Po Nowym Roku wróciłem do szkoły pełen zapału i pozytywnego nastawienia.
Paradoksalnie, cała ta sprawa z wagarami mi pomogła. Przekonałem się, że jednak
nie ciąży nade mną żadne fatum, że nie musi być tak, że cokolwiek nawywijam –
intencjonalnie czy nie – to dostanę za to w tyłek. Poszedłem na wagary i nic.
Czyli jednak wszystkim rządzi przypadek, tamte poprzednie lania były po prostu
jego dziełem. A skoro tak, to mogę żyć spokojnie i nie martwić się o
przyszłość, bo i tak nie wiadomo, co ona przyniesie.
Z tym postanowieniem przystąpiłem do nauki w styczniu. Ostatnie tygodnie
przed klasyfikacją, ostatnie sprawdziany, wystawianie ocen, dopytywanie. Coś,
co lubiłem, zwłaszcza, że stopnie miałem teraz wyjątkowo dobre i już od połowy
stycznia liczyłem sobie na ostatniej stronie zeszytu średnią końcową. Z
pierwszych przewidywań wynikało, że mam szansę na 5,00. Mogłem liczyć na dwie
„szóstki”: z geografii i WOS-u, które zrównoważą jedyne „czwórki”, jakie mi
„grożą”: z muzyki i – a jakże! – z polskiego. Zachowanie natomiast decydowało
się przed samą Radą Pedagogiczną, ale prawdopodobnie będę mieć
„nieodpowiednie”. Zupełnie mnie to jednak nie obchodziło, tym bardziej od
momentu, odkąd moi rodzice o tym wiedzą i specjalnie im to nie przeszkadza.
Ocena z zachowania będzie ważna dopiero na koniec roku szkolnego, bo trzeba
mieć minimum „bardzo dobre”, żeby otrzymać świadectwo z wyróżnieniem. Do tego
czasu zdążę się jednak poprawić (w końcu fatum nie istnieje!), a w tym
semestrze mogę mieć nawet „naganne”, mam to gdzieś.
Jedyna rzecz, która zmartwiła mnie po powrocie z przerwy świątecznej, to
fakt, że pan Janusz – nauczyciel historii, którego bardzo lubiłem za świetne
prowadzenie lekcji – poszedł na zwolnienie chorobowe i miał wrócić do szkoły
dopiero w drugim semestrze. Na zastępstwo pojawiła się w naszej klasie pani
Aldona. Wiązałem z nią raczej przykre wspomnienia – jesienny spisek w celu
podkradnięcia arkusza na badanie wyników i będące tego konsekwencją chyba
najmocniejsze lanie, jakie w życiu dostałem. 35 pasów na gołą. Jedyny raz, gdy
dostałem po tyłku pasem i od tamtego momentu wiedziałem, że już nigdy nie
chciałbym tego poczuć ponownie. Na szczęście nauczycielka nie okazywała mi
żadnego uprzedzenia związanego z tamtym wydarzeniem, traktowała mnie
identycznie jak pozostałych uczniów. Lubiłem takie podejście: narozrabiałem,
ale dostałem zasłużoną karę i od tego momentu zapominamy o wszystkim.
Historia była w poniedziałki i środy na ostatniej lekcji. I właśnie w pewną
środę, jakieś dwa tygodnie przed końcem semestru, zdarzyło się coś
nieoczekiwanego. Na przerwie czekaliśmy pod pracownią historii aż wyjdzie
poprzednia klasa. Zawsze w takich sytuacjach było sporo zamieszania – jedni
wychodzą, niektórzy jeszcze się pakują, drudzy już wchodzą. Tak samo teraz.
Uczniowie z poprzedniej klasy jeszcze się zbierali, my już powoli wchodziliśmy
do sali, mijając się z nimi w drzwiach, pani Aldona siedziała natomiast przy
biurku pokazując coś w dzienniku jakiejś dziewczynie. Pośrodku tego chaosu, przed
tablicą, stał duży, metalowy stojak służący do rozwijania map. Żadna mapa na
nim nie wisiała – widocznie dyżurny poprzedniej klasy już ją zdjął i zaniósł do
schowka, a nasz dyżurny jeszcze nie powiesił mapy na naszą lekcję. I nagle,
wśród tego hałasu i zamieszania, kątem oka dostrzegłem, jak ten ciężki stojak
odchyla się od pionu i przewraca się w pobliże biurka nauczycielki. W ułamku
sekundy, z głośnym trzaskiem wylądował na podłodze, kilkanaście centymetrów od
krzesła, na którym siedziała historyczka. W klasie momentalnie zapadła głucha,
złowroga cisza. Wokół leżącego stojaka natychmiast zrobiło się pusto, został
tam tylko Rafał – niewysoki, niczym nie wyróżniający się chłopak z naszej
klasy. Teraz był jednak blady jak ściana tuż za nim.
- Przepraszam… – wybąkał – Bo mnie popchnęli i …
- Co ty robisz?! Mogłeś kogoś zabić! – pani Aldona poderwała się z miejsca,
złapała Rafała za ramię i pociągnęła do schowka na mapy, zatrzaskując za sobą
drzwi. W ciszy, jaka teraz zaległa, można było usłyszeć przelatującą muchę.
Zamiast muchy wszyscy usłyszeliśmy jednak jednoznaczne odgłosy. Głośne,
rytmiczne plaski. Nie miałem wątpliwości i pewnie wielu z nas ich nie miało,
zwłaszcza ci, którzy kiedykolwiek dostali lanie – to były odgłosy uderzeń ręki
pani Aldony, uderzeń spadających na gołą pupę Rafała…
Naliczyłem ich dwadzieścia. Po chwili nauczycielka wyszła, chłopak za nią i
z zaciętą twarzą usiadł w ostatniej ławce. Wszyscy unikali spojrzenia w jego
kierunku, ale założę się, że przez większą część lekcji nie myśleli o niczym
innym. Historia minęła wyjątkowo szybko. Po lekcjach jak zwykle ubrałem się w
szatni. Przy wyjściu ze szkoły spotkał mnie Patryk, a ponieważ mieszkaliśmy
niedaleko siebie, poszliśmy razem.
- Ale Rafi dostał, nie? – zagadnął Patryk
- No – przytaknąłem, bo co miałem powiedzieć?
- Dobrze, że chociaż wlała mu w schowku, a nie przy wszystkich – ciągnął Patryk
– Okej, wszyscy słyszeli, ale przynajmniej nie widzieli jego tyłka.
- Ale chyba zawsze tak jest, że wychodzi się wtedy z klasy, a nie bije przy wszystkich
– zauważyłem
- Też tak myślałem. Ale podobno w zeszłym tygodniu „Polka” (pseudonim pani
Marleny) wlała jakiemuś piątoklasiście przed całą klasą.
- Co?!!!
- Moja siostra chodzi do tej klasy, ale akurat jest chora. I przyszła do niej
koleżanka z zeszytami i powiedziała jej o tym. Julka, znaczy moja siostra,
twierdzi, że ta jej koleżanka nigdy nie kłamie.
- Ja pierdolę… – byłem totalnie zaskoczony – Lanie przed całą klasą… A nie wiesz
czy na gołą dostał czy przez spodnie?
- Nie wiem, nie mówiła chyba… Ale co za różnica. Ja bym się chyba spalił ze
wstydu, to już wolałbym powtarzać rok. A jakby mi chciała wlać na gołą, to bym
się wyrwał i uciekł. I niech mnie wyrzucą ze szkoły.
- Ja też – przytaknąłem – Jeśli to prawda, to ona jest jakaś pierdolnięta, ją powinni gdzieś
zamknąć.
- No…
Przeszliśmy kilka minut w milczeniu. W końcu zebrałem się w sobie i
zapytałem Patryka:
- Dostałeś od niej, prawda?
- Co???
- Dostałeś w dupę, od pani Marleny.
- Skąd…?! Co ty pierdolisz? – Patryk aż przystanął
- Spokojnie. W listopadzie, jak miałem dyżur na jadalni. Widziałem, jak
prowadzi cię gdzieś do piwnicy…
Patryk spuścił głowę i zamyślił się.
- Dobra, ale nie mów nikomu. Myślałem, że umrę wtedy ze wstydu. Nie zrobiłem
znowu zadania domowego, więc powiedziała, że zmarnowałem ostatnią szansę.
Zadała klasie coś do roboty, a mnie zaprowadziła do tego magazynu na końcu
korytarza w piwnicy. I tam… i tam dostałem lanie… – przełknął ślinę – To jest
wariatka, jak mnie biła, to cały czas na mnie wrzeszczała, myślałem, że pół
szkoły się zleci…
Klepnąłem go w ramię i powiedziałem:
- Chyba wiem, co czujesz. Ja też od niej dostałem lanie.
- Ty? – Patryk spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale w jego głosie wyczułem
jakby ulgę
- No. Wtedy na początku roku, gdy odpisywaliście ode mnie zadanie i pan Janusz
was nakrył, pamiętasz?
- No. Po lekcji „Polka” oddała nam zeszyty i kazała nam iść, a tobie kazała
zostać. I wtedy…?
- Yhm. Powiedziała, że dawanie odpisywać jest gorsze od ściągania i musi mnie
tego oduczyć już na samym początku. I zlała mnie tą swoją linijką.
- Dostałeś na gołą?
- Najpierw kilka razy przez spodnie. A potem ściągnęła mi i spodnie i majtki, i
resztę dostałem na gołą. I też się tak darła w trakcie bicia.
- Głupia pizda.
- A ty? – zapytałem
- Co ja?
- No, ty jak dostałeś od niej lanie? Też na gołą?
- Nie, przez majtki – powiedział z chwilowym zawahaniem – Ale i tak mnie dupa
tak piekła, że myślałem, że nie wytrzymam…
Byliśmy już blisko jego bloku. Pożegnaliśmy się i dalej poszedłem sam.
Doskonale wiedziałem, że Patryk kłamał w tym ostatnim zdaniu. Na własne oczy
widziałem, że dostał na goły tyłek i to od samego początku. Ale rozumiałem go.
To musiało być jednak jego pierwsze lanie, a już na pewno pierwsze na goły
tyłek. Wiedziałem, co się wtedy czuje. Ja miałem to samo zwłaszcza po laniu od
ciotki w Krakowie. To jest takie upokorzenie, które chce się wyrzucić z pamięci
na zawsze. Potem dostałem jeszcze kilka razy po gołej i jakoś mi to
spowszedniało, przynajmniej na tyle, że nie wstydziłem się o tym powiedzieć
Patrykowi czy Ewelinie. U Patryka natomiast ten wstyd był jeszcze zbyt silny.
Nie mógł zaprzeczyć, że dostał lanie, ale postanowił ukryć najbardziej
upokarzającą jego część. Mimo to miałem wrażenie, że trochę mu ulżyło, gdy
powiedziałem mu, że ja też dostałem w tyłek od pani Marleny. I też na goły. Na
pewno teraz będzie mu łatwiej, gdy wie, że nie jest sam, że ktoś był w podobnej
sytuacji. Na pewno to przemyśli i może kiedyś jeszcze przyjdzie o tym pogadać…
Dotarłem do domu, zjadłem obiad i dość szybko zapomniałem o Patryku. W
głowie kłębiły mi się teraz myśli o tym piątoklasiście, który miał od pani
Marleny dostać lanie przed całą klasą. Im dłużej o tym myślałem, tym większy
niepokój odczuwałem. Przypomniałem sobie, że gdy wtedy, na początku siódmej
klasy, zlała mi tyłek, na koniec zagroziła, że następny mój wybryk u niej
zakończy się laniem na gołą pupę przed całą klasą. Wtedy byłem pewny, że
blefuje, że tylko mnie straszy. Ale po tym, co dziś usłyszałem… Wiele wskazuje,
że z tym piątoklasistą to może być prawda. A jeśli tak, to znaczy, że pani
Marlena jest zdolna do wszystkiego. Zgoda, wystarczy nie wpadać w kłopoty. I do
tej pory tego nie robiłem, bo nie chciałem dać jej satysfakcji. Teraz jednak
zacząłem jej się bać. Ona cały czas ma na mnie oko, uwzięła się, czeka na
najmniejsze moje potknięcie… Mogę się starać, ale zawsze coś może się zdarzyć
przypadkiem, zapomnę się. I co wtedy? Naprawdę zrealizuje swoją groźbę? Zdejmie
mi majtki na środku klasy i spuści mi lanie na gołą pupę? Na oczach wszystkich
kolegów i koleżanek? Pod ziemię się zapadnę ze wstydu. Fakt, dostałem już lania
przy świadkach – na jedno patrzyła Ewelina, na drugie ten smarkacz Dawid. Ale
przed całą klasą, przed wszystkimi, z którymi spotykam się na co dzień, spędzam
7 godzin przez 5 dni w tygodniu, to zupełnie co innego. Po takim czymś już
nigdy nie spojrzałbym im w oczy. Już wolałbym znowu poczuć na tyłku pasek,
nawet 50 razy, nawet 100, ale na osobności. Z panią Marleną nie ma jednak
targowania się…
Wieczorem nadal o tym myślałem. Planowałem, że zrobię wszystko, stanę na
uszach, żeby jej nie podpaść. Na jej lekcjach będę grzeczny jak baranek, będę
się uczyć polskiego jeszcze więcej. Ale wtedy ucierpią na tym inne przedmioty i
dostanę lanie od mamy, zapowiedziała mi przecież, i też spalę się ze wstydu.
Cholera, tak źle i tak niedobrze… Ciężko było mi się skupić na odrabianiu
lekcji, ale ok. 22:00 skończyłem. Wrzuciłem zeszyty do plecaka, wykąpałem się i
wskoczyłem do łóżka. Bałem się, że nie będę mógł zasnąć, ale zasnąłem chyba
bardzo szybko. Byłem w szkole. Dzwonił dzwonek, a wszyscy szybko gdzieś
biegali. Potem zaczęła się lekcja polskiego. Pani Marlena opowiadała jakieś
dziwne rzeczy, ale nie słuchałem jej, tylko bawiłem się zegarkiem. Nagle
wyrosła tuż przede mną. Powiedziała, że zmarnowałem ostatnią szansę, złapała mnie
za ramię i wyciągnęła na środek klasy. „Ściągaj spodnie!” – rozkazała. Ja
jednak ani drgnąłem. W klasie zaległa taka cisza, jak wtedy, gdy Rafał dostawał
w schowku lanie od pani Aldony. Słyszałem oddech każdej osoby, która siedziała
w sali. Pani Marlena nie czekała jednak już dłużej. Ustawiła mnie tyłem do
koleżanek i kolegów i ściągnęła mi spodnie, a zaraz potem majtki. Spełniły się
moje najczarniejsze obawy – świeciłem gołym tyłkiem przed całą klasą.
Usłyszałem szepty i cichutkie śmiechy. Pani Marlena pochyliła mnie do przodu i
zaczęła dawać mi klapsy na wypiętą pupę. Jakaś dziewczyna, chyba Dominika,
głośno liczyła uderzenia. Chciałem się wyrwać, ale pani Marlena mocno mnie
trzymała. Policzki miałem gorące, w skroniach pulsowała mi krew. Na pupie czułem
chłodną rękę nauczycielki i 26 ciekawskich spojrzeń. Zaraz ucieknę i już nigdy
nie przyjdę do szkoły, nigdy nie spojrzę w oczy tym, którzy gapili się na mój
goły tyłek, na moje upokorzenie i jeszcze się śmiali! JUŻ NIGDY… Poderwałem się
tak szybko, że o mało nie uderzyłem głową o parapet. Chwilę zajęło mi zanim
zorientowałem się gdzie jestem. Wokół było kompletnie ciemno. Tylko
elektroniczny zegarek świecił jaskrawymi cyframi: 05:15. Mój sklejany model
samolotu wisiał jak zawsze nad łóżkiem. Dotknąłem go i dopiero wówczas dotarło
do mnie, że to był sen. Tak intensywnie myślałem wczoraj o pani Marlenie
i tym, co może mnie czekać z jej strony, że aż sobie to wyśniłem. Otarłem pot z
czoła, przewróciłem się na drugi bok i próbowałem zasnąć. Ale już tej nocy mi
się nie udało. Emocje były zbyt silne, czułem ogromną ulgę, że to był tylko
sen. Jedyne, co mnie trochę martwiło, to obawa, czy ten sen nie okaże się
proroczy…
(pierwotnie opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl dnia 14.06.2012)
W starszym wieku lanie korzystnie wpływa na zdrowie. Poprawia krążenie, przyśpieszając, a także dzięki bezpośredniemu połączeniu siedzenia z mózgiem poprzez kręgosłup poprawia ukrwienie tego ostatniego.
OdpowiedzUsuń