Każda sekunda spędzona w pokoju pani Iwony wydawała mi się wiecznością. Pogodziłem się już wtedy chyba z tym, że nie wydostanę się stąd, że znajdą mnie tu nauczycielki i urządzą mi piekło. Pogodziłem się z tym, że dostanę pewnie znowu lanie, może nawet najmocniejsze w życiu, że zawiadomią rodziców i w domu dostanę kolejne lanie, pogodziłem się ze wszystkim. Pogrążałem się coraz bardziej i bardziej w tych czarnych myślach. Aż wreszcie uświadomiłem sobie, że od pani Iwony wszystko się zaczęło. To od niej dostałem pierwsze w życiu lanie na goły tyłek. Było – mimo całego mojego strachu i wstydu – bardzo poważnie, jakoś tak profesjonalnie i miło nawet. Nie krzyczała, ani nic. A teraz będzie zupełnie inaczej. Na pewno powie, że ją zawiodłem. Nawet ją… Co się ze mną dzieje? Czy ja zawsze muszę pakować się w takie piramidalne kłopoty? A nawet jeśli muszę, to też powinienem umieć z nich wychodzić. O nie, nie będę spokojnie siedzieć i czekać aż nauczycielka wróci. Wydostanę się stąd, choćbym miał przegryźć ścianę własnymi zębami!
Jeszcze raz przeszukałem wszystkie szafki i szuflady w poszukiwaniu zapasowego klucza, albo czegoś co mogłoby go zastąpić. Zajrzałem na parapet, za firanę i wtedy mój wzrok utkwił w oświetlonym przez latarnię fragmencie podwórka. Widok był jakiś inny niż z mojego pokoju, który dzieliłem z chłopkami. Zaraz… No jasne! Przecież nasz pokój był na trzecim piętrze, a nauczycielki mieszkają na parterze. Natychmiast otworzyłem okno i wyjrzałem w dół. Nie było wysoko. Usiadłem na zewnętrznym parapecie, zamknąłem za sobą okno i spuściłem się w dół. Skoczyłem na ugięte kolana, z wysokości mniej więcej trzech metrów. Byłem wolny!
Przebiegłem naokoło ośrodka i tylnym wejściem, od strony ogrodu wbiegłem do środka. Gorączkowo zbierałem myśli. Zamknąłem za sobą okno, oczywiście nie mogłem przekręcić klameczki od zewnątrz, ale te stare okna dobrze się trzymają nawet tylko zasunięte. Pani Iwona pewnie pomyśli, że z roztargnienia sama jej nie przekręciła. Jeśli tylko nikt mnie nie widział, gdy skakałem przez okno (ja nikogo obserwującego nie widziałem, ale przecież było ciemno…), to nikt nie powinien się nigdy dowiedzieć, że byłem w pokoju pani Iwony…
Przebiegłem przez opustoszałe korytarze i wpadłem do jadalni, było jakoś ok. 19:15. Nauczycielki miały swój stół w jej odległej części, przy kuchni, daleko od wejścia. Nie miały prawa mnie zobaczyć. Spośród klasowych koleżanek i kolegów nikt też nie zwrócił uwagi na moje nieoczekiwane wślizgnięcie się. Gwar był zresztą przy jedzeniu ogromny. Przy naszym stole również nie wywołałem entuzjazmu.
- Gdzieś ty był? – mruknął Rafał znad talerza z budyniem
- W kiblu – rzuciłem
- Przez dwie godziny? – dociekał, ale jakoś tak od niechcenia
- Nie, wcześniej dzwoniłem do rodziców – skłamałem szybko
Na szczęście to tłumaczenie mu wystarczyło i nie wnikał dalej. Z kolei Piotrek siedział wciąż naburmuszony, a jego myśli krążyły pewnie wyłącznie wokół jego własnego tyłka, więc pewnie nie interesowało go, gdzie się podziewał kolega przez tak długi czas. Ale akurat mi to było wtedy na rękę. Rozejrzałem się po sali w poszukiwaniu jednej osoby. Andżelika siedziała tam, gdzie zawsze. Nie było widać po niej, że jakąś godzinę temu dostała dość solidne lanie. Roześmiana gadała z koleżankami. Piotrek mógłby brać z niej przykład – pomyślałem.
Resztę kolacji spędziłem rozmyślając, jakie życie jest przewrotne. Raz dostaję w tyłek niemal zupełnie za nic, albo przez przypadek, a ostatnio, gdy naprawdę zasłużę, lub wydaje się, że nie ma już ratunku – jakoś udaje mi się wyjść z kłopotów bez lania. Tak było, gdy zniknęły pieniądze Mamy, potem gdy kostka decydowała, kto oberwie za zniszczoną gablotę i tak było teraz. Nawywijałem jak rzadko kiedy, a chyba mi się upiecze. Dziwne jest życie… Ale może warto wykorzystać tą dobrą passę, ten uśmiech losu, i powstrzymać się od wpadania w tarapaty. Choćby do końca zielonej szkoły? Przecież stać mnie na to. Stać! Dam radę!
Po kolacji dogonił mnie Rafał:
- Już wiem co zrobić zwariowanego. Chodź! – wciągnął mnie w ciemny korytarz na pierwszym piętrze. Chciałem iść do pokoju, nie miałem ochoty na jakieś podejrzane zajęcia, ale dla świętego spokoju poszedłem za nim.
- Patrz! – sięgnął do kieszeni i wyciągnął dwa papierosy.
- Fajki? – zdziwiłem się – Skąd masz?
- Od Marcina.
- To on pali?! – zdziwiłem się jeszcze bardziej – Nawet nie wiedziałem.
- Jak smok! Od początku siódmej klasy. Przywiózł z domu dwie paczki. Tam mu chyba starszy kuzyn załatwia, czy ktoś.
- I dał ci? – drążyłem
- Kupiłem od niego. Za dwa zapłaciłem jak za pół paczki, ale nie było wyjścia. W sklepie nikt mi tu nie sprzeda.
- No, skoro tak… A ty od kiedy palisz?
- Eee, parę razy mi się tylko zdarzyło do tej pory. Ale teraz jest okazja, no nie?
- No… – przyznałem, bo co miałem powiedzieć...
- Chcesz też? Ta druga może być dla ciebie.
- Nie, no coś ty, ja nie palę! – obruszyłem się
- No… ale myślałem, że może chcesz spróbować… bo…
- Bo co?
- Bo pomyślałem, że moglibyśmy się kryć. Najpierw ja bym palił, a ty byś pilnował czy nikt nie idzie, a potem na odwrót.
- Nie ma mowy, nie będę palić – byłem już nieźle wkurzony. Nigdy w życiu nie zapaliłem papierosa i nie miałem takiego zamiaru, przynajmniej do matury.
- No to może chociaż popilnowałbyś, jak ja będę palić…
- I narażać się niepotrzebnie? A jak ktoś nas zaskoczy? – już chciałem dodać, że właśnie uniknąłem gigantycznych kłopotów i mam dość ryzykowania na jakiś czas, ale w porę ugryzłem się w język.
- Nikt nas nie złapie. Marcin zdradził mi fajne miejsce. Kurde, Tomek, no pomóż… Nie chcę prosić nikogo innego, a na tobie można polegać.
Normalnie bardzo by mi to podniosło samoocenę, ale w tej sytuacji nie wiedziałem co robić. Chciałem pomóc Rafałowi, bo okazał się w miarę fajnym kolegą, ale z drugiej strony chodziło o pomoc w czymś nie do końca legalnym. W sumie co szkodziłoby mi postać chwilę na czatach, ale właśnie dzisiaj, gdy dostałem tak nieoczekiwany prezent od losu i uciekłem bez szwanku z pokoju pani Iwony, rozsądnym byłoby znowu się narażać? Jednak Rafał tak marudził, że w końcu zgodziłem się, dla świętego spokoju. To tylko kilka minut, budynek jest ogromny, może nikt nas nie znajdzie. A nawet jeśli, to ostrzegę Rafała, a sam się ulotnię.
Poszliśmy dalej tym korytarzem na pierwszym piętrze. Po pokonaniu kilku zakrętów, na jego końcu znajdowało się coś w rodzaju drzwi balkonowych, które wyprowadzały na niewielki taras, teraz jednak szczelnie zamknięty. Rafał otworzył na oścież okno obok tych drzwi i wychylił się na zewnątrz.
- Marcin tutaj pali codziennie – wyjaśnił – Mówi, że nikt tu nie chodzi, bo te wszystkie pokoje, które mijaliśmy, są puste. Całe to skrzydło jest czynne tylko w wakacje.
- Dobra, to gdzie mam pilnować? – ponagliłem
- Za tym rogiem – wskazał załom korytarza, którym tutaj doszliśmy. Gdyby ktoś szedł, zobaczysz go z daleka.
- Okej, to dam jakiś znak – powiedziałem, a Rafał kiwnął głową, wyciągnął zapałkę i podpalił papierosa.
Moi rodzice nie palili, ale z obserwacji ludzi wiedziałem, że wypalenie jednego trwa zwykle kilka minut. Przyczaiłem się przy ścianie, mając nadzieję, że te kilka minut miną szybko. W mroku korytarza niczego nie dostrzegałem… Po chwili Rafał cicho zakaszlał… Musiały już minąć przynajmniej dwie minuty – obliczałem w myślach. Nagle drzwi pomiędzy miejscem, gdzie się ukryłem, a miejscem, gdzie palił Rafał otworzyły się gwałtownie. Najpierw pomyślałem nawet, że to Rafał wracając, nieopatrznie otworzył jakieś drzwi. Ale nie – po sekundzie rozbłysło światło i dostrzegłem w drzwiach panią Teresę, a ona dostrzegła mnie… Nie było już sensu uciekać. Po chwili nasza wychowawczyni dostrzegła też Rafała i powiedziała triumfalnie:
- Aha! Tak myślałam! Gdy pani sprzątaczka powiedziała mi, że tu codziennie czuć papierosowym dymem, nie chciałam wierzyć, że to któryś z moich uczniów pali. Ale musiałam to sprawdzić i niestety, miałam rację.
To wyjaśniło, skąd wzięła się tu pani Teresa. Ukryła się tutaj, zanim jeszcze przyszliśmy i nakryła nas, a właściwie Rafała, na gorącym uczynku. Niestety, ja też byłem na miejscu zbrodni i chyba tym razem mi się nie upiecze… A najgorsze jest to, że obaj oberwiemy za grzechy Marcina, bo pani Teresa będzie przekonana, że to Rafał palił tu od kilku dni. A może jednak jakoś się wytłumaczę…?
- To co, palicie tutaj sobie, chłopcy? – zapytała groźnie wychowawczyni, przeszukując kieszenie Rafała. Po chwili znalazła drugiego papierosa.
- Ja nie! – powiedziałem rozpaczliwie – Ja tylko stałem na czatach, pilnowałem czy nikt nie idzie.
- Tak? – zapytała pani Teresa podchodząc do mnie i pokazując drugiego papierosa – A to co? Może nie dla ciebie? Najpierw jeden z was miał palić, a drugi pilnować, a potem na odwrót, prawda?
Zdziwiłem się, jak domyślna jest nauczycielka, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, odezwał się Rafał.
- Nie, proszę pani, on mówi prawdę. On tylko pilnował. A ten drugi miał być też dla mnie, na później. Ale ja tu paliłem dzisiaj pierwszy raz tylko, spróbować chciałem…
- To jak kolego wytłumaczysz to, że tu od paru dni czuć dymem? – pani Teresa odwróciła się teraz do Rafała – A może ktoś jeszcze z chłopców pali? Może to ktoś inny dał ci te papierosy?
- Nie, nikt. Przywiozłem je z domu, tylko te dwa – szybko zaprotestował Rafał, a ja poczułem, że coraz bardziej go lubię, bo zamiast ratować własny tyłek i wsypać Marcina, bierze całą winę na siebie, najpierw broniąc mnie, a teraz kryjąc jego.
- To się jeszcze okaże – powiedziała pani Teresa, jakby trochę zawiedziona. W tym samym momencie pojawiła się nie wiadomo skąd pani Iwona, pytając co się dzieje.
- Tak jak podejrzewałam – oznajmiła jej pani Teresa – Palą tu. Rafała złapałam na gorącym uczynku. Tomek twierdzi, że tylko pilnował, nie ma dowodów, żeby palił.
- I tak dostanie za współudział… – powiedziała pani Iwona patrząc na mnie, tak jak przewidziałem, zawiedzionym spojrzeniem – Trzeba będzie przeszukać pokoje.
- Tak – potwierdziła pani Teresa – Ale najpierw trzeba im wprać.
Wprać? No ładnie. A jednak dostanę dziś lanie, tylko nie za to, co myślałem. Wiedziałem, żeby nie słuchać Rafała, żeby nie iść z nim. Tak się kończą takie rzeczy… Tymczasem nauczycielki kazały nam iść za nimi. Powlokłem się ramię w ramię z Rafałem i w odpowiedniej chwili szepnąłem mu zgryźliwie:
- Jak następnym razem o coś takiego mnie poprosisz, to przypomnij mi, żebym cię mocno kopnął w dupę…
Rafał nic nie odpowiedział, ale miał przepraszającą minę, ale widać było po nim, że oprócz żalu jest przede wszystkim mocno przestraszony. W końcu to on był po uszy w kłopotach. Palenie papierosów to w podstawówce przewinienie najwyższego kalibru. Dotarliśmy do pokoju pani Teresy. Wpuściła nas do środka, za nami weszła też pani Iwona. Potem pani Teresa podała cienki pasek pani Iwonie, sama też wzięła skądś inny, nieco szerszy. A następnie zwróciła się do mnie:
- Nawet jeśli jest tak, jak mówisz, to i tak powinieneś się wstydzić pomagać koledze w takim czymś, zamiast mu to wyperswadować. A ty, Rafał, możesz być pewny, że na samym laniu się dla ciebie nie skończy. Ale sam się o to prosiłeś. Zresztą obaj się prosiliście. No, ściągać spodnie!
- Ja też? – zapytałem grzecznie, mając jeszcze cień nadziei
- Tak, ty też – ponagliła pani Teresa – Mam cię poprosić na piśmie?
Obaj z Rafałem zsunęliśmy spodnie do kolan, odwracając się tyłem do nauczycielek.
- Majtki teraz! – rozkazała nasza wychowawczyni
Nauczony już, żeby nie protestować w takich sytuacjach, bo to niczego nie zmieni, zsunąłem majtki trochę poniżej tyłka. Ale tymczasem…
- Nie, proszę! – zawył Rafał – Proszę pani, proszę, nie na gołą!
Zdumiałem się. Jeszcze przed chwilą Rafał odważnie brał na siebie całą winę, krył kolegów, a teraz jest bliski płaczu w obliczu zawstydzającej kary. Chyba jednak go przeceniłem. Ale nie miałem głowy dłużej o tym rozmyślać, bo sytuacja stała się naprawdę przedziwna. Stałem przy pani Iwonie z wypiętym, gołym tyłkiem, gotowym do lania, ale lania nie było. Po pani Iwona, podobnie jak ja, gapiła się na to, jak pani Teresa szarpie się z Rafałem, który ze łzami w oczach trzyma swoje majtki i nie pozwala wychowawczyni ich zsunąć. W końcu chyba się poddał, a pani Teresa zsunęła mu bieliznę i mocno go złapała w pół. Ostatni rzut oka na kolegę nie był przyjemny. Rafał był kompletnie załamany, zwisał przez ręce pani Teresy, próbując zasłonić rękami swoje pośladki, z których jeden „ozdobiony” był sporym pieprzykiem. Tyłek jak tyłek – pomyślałem – zwyczajny, nie wiem czego on tak się wstydzi. Ale zaraz przypomniałem sobie swoje pierwsze lania, zwłaszcza te na oczach innych ludzi i zrozumiałem czego.
A po kilku kolejnych sekundach pani Iwona pochyliła mnie jeszcze trochę do przodu i na moją pupę spadł pierwszy pasek. Niemal w tym samym momencie uderzenie paska pani Teresy spadło też na pupę Rafała. Tylko jęknął cicho. Od tej chwili odgłosy pasków siekących nasze tyłki niemal zlewały się ze sobą. TRZASK, TRZASK… sekunda przerwy… TRZASK, TRZASK. Pani Iwona i pani Teresa lały nas niemal synchronicznie, w identycznych odstępach. Kiedyś dostałem już od pani Iwony, fakt – linijką, ale paskiem biła podobnie. Idealnie, w sam środek wypiętego tyłka. Raz w jeden pośladek, raz w drugi. Bolało średnio, bez przesady. Nowością było tylko to, że obok mnie jednocześnie lanie dostawał ktoś jeszcze. W takiej sytuacji jeszcze nie byłem i na tym się teraz skupiłem. Widziałem Rafała tylko kątem oka, ale słyszałem paski spadające na jego tyłek i jego ciche jęki, przemieszane z połykaniem łez. Ja natomiast wytrzymywałem lanie bez żadnego słowa skargi, bez ani jednego jęku. Jasne, byłem wkurzony na Rafała i na siebie, że się dałem wciągnąć w tą sprawę, ale przez to, co się stało przed chwilą, przez ten wybuch rozpaczy Rafała, co naprawdę wyglądało dramatycznie, nawet nie miałem głowy, żeby na tym wkurzeniu się koncentrować. Ba, zapomniałem nawet na dłuższy moment, że stoję z gołą pupą przed nauczycielką, a to zawsze było dla mnie dość krępujące. Może nawet trudniejsze niż sam ból uderzeń paskiem. A teraz jakbym był gdzieś z boku, wciąż miałem w głowę tą sytuację z Rafałem. Do rzeczywistości przywrócił mnie dopiero głos pani Iwony:
- Jemu już wystarczy?
- Daj mu jeszcze pięć i niech idzie – odrzekła szybko pani Teresa – Idź zresztą z nim, przeszukaj pokój.
- Dobrze – powiedziała pani Iwona i wlała mi jeszcze pięć solidnych pasów, a ja byłem już myślami we własnej głowie, więc każdy z nich wreszcie dość porządnie poczułem na moim tyłku. Potem pani Iwona pozwoliła mi się ubrać i otworzyła drzwi. Ostatni raz spojrzałem w głąb pokoju – pani Teresa wciąż lała Rafała i nie wyglądało to, jakby zmierzała już do końca. Jego tyłek pokrywały już dość dobrze widoczne czerwone prążki. Gdy oddalałem się korytarzem pod opieką pani Iwony, odgłosy pasków spadających na pupę Rafała, wciąż było słychać, jak niewielkie, odległe stuknięcia, gdzieś za ścianą.
Dotarliśmy do naszego pokoju. Widząc panią Iwonę, Piotrek poderwał się z łóżka, gdzie czytał jakąś książkę. Na widok jego zdziwionego spojrzenia, nauczycielka wyjaśniła:
- Twoi koledzy palili papierosy i dostali swoją karę.
- Ja nie paliłem! – zaprotestowałem natychmiast
- Może i nie – potwierdziła pani Iwona – Ale pomagałeś. A ty, Piotrek, jakby ci kiedyś przyszły takie głupoty do głowy, to pamiętaj, że nie warto. Tomek, pokaż koledze, co grozi za takie rzeczy.
Mimo, że powiedziała to dość zagadkowo, to ja wiedziałem od razu, czego ode mnie oczekuje. Z naburmuszoną miną, odwróciłem się tyłem do Piotrka, rozpiąłem dżinsy i zsunąłem je razem z majtkami, pokazując mu moją gołą pupę, która zapewne pokryta była przynajmniej kilkoma dobrze widocznymi śladami po uderzeniach paskiem (gdyby było inaczej, pani Iwona pewnie nie kazałaby mi to tego zrobić).
- No właśnie. Widzisz? – powiedziała nauczycielka i zabrała się za przeszukiwanie rzeczy Rafała i moich. Wiedziałem, że niczego tam nie znajdzie, chociaż tyle dobrze, więc po dziesięciu sekundach świecenia gołym tyłkiem ubrałem się i spojrzałem na Piotrka. Zdumiał mnie wyraz jego twarzy. Piotrek wyglądał na… zachwyconego
(pierwotnie
opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl
dnia 27.11.2012)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz