wtorek, 1 maja 2018

(15.) Pod toporem

Gdy kończyłem podstawówkę, coś takiego jak „plastikowy pieniądz” było jeszcze bardzo słabo rozpowszechnione. Bankomatów wtedy nie było, kartę kredytową mało kto posiadał. Na kontach bankowych trzymało się tylko duże oszczędności, a wypłatę w pracy otrzymywało się w gotówce w kasie. Dlatego, zwłaszcza po wypłacie, w wielu mieszkaniach przechowywano naprawdę sporo pieniędzy. Ludzie profilaktycznie ukrywali je w różnych miejscach – w książkach, w tajemnych skrytkach w szafkach, pod podwójnym dnem biurka, albo w wazonach. Moi rodzice chowali wówczas większe sumy pieniędzy w tekturowej, zdobionej papeterii, w której banknoty leżały przykryte przez koperty do listów, papier listowy i pocztówki. Wiedziałem o tym od zawsze, a rodzice nigdy tego przede mną nie ukrywali. Mieli do mnie odpowiednio wiele zaufania, by wiedzieć, że ani nie wygadam nikomu tej tajemnicy, ani nic stamtąd nie zabiorę.
Zresztą, nie musiałem. Zawsze otrzymywałem wystarczające kieszonkowe. A na ostatnie urodziny dostałem od wujka z zagranicy list z całkiem fajnym banknotem. Schowałem go na specjalną okazję. A teraz – na kilka dni przed wyjazdem na „zieloną szkołę” – wreszcie nadarzyła się okazja go wykorzystać. Dołożyłem trochę swoich oszczędności i kupiłem sobie nowy walkman. Będzie jak znalazł na nudne chwile – jeśli się takie zdarzą – podczas klasowego wyjazdu. Położyłem błyszczące cacko na biurku i zabrałem się za sporządzanie listy rzeczy, które muszę zabrać. O wydarzeniach z pierwszych zajęć poprawczych już prawie zapomniałem. Przekonywałem siebie, że wystarczy przecież słuchać poleceń prowadzących i poprawnie się zachowywać, a nic złego, a już zwłaszcza takie lanie jak dostał Sebastian, mnie nie spotka. A dziwne myśli, które wtedy miałem, tłumaczyłem sobie wściekłością. W końcu kretyn załatwił moje najlepsze spodnie. Na szczęście pralka poradziła sobie z gumowymi pozostałościami. Teraz liczyła się tylko „zielona szkoła” – w końcu wyjazd już za trzy dni i wszystko inne schodzi na dalszy plan.
Właśnie kończyłem spisywać rzeczy do zabrania, gdy z zaabsorbowania listą wyrwał mnie głos mamy:
- Dlaczego zabrałeś 200 złotych ze schowka?
- Słucham?
– otrząsnąłem się zdziwiony
- Zabrałeś 200 złotych i nic nie powiedziałeś – mama była wyraźnie zdenerwowana
- Niczego nie zabierałem, nie wiem o czym mówisz – naprawdę nie wiedziałem, o co chodzi
- Przedwczoraj wkładałam do skrytki wypłatę, dzisiaj liczę i brakuje 200 złotych.
- Ja ich nie zabrałem
– powiedziałem
- A kto? Ja też nie, a tato zawsze mówi kiedy i ile bierze.
- Może tym razem zapomniał powiedzieć
– głośno myślałem – Zapytaj go.
Mama poszła zadzwonić do taty, który pracował do 18:00, a ja byłem przekonany, że za chwilę to nieporozumienie się wyjaśni. Naprawdę, nie zabrałem ani grosza z tej skrytki, ba, chociaż wiedziałem gdzie leży, to chyba nigdy nawet nie dotknąłem tej papeterii. Mama wróciła po chwili, ale zamiast happy endu, stanęła przy moim biurku z groźnym wyrazem twarzy.
- Tata też ich nie wziął. Mówi, że od tygodnia nie brał żadnej gotówki ze schowka.
- No to nie wiem, gdzie się podziały. Może spadły
– wzruszyłem ramionami
- A kto ma wiedzieć?! – prawie krzyknęła – Tomek, nikt inny nie wie o tej skrytce. Skoro ani ja, ani tata nie wzięliśmy tych pieniędzy, to zostajesz tylko ty.
- Ale ja naprawdę ich nie wziąłem! Po co mi, skoro mam kieszonkowe – nie wiedziałem już, w jaki sposób mam udowodnić, że czegoś nie zrobiłem, skoro tego nie zrobiłem i już.
- Nie wiem po co, może miałeś jakiś powód – zirytowała się mama – Poszukam jeszcze, może faktycznie gdzieś się wysunął ten banknot, ale jak masz coś do powiedzenia w tej sprawie, to lepiej zrób to teraz, a nie brnij w zaparte.
- Nie zabrałem ani złotówki
– obruszyłem się
Odechciało mi się kończyć listę rzeczy do zabrania. Jeszcze nigdy nie zdarzyła mi się taka sytuacja, że ktoś posądził mnie o coś, czego nie zrobiłem. Nawet mi przez myśl by nie przeszło, żeby ukraść rodzicom pieniądze. Ale skoro faktycznie zniknęły, to co się z nimi stało? Dziwna sprawa… I jak udowodnić, że to nie moja wina. Najlepiej, niech po prostu się znajdą.
Niestety, po półgodzinie mama przyszła i oznajmiła mi, że przeszukała cały regał, przeliczyła jeszcze raz pieniądze w kopercie i nadal brakuje 200 złotych.
- To już naprawdę nie wiem, co się mogło stać. Pomogę ci szukać – zaproponowałem, ale gdy jeszcze to mówiłem, wzrok mamy padł na mój nowy walkman.
- A to co? – wzięła go do ręki
- Walkman, kupiłem sobie na wyjazd na zieloną szkołę.
- A skąd wziąłeś tyle pieniędzy?
- Miałem oszczędności. I to, co dostałem od wujka Stefana na urodziny.
- Nie kłam!
- Mamo, naprawdę nie kłamię. Myślisz, że zabrałem te pieniądze, żeby sobie kupić walkman? Odkładałem na niego od roku!
- Tomek, jeszcze parę miesięcy temu bym ci uwierzyła. Ale po tym co nawywijałeś w poprzednim semestrze… Niestety, wszystko wskazuje na ciebie.
- Mamo, ja…
- Cicho bądź! Nie pogrążaj się już bardziej! Wiele twoich wybryków tolerowałam, i te bójki, wezwania do szkoły, bo rozumiałam, że taki wiek, że chłopcy się muszą wyszumieć. Ale teraz przesadziłeś. Masz ostatnią szansę, przyznaj się, co zrobiłeś z pieniędzmi.
- Nie wziąłem ich, naprawdę
– powiedziałem rozpaczliwie
- Aha! No to doigrałeś się! Nie dość, że zabrałeś pieniądze, to jeszcze kłamiesz w żywe oczy. Ostrzegałam cię kiedyś, ale nie posłuchałeś. W takim razie zaraz dostaniesz, na co sobie zapracowałeś. Możesz już ściągać spodnie – rzuciła i wzburzona wybiegła z pokoju
Chciało mi się płakać z bezsilności i frustracji. Serce waliło mi jak młotem. Zgoda, podświadomie czułem, że wszystko wskazuje na mnie, że mama ma prawo mi nie wierzyć. Ale tym razem to naprawdę nie ja! Jak mam to udowodnić?! Co za cholerny pech! Akurat teraz taka sytuacja… I co? I zaraz spełni się to, czego bałem się od wielu tygodni. Mam ściągać spodnie – to chyba jednoznaczny sygnał. Dostanę lanie od mamy. I jak na ironię – za niewinność. Poniosłem tyle wyrzeczeń żeby nigdy do tego nie doszło, odpokutowałem wiele wybryków, a dostanę za coś, czego nie zrobiłem. Co za pieprzony niefart…
Gdy mama wróciła, wciąż siedziałem przy biurku, prawdopodobnie blady jak kreda.
- Co, jeszcze nie gotowy?! – krzyknęła na mnie. W prawej dłoni trzymała swój pasek od spodni. Myślałem, że zaraz zemdleję. Podeszła do mnie, złapała mnie za ramię i zmusiła do wstania.
- Mamo, ja…
- Co, wolisz z tym poczekać na tatę?
- Nie… Ale…
- No właśnie. Zresztą już od dawna należało ci się lanie.
- Mamo, proszę…

Ale mama rzuciła tylko, że już za późno. Odwróciła mnie siłą, zsunęła spodnie i kazała uklęknąć na podłodze, a potem pochyliła do przodu, aż oparłem się o podłogę rękami. Tkwiłem teraz w idiotycznej pozycji pod tytułem „klęk podparty”, krew buzowała mi w skroniach. Zaczynałem się już godzić z tym, że zaraz dostanę lanie za niewinność. Miałem tylko nadzieję, że nie zsunie mi majtek. Takiego upokorzenia naprawdę nie przeżyję… Niestety, pomyślałem w złą godzinę.
- Ściągaj majtki! – usłyszałem
- Mamo…
- Ściągaj, albo sama to zrobię i narobię ci jeszcze większego wstydu.

Dostałem już kilka razy lanie na goły tyłek, ale od nauczycieli to coś innego, nawet od ciotki. Miałem już przecież 13 lat, czułem się prawie dorosły, a teraz mam świecić pupą przed mamą… Nie, nie mogę! Chciałem mieć to już za sobą, ale na to nie mogę pozwolić.
Mama odłożyła pasek i złapała za moje majtki. Jednak w tym momencie, w którym chciała je zsunąć, odruchowo złapałem je i przytrzymałem z całej siły.
- Mamo, błagam! – wykrzyczałem przez łzy – Naprawdę nie wziąłem tych pieniędzy. Przelicz je jeszcze raz, proszę, może się skleiły czy coś…
Mój wybuch płaczu chyba naprawdę zrobił na mamie wrażenie. Przestała siłować się z moimi slipkami, które zatrzymały się w połowie mojej pupy. Przyjrzała mi się badawczo i bez słowa poszła do swojego pokoju. Słyszałem jak otwiera szafkę, gdzie był schowek na pieniądze. Nie robiłem sobie jednak nadziei. Przecież już sprawdzała tam dwa razy. Zaraz przyjdzie i dostanę w końcu to lanie… Ze strachu ani drgnąłem, nie miałem nawet odwagi podciągnąć majtek. Klęczałem tak z wypiętym, w połowie gołym tyłkiem, a w mózgu mi się wszystko przewracało. Po chwili mama przyszła, zamiast gróźb usłyszałem jednak podniecony głos:
- Są! Klej z otwartej koperty złapał ten banknot i dlatego go nie mogłam zobaczyć. Wszystko się zgadza!
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Wiedziałem, że jestem niewinny, ale teraz nie mogłem uwierzyć, że jednak te pieniądze się znalazły. W ostatniej chwili! Gdyby nie mój rozpaczliwy wybuch, pasek mamy trzaskałby teraz o moje gołe pośladki. Ale jednak udało się. Uciekłem spod topora, jak w jakimś filmie z happy-endem. To chyba cud…
Mama podniosła mnie z kolan i przytuliła. Gdy przepraszała za niesłuszne oskarżenie, z mojej głowy uciekły wszystkie emocje. Pozostały tylko dwie – ulga, że uniknąłem lania mieszała się z przerażającym poczuciem, iż na własnej skórze przekonałem się, że w styczniu mama jednak nie żartowała. Już nie mogę się łudzić, że tylko straszy. Gdy coś zmaluję, nie zawaha się sprać mi tyłka. Gołego w dodatku. Tym razem mi się jeszcze udało, ale czy dam radę upilnować się zawsze…
(pierwotnie opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl dnia 17.10.2012)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz