie wyników?
Badanie wyników nauczania. Słowa, który wzbudzały w uczniach paniczny strach. Był to bardzo osobliwy rodzaj klasówki. Miał sprawdzać nie to, czego uczniowie są w stanie się nauczyć na zapowiedziany test, ale to, co im w głowach zostaje na dłuższy czas. Dlatego badanie wyników zawsze było niezapowiedziane, ba, nie wiadomo było nawet, z jakiego przedmiotu należy się go spodziewać. Zawsze odbywało się na początku roku szkolnego, we wrześniu, najpóźniej w październiku. I żeby zwiększyć jeszcze poziom obiektywności, test zwykle przygotowywał inny nauczyciel, niż ten, który uczył badaną klasę (w tak dużej szkole jak nasza, było przynajmniej dwóch nauczycieli do każdego przedmiotu).
- Oczywiście, że nie wiem, przecież to pilnie strzeżona tajemnica – wzruszyłem ramionami
- A ja wiem! Z historii. – powiedziała triumfalnie i jeszcze ciszej dodała – I wkrótce będę mieć ten test.
- Jak to? – teraz już zainteresowałem się tą całą konspiracją
- No bo i wy, i my mamy historię z panem Januszem, no nie? Więc jasne jest, że badanie wyników zrobi nam pani Aldona, ta co uczy ósme klasy i chyba piąte. Ona mieszka dwa bloki ode mnie i zaprzyjaźniłam się kiedyś z jej córką. Kojarzysz tą Gośkę, jest rok młodsza od nas? No, i byłam u niej w mieszkaniu w zeszłym tygodniu, jej mamy nie było akurat, a potrzebowałyśmy czystych kartek papieru. Weszłyśmy do pokoju pani Aldony i tam na biurku zauważyłam ten arkusz z napisem „Badanie wyników z historii, klasa VII”. I aktualny rok! Kapujesz?! To dla nas jest ten test! To znaczy dla obu siódmych klas, czyli dla was też.
- Podejrzałaś, jakie będą zadania? – zapytałem
- Nie, bo nie chciałam, żeby Gośka coś zauważyła. Zresztą, to wyglądało na jeszcze nie skończone. Ale mam plan – pójdę do niej jeszcze raz, pod koniec tygodnia, znowu tak, żeby jej mamy nie było w tym czasie w domu. I znajdę jakiś moment, np. jak Gośka pójdzie do kibla, wśliznę się tam i wykradnę test.
- Przecież pani Aldona się zorientuje – powątpiewałem
- Dlatego wezmę go tylko wtedy, jeśli będzie już pokserowany na więcej sztuk. Wtedy nie zauważy, że jeden zniknął. Wiadomo, że nie wezmę jedynego…
- No dobra, ale po co mi o tym mówisz? Chcesz nam sprzedać ten test?
- Chcę go wam DAĆ, kretynie – uśmiechnęła się do mnie – Owszem, jako klasy się szczególnie nie kolegujemy, ale przecież w takich sytuacjach powinniśmy sobie pomagać.
- A dlaczego zwróciłaś się z tym akurat do mnie?
- Bo nie wiedziałam, kogo z waszej klasy mogę zaczepić, kto jest godny zaufania. A poza tym – zarumieniła się – podobasz mi się…
Przez następny tydzień co jakiś czas spotykałem się z Eweliną, najczęściej tak, żeby to wyglądało na czysty zbieg okoliczności, na przykład w szatni przed lekcjami. Ustaliliśmy, że na razie nie mówimy nikomu z naszych klas o tym, co wiemy. Gdy Ewelina zdobędzie test, wtedy jakoś konspiracyjnie przekażemy ludziom informację, że badanie wyników będzie z historii i że mamy pytania. Musimy to zrobić tak, żeby nikt nas nie wsypał, ale tym mieliśmy martwić się później. Na razie Ewelina nie wykradła jeszcze testu, bo nie było odpowiedniej okazji. Coraz trudniej było też nam „przypadkowo” się spotykać bez wzbudzania podejrzeń, a w tamtych czasach nie było jeszcze telefonów komórkowych i internetu w powszechnym użyciu. Porównaliśmy swoje plany lekcji, wiedzieliśmy, kiedy każde z nas ma „okienka” i kiedy kończy zajęcia i to dawało nam dodatkowe możliwości na pewien czas.
W końcu, w któryś czwartek w połowie października znalazłem rano w swojej szafce w szatni wsuniętą kartkę: „Mam. Przyjdź o 12.15 do kibla dla dziewczyn na 2.piętrze”. Musiałem przyznać, że Ewelina wszystko przemyślała. O 12.15 w czwartki miałem okienko. Ona miała lekcje, ale widocznie wtedy zaplanowała, że poprosi nauczyciela, czy może iść do toalety. W trakcie lekcji niewiele osób kręci się po korytarzach, więc nikt nie powinien nas zauważyć. Owszem, miałem się wśliznąć do damskiej toalety, a to stwarzało pewne ryzyko, ale na pewno nie większe niż wykradzenie testu z pokoju nauczycielki.
O umówionej porze niby przypadkiem przemknąłem korytarzem na drugim piętrze, rozejrzałem się i błyskawicznie wskoczyłem w otwarte drzwi łazienki. Było tam kompletnie cicho, tylko woda kapała z nieszczelnych kranów na wysłużone umywalki. Przeszedłem do drugiego pomieszczenia, gdzie znajdowały się kabiny. Ostrożnie poszedłem wzdłuż rzędu drzwi, nasłuchując jakiegokolwiek znaku, gdy nagle jedne z nich uchyliły się. W kabinie była Ewelina, czekała z przejętą miną.
- Oj, właź! – wciągnęła mnie do środka – Mam testy, są dwie wersje, to jest dla was.
- Na pewno się nie zorientuje? – zapytałem szeptem, chowając złożoną na cztery kartkę do kieszeni.
- Na pewno. Były już pokserowane, po kilkadziesiąt sztuk każdej wersji. Przecież chyba nie będzie tego przeliczać. A teraz spadaj, skoro już tu jestem, to chciałabym się wysikać – uśmiechnęła się zawadiacko, rozpinając spodnie i… przy mnie zsunęła je.
Poczułem dziwną sensację w okolicach żołądka, oraz coś co kazało mi zostać i patrzeć na to, co będzie dalej. Ale speszenie jeszcze zwyciężyło. Wybąkałem tylko „dzięki za ten test” i zanim Ewelina zsunęła też pozostałą część garderoby, zamknąłem drzwi i wymknąłem się z toalety.
Na pierwszej lekcji po „okienku” nie mogłem się skupić. Cały czas kombinowałem, jak dyskretnie przekazać ponad dwudziestu osobom pytania testowe. Przecież nie wyjdę na środek klasy i nie ogłoszę tego, nie zrobimy też zebrania przed szkołą w tak wielkim gronie. W koncentracji nie pomagał mi także wciąż pojawiający mi się w myślach widok Eweliny zsuwającej spodnie. Miałem 13 lat, okres dojrzewania dopiero przygotowywał się do działania, dlatego nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo mnie to zajmuje. Ale coś w moim mózgu sprawiało, że chciałem zobaczyć ją nie tylko bez spodni, ale i bez majtek. Starałem się jednak odsuwać te myśli, tłumacząc sobie, że teraz najważniejsze jest badanie wyników.
Podobnie mijała kolejna lekcja – polski z panią Marleną, chociaż tutaj musiałem udawać chociaż trochę zainteresowanego tematem, bo od sprawy z zadaniem domowym bardzo jej podpadłem, a wcale nie miałem zamiaru świecić gołym tyłkiem przed całą klasą, czym mi wówczas zagroziła. Jednak jakoś w połowie lekcji do klasy weszła pani wicedyrektor. Podeszła do biurka i szepnęła coś pani Marlenie. Nauczycielka spojrzała… na mnie i powiedziała: „Tomek, zabierz wszystkie swoje rzeczy i idź z panią dyrektor”. Poczułem na sobie kilkanaście par oczu, ale ponieważ nie wiedziałem, o co może chodzić, wykonałem polecenie. Pani wicedyrektor prowadziła mnie bez słowa korytarzami. W końcu zeszliśmy do piwnicy, gdzie mieszczą się szatnie, ale też pomieszczenia techniczne, jakieś magazyny i pokój sprzątaczek. Drzwi właśnie od tego pokoju otworzyła pani dyrektor i gestem nakazała mi wejść do środka. Widok, który tam zobaczyłem, zapamiętam na długo.
W środku była moja wychowawczyni – pani Teresa, była też wychowawczyni klasy VII „C”, oraz… pani Aldona. A na krześle w rogu siedziała Ewelina, z przerażoną miną. Pani wicedyrektor zwróciła się do mnie: „Przyznasz się sam?”. Już wiedziałem, o co chodzi, ale nie miałem pojęcia, w jaki sposób tak szybko dowiedzieli się o moim udziale w tej sprawie. Dlatego postanowiłem grać głupiego, czego potem pożałowałem. Ale powiedziałem, że nie wiem, o co chodzi. Pani Teresa zaczęła przeszukiwać mój plecak, a pani dyrektor – moje kieszenie. Z jednej z nich wyjęła złożoną na cztery kartkę.
- No i proszę! – powiedziała tylko, zaraz po jej rozłożeniu
- Karygodne! – krzyknęła pani Aldona – Z czymś takim jeszcze się nie spotkałam. Przecież to już zakrawa na kradzież, na oszustwo. To wystarcza, żeby ich wyrzucić ze szkoły.
- Alu, uspokój się proszę, przecież nie chcemy tu kuratorium – powiedziała pani dyrektor, a tymczasem do mnie zwróciła się pani Teresa:
- Tomek, czy pokazałeś już komuś te pytania?
Pokręciłem przecząco głową.
- Ale na pewno zamierzał! – wybuchnęła pani Aldona
Zanim powiedziała coś jeszcze, głos zabrała pani dyrektor:
- Tomek, Ewelina, poczekajcie w pokoju obok, musimy się zastanowić – i zaprowadziła nas do obszernego pomieszczenia za grubymi drzwiami, tam sprzątaczki miały palarnię.
Gdy zamknęła za nami drzwi, chciałem coś powiedzieć, ale zanim zdążyłem, Ewelina rozpłakała się.
- Tomek, ja nie chciałam… Nie chciałam, żeby tak wyszło…
- Już dobrze – pocieszyłem ją nieśmiało
- Musiała jednak przeliczyć te testy – otarła łzy – I pewnie jej się nie zgadzało. Wypytała Gośkę, czy ktoś był u niej w domu, a ona niczego nieświadoma, od razu powiedziała o mnie. Głupia cipa ze mnie, powinnam Gośkę jakoś uprzedzić…
- Trudno, stało się… – powiedziałem – Ale jak się dowiedzieli o mnie?
- Ja cię wydałam… – znowu rozpłakała się Ewelina – Wiedzieli, że zniknął test również dla waszej klasy. Zagrozili mi, że mnie wyrzucą ze szkoły, jak nie powiem, komu go dałam. Przepraaaaszam…
Powinienem być na nią wściekły, ale jakoś nie mogłem, nie potrafiłem. Złapałem ją tylko za rękę i poprosiłem, żeby usiadła na krześle. Powiedziałem, że nie jestem na nią zły, nie mam do niej żalu, że i tak by w końcu doszli, kto ma drugą wersję testu. Ewelina po chwili spojrzała na mnie.
- Co teraz z nami będzie? – zapytała przez łzy. A ja wiele dałbym, żeby znać odpowiedź na to pytanie.
Siedzieliśmy w tej palarni już dobre 15 minut. W końcu otworzyły się drzwi i weszły nasze wychowawczynie. Nie było z nimi ani pani wicedyrektor, ani pani Aldony.
- Jesteśmy bardzo zawiedzione waszym zachowaniem – powiedziała pani Teresa.
- To, co zrobiliście, było oburzające. Nic was nie tłumaczy, nawet to, że do tej pory byliście wzorowymi uczniami – dodała pani Helena (wychowawczyni Eweliny)
- Zdecydowaliśmy wspólnie z panią dyrektor, żeby nie robić z tego afery poza szkołą, nie wezwiemy nawet waszych rodziców, chociaż chyba powinniśmy. Ale to jest pierwszy taki przypadek w naszej szkole i pierwsze takie wykroczenie w waszym przypadku, dlatego potraktujemy was łagodniej i zakończymy tę sprawę w wewnętrznym gronie – ciągnęła pani Teresa
- Ale rozumiecie, że musicie ponieść konsekwencje, tego co zrobiliście – weszła jej w słowo pani Helena – Dlatego z naszej strony będziecie mieć obniżoną ocenę z zachowania o jeden stopień, dostaniecie też uwagę do dziennika.
Zdziwiłem się, że tylko tyle, ale okazało się, że ucieszyłem się przedwcześnie.
- Natomiast osobą, którą najbardziej skrzywdziliście swoim zachowaniem, jest pani Aldona – powiedziała moja wychowawczyni – I to od niej musicie przyjąć karę. Dostaniecie lanie. Oboje. Zgodziłyśmy się na to, bo już uspokoiła się trochę i obiecała, że wymierzy wam sprawiedliwą karę. Mamy nadzieję, że wybije wam to z głowy głupie pomysły.
Wychowawczynie wyszły, a gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, Ewelina spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem. Ja też zaczynałem się bać, przede wszystkim ponownego spotkania z rozwścieczoną panią Aldoną. Już wolałbym dostać to lanie od pani dyrektor, pani Teresy, od kogokolwiek innego…
- Dostałaś kiedyś lanie? – zapytałem w końcu Ewelinę, aby przerwać niezręczną ciszę. W jej oczach widziałem, że nie, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, drzwi znowu otworzyły się. Do palarni weszła pani Aldona, w prawej ręce trzymała cienki, skórzany pasek. Bez słowa zamknęła za sobą drzwi.
- Ty pierwsza – powiedziała do Eweliny – Ściągaj spodnie.
Dziewczyna trzęsącymi się dłońmi zsunęła dżinsy do kolan. Pani Aldona odwróciła ją tyłem do siebie i kazała oprzeć się rękami o oparcie krzesła. A potem zdjęła jej różowe majtki. Fala gorąca uderzyła mi do głowy, gdy patrzyłem na gołą pupę Eweliny. Pierwszy raz widziałem na żywo dziewczyńskie pośladki. Wydawało mi się, że dziewczyny mają je bardziej okrągłe. Ale pupa Eweliny była taka… zwyczajna. Taka prosta i raczej płaska, chyba nie odróżniłbym jej od przeciętnego tyłka chłopaka. Mimo to stałem i gapiłem się jak zahipnotyzowany. Serce mi waliło, w głowie buzowało, w żołądku coś się przewracało. Pani Aldona złożyła pasek na pół i po chwili pierwsze uderzenie spadło na pośladki Eweliny. Syknęła z bólu. Po chwili drugie i kolejne. Jednak nie liczyłem ile ich było. Nie myślałem o czekającym mnie za chwilę laniu. Wpatrywałem się tylko w gołą, gładką pupę Eweliny, która (pupa, nie Ewelina) zmieniała powoli kolor na pąsowy. Dziewczyna krzyczała po każdym razie, ale nie rozpłakała się. Pani Aldona tymczasem wymierzała kolejne uderzenia z niewzruszonym wyrazem twarzy.
W końcu przestała. Szacowałem, że tych pasów mogło być około 30, ale bardziej zajęty byłem wpatrywaniem się w wypiętą pupę Eweliny, zapisywaniem tego obrazu w pamięci, aby pozostał tam jak najdłużej, gdy z tego stanu wyrwał mnie głos pani Aldony „Wystarczy, teraz ty”. Znając już procedurę, z opuszczonymi spodniami podszedłem do krzesła, widząc jeszcze kątem oka, jak z boku Ewelina masuje obolałe pośladki. Oparłem się o krzesło i zaraz moje majtki również powędrowały w dół. Zacisnąłem zęby i zaraz poczułem na tyłku pierwszy pas. Wydawało mi się, że nie bolał chyba bardziej niż linijka, ale tak jakoś „ciągnął” – każde uderzenie odczuwałem trochę dłużej. Każde pozostawiało jakieś takie dziwne pieczenie, nieco inne niż po linijce. Przyzwyczajony do lania, już nie krzyczałem po pierwszych razach. Starałem się być twardy, bo wiedziałem, że Ewelina patrzy. I – o, kurczę! – teraz ona pewnie wgapia się w mój tyłek, tak jak przed chwilą ja gapiłem się na jej. Nie dało się o tym nie myśleć, ale jednocześnie skupiłem się na liczeniu pasów. Minęło już 20, tyłek zaczął mnie palić i coraz mocniej odczuwałem każde uderzenie. W końcu nie wytrzymałem i po kolejnym razie przez zaciśnięte zęby wyrwało mi się niezbyt głośne „ach!”. Pani Aldonie jakby sprawiło to satysfakcję, bo zaczęła uderzać nieco mocniej (albo tak mi się tylko zdawało). Pas z suchym trzaskiem lądował na mojej pupie, a ja już teraz po każdym razie syczałem z bólu.
35 uderzenie było ostatnie. Pani Aldona kazała mi się ubrać, więc wciągnąłem spodnie i spojrzałem na Ewelinę. Siedziała na krześle i patrzyła na mnie. Dziwnym wzrokiem. Więc jesteśmy kwita – oboje widzieliśmy własne gołe tyłki, chociaż jej na pewno było bardziej wstyd. Pani Aldona odłożyła pas na krzesło i zaczęła czegoś szukać w swojej torebce. Nieśmiało zapytałem czy możemy już iść. Powiedziała tylko szorstkie „Tak”, więc czym prędzej opuściliśmy palarnię i przez pokój sprzątaczek wyszliśmy na korytarz. Szkoła już opustoszała. Szliśmy do wyjścia w milczeniu. Spojrzałem na Ewelinę. Miała smutny wyraz twarzy, unikała mojego wzroku. W końcu spojrzała na mnie, rozpłakała się i bez słowa odbiegła. Nie poszedłem za nią. Coś mi mówiło, że chce być teraz sama.

 (pierwotnie opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl dnia 30.03.2012)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz