wtorek, 17 kwietnia 2018

(12.) Amok (część 1.)

Ferie zimowe minęły nudno i leniwie. Większość czasu przesiedziałem przed telewizorem albo czytając książki. Pod koniec wolnego miałem już tak dość monotonii, że niemal zatęskniłem za szkołą – tam przynajmniej coś się działo.  
Jednak już pierwszy tydzień nowego semestru przyniósł nadmiar wrażeń. Najpierw moi rodzice oznajmili, że muszą wyjechać na cztery dni aż pod Warszawę w sprawach – jak to nazwali – biznesowych. Byłem nauczony nie wtrącać się w „sprawy dorosłych”, więc nie wnikałem o co chodziło (chociaż brzmiało dziwnie, skoro Mama pracowała w biurze, a Tato w hurtowni i nie prowadzili wspólnie żadnego "biznesu"). Najważniejsze było, że miałem zostać w domu sam. Przez cztery dni! Szaleństwo! Żadnej kontroli, żadnego nadzoru ze strony cioci czy babci, bo cała nasza rodzina mieszkała zbyt daleko, żeby ktokolwiek mógł przyjechać, aby się mną opiekować. Zresztą rodzice nawet nie rozważali takiej opcji – od razu uznali, że skoro mam już 13 lat, to mogę zostać sam w domu przez cztery dni i świat się od tego nie zawali. Jedyne, co dla mnie zorganizowali, to poprosili sąsiadkę z parteru – panią Irenę, abym mógł do niej przychodzić na obiad. Była to samotna kobieta w wieku ok. 50 lat, której dzieci mieszkały za granicą. Jej wolny czas wypełniało dbanie o przyblokową roślinność. I chętnie zgodziła się przyjmować mnie na obiad, czuła się zresztą dłużna moim rodzicom, bo kiedyś zaprosili ją na święta, gdy jej dzieci nie mogły do niej w tym czasie przyjechać. Mama zostawiła też mojej wychowawczyni numer telefonu do pani Ireny, w razie gdyby ktoś ze szkoły potrzebował się skontaktować z kimś dorosłym na miejscu.
Pierwszy dzień niespodziewanej wolności minął fantastycznie. Szybko zjadłem obiad u pani Ireny, a potem całe mieszkanie moje! Mnóstwo telewizji, gier wideo, prysznic przy otwartych drzwiach łazienki, kolacja w łóżku, spać tuż przed północą… Żyć, nie umierać! Natomiast dzień drugi już od początku nie układał się po mojej myśli.Mimo nastawionego budzika zaspałem, na szczęście do szkoły dotarłem niemal równo z dzwonkiem na pierwszą lekcję. Na lekcji trzeciej była godzina wychowawcza, po której pani Teresa (moja wychowawczyni) poleciła mi zostać na chwilę. Myślałem, że chodzi o nieobecność rodziców, że chce zapytać, jak sobie radzę czy coś. Tymczasem, gdy do niej podszedłem, nie wspomniała o tym ani słowem, natomiast oznajmiła, że w przyszłą środę zaczynają się zajęcia poprawcze i żebym nie zapomniał być punktualnie.
- Co takiego?! – zapytałem 
- Myślałam, że o tym słyszałeś – zdziwiła się – Każdy uczeń, który miał z zachowania ocenę naganną albo nieodpowiednią, ma obowiązek uczestniczyć przez kolejny semestr w zajęciach poprawczych. Dwie godziny zegarowe raz na dwa tygodnie. Będziecie tam mieć jakieś prace do zrobienia, nie wiem, grabienie liści czy coś, poza tym też inne zajęcia, spotkania z pedagogiem itd.
Odnośnie tego zdziwienia chciałem nawet pani Teresie odpowiedzieć, że nie mam w zwyczaju zadawać się ze szkolnymi chuliganami, więc skąd mogłem wiedzieć o istnieniu takich zajęć. Ale dałem sobie spokój. Cztery godziny dodatkowych zajęć w miesiącu, z bandą największych obiboków i rozrabiaków. Świetnie, tylko tego mi było trzeba… 
A potem było jeszcze gorzej.Na ostatniej lekcji był WF. Oprócz grupy chłopców z mojej klasy, jednocześnie na sali gimnastycznej zajęcia miała zawsze jakaś inne grupa, ale zwykle były to jakieś młodsze klasy. A jak się okazało, w tym semestrze tą drugą grupą byli chłopcy z równoległej VII B. Nie była to dla mnie najlepsza wiadomość, bo wśród nich znajdował się niejaki Darek. Chłopak mniej więcej mojego wzrostu, niezbyt wyróżniający się ani wyglądem, ani wynikami w nauce, ale straszny palant. Nie wiedziałem dlaczego od kilku miesięcy uwziął się właśnie na mnie. Zaczęło się od tego, że jakoś jesienią próbował „pożyczyć” ode mnie parę groszy. Oczywiście spławiłem go. Potem już niczego ode mnie nie chciał, za to przy każdym spotkaniu dążył do jakiegoś konfliktu. Zaczepiał, prowokował, groził, że skopie mi dupę albo załatwi mnie tak, że wyląduję w szpitalu. Ignorowałem debila, bo ani swoją posturą nie wzbudzał przerażenia, ani nie miał jakichś własnych„ochroniarzy”, którzy mogliby mnie szczególnie wystraszyć. Na szczęście mieszkał w zupełnie innej części osiedla, więc w grę wchodziły tylko przypadkowe spotkania, których starałem się unikać. Aż do tego WF-u na ostatniej środowej lekcji…
Oczywiście zauważył mnie, ale dopóki nasze grupy ćwiczyły na własnych połowach sali gimnastycznej, nic się nie wydarzyło. I miałem nadzieję, że tak pozostanie do końca. Chciałem już iść do domu, wiadomość o zajęciach poprawczych kompletnie zepsuła mi nastrój i nie miałem już ochoty na nic, a tym bardziej na jakieś zaczepki. Pod koniec lekcji nauczyciel wpisywał do swojego zeszytu wyniki prób skoków dosiężnych, których pomiarów dokonywaliśmy sobie sami wzajemnie. Ja mierzyłem wyniki Patryka, on moje. Gdy podałem wuefiście liczby, zapytał pół-żartem: „Na pewno, nie ściemniasz?”. Ale zanim zdążyłem zareagować, usłyszałem za plecami głos… Darka:„Na pewno, on nigdy nie kłamie proszę pana”. Ktoś z naszej grupy, chyba Damian, rzucił do niego: „Spadaj!”. Ale Darek nadal kręcił się w pobliżu (jego nauczyciel również był zajęty uzupełnianiem jakichś papierów) i prowokował. W końcu syknął dość głośno: „Prawda, Tomek, że nigdy nie kłamiesz? No przyznaj się, stanął ci kiedyś? Trzepałeś sobie…?”. Tego zdania już nie dokończył, bo naskoczyłem na niego w ułamku sekundy. W tym wieku to był bardzo śliski temat, łatwo można było przez jedno słowo stać się pośmiewiskiem całej grupy czy nawet szkoły. Dlatego zupełnie straciłem nad sobą kontrolę, przewróciłem go na ziemię, nie bronił się w ogóle, chyba nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony. Syknąłem tylko: „Tak, stanął mi kiedyś na drodze taki dupek jak ty!” i zacząłem go tłuc. Przytrzymywałem go kolanami do podłogi i waliłem w niego na oślep, jak popadnie, pięściami po twarzy, po ramionach, po brzuchu. Wpadłem w taki amok, że właściwie niewiele pamiętam z tego wydarzenia, tylko przebłyski, jak odciągają mnie koledzy, krew na twarzy Darka, potem jak wuefista prowadzi mnie do swojego gabinetu i zamyka w środku na klucz.
Dopiero po kwadransie siedzenia tam w miarę ochłonąłem. Z każdą minutą docierało do mnie, co zrobiłem. Pobiłem do krwi ucznia, w trakcie lekcji. Za znacznie mniejsze wybryki dostawałem ostatnio solidnie w tyłek, więc teraz to chyba mnie już na pewno wyrzucą ze szkoły… Pogrążając się w czarnych myślach, tkwiłem tak w kantorku wuefistów. W końcu drzwi się otworzyły i do środka weszła pani Teresa. Usiadła na drugim krześle i przez dłuższą chwilę się nie odzywała
- Nie wiem, co się z tobą dzieje, Tomek… – powiedziała zawiedzionym głosem – Kary, nagrody, upomnienia, nic na ciebie nie działa… Znowu pakujesz się w kłopoty.
- On mnie sprowokował, wszyscy słyszeli – odpowiedziałem
- To prawda, ale nawet jeśli, to nie usprawiedliwia twojej reakcji – odrzekła ostro
- Wiem – spuściłem głowę – A co z nim?
- Nic mu nie będzie, nos nie jest złamany, zęby też wszystkie ma. Pani pielęgniarka już go opatrzyła. Zaraz będą też w szkole rodzice Darka. Zdajesz sobie sprawę, że będziesz się teraz musiał sam przed nimi tłumaczyć?
- Tak – powiedziałem – Ale czy jest szansa, że nie zawiadomi pani moich rodziców, gdy wrócą? Nie chcę ich dodatkowo denerwować…
- Ja poszłabym ci na rękę, bo wciąż w ciebie wierzę – odrzekła pani Teresa – Ale to nie tylko ode mnie zależy. Mogę ci jedynie obiecać, że spróbuję porozmawiać z rodzicami Darka. Może zgodziliby się na to, że albo ja, albo oni sami wymierzą ci jakąś karę, a w zamian za to odstąpią od żądania zawiadomienia twoich rodziców i... i jeszcze poważniejszych konsekwencji. W tej sytuacji to byłby chyba jedyny wybór jaki masz…
- Proszę spróbować – powiedziałem po chwili namysłu. Pamiętałem co Mama obiecała mi za kolejne kłopoty z zachowaniem. Gdybym miał od niej dostać lanie, zwłaszcza na goły tyłek, umarłbym ze wstydu. Ale ze słów pani Teresy o "jeszcze poważniejszych konsekwencjach" wynikało, że to nie lanie od Mamy może być w tej chwili najgorsze. Ale np. policja, kurator, sąd, wydalenie ze szkoły...
Pani Teresa wyszła i dopiero po jakichś 10 minutach usłyszałem na korytarzu podniesione głosy. Drzwi otworzyły się i do środka weszło kilka osób. Obok mojej wychowawczyni znałem z nich tylko Darka, który z zaklejoną plastrem wargą i obrażoną miną ustawił się przy drzwiach. Pozostałe dwie osoby musiały więc być jego rodzicami. Tato Darka był niezbyt wysoki i krępy, na jego głowie praktycznie nie było już włosów, co trochę go postarzało. Mama Darka była nieco wyższa od swojego męża, wyglądała młodziej i przypominała trochę aktorkę Jamie Lee Curtis. W tej chwili wpatrywała się we mnie ze zdumieniem. Być może spodziewała się ujrzeć na moim miejscu barczystego dryblasa i jakoś ciężko było przyjąć do wiadomości fakt, że jej syna pobił niepozornie wyglądający trzynastolatek. Po chwili zdumienie jej chyba przeszło, bo wydarła się na mnie:
- Ty łobuzie, ty chuliganie! Co ty sobie wyobrażasz?! Patrz, co zrobiłeś mojemu dziecku!
Darek na szczęście nie wyglądał tragicznie, chociaż zdawałem sobie sprawę, że równie dobrze w tym amoku mogłem mu coś uszkodzić. Trudno, niech krzyczy, ważne, żeby to dziś zakończyć.
- Proszę się uspokoić – przerwała jej pani Teresa – Tomek został sprowokowany i jest na to wielu świadków. Ale oczywiście, jego zachowanie było karygodne i jako szkoła bardzo za tą sytuację przepraszamy. Tomek – zwróciła się teraz do mnie – rodzice Darka zgodzili się, aby uznać to za zdarzenie między nimi a tobą i nie wyciągać z tego dalszych konsekwencji, skoro Darkowi szczęśliwie nic się nie stało.
- Ale mogło się stać! – przerwała jej histerycznie mama Darka
- Tak, zdajemy sobie z tego sprawę – powiedziała pani Teresa – Moja propozycja jest więc taka: z naszej strony zostaniesz ukarany uwagą w dzienniku za niewłaściwe zachowanie w trakcie lekcji wf-u oraz stopniem nieodpowiednim z zachowania na semestr. Rodzice Darka również wymierzą ci karę i to zakończy sprawę.Wszyscy się zgadzają?
Kiwnąłem głową, podobnie mama Darka. Po chwili zapytała jeszcze:
- Możemy to załatwić w tym gabinecie?
- Naturalnie – powiedziała pani Teresa – Potem proszę nie zamykać, sprzątaczka przyjdzie tu za jakieś półgodziny. I proszę... proszę zachować umiar...
Po tych słowach wyszła, a ja zostałem sam na sam z Darkiem i jego rodzicami. Chłopak siedział przy drzwiach i gdyby nie plaster na twarzy, nic nie wskazywałoby, że jest z nim coś nie tak. Jego mama podeszła bliżej i patrząc mi prosto w oczy powiedziała:
- Twoja wychowawczyni się za tobą wstawiła, ale nie myśl, że cię ominie to, co ci się należy. A spróbuj protestować, to idziemy prosto do dyrektora i dzwonimy do twoich rodziców, gdziekolwiek są.
Nie zamierzałem protestować,w ogóle miałem już wszystkiego dość. Powinienem być teraz w domu i rozkoszować się wolnym mieszkaniem. Jakiś kretyn jednak niszczy to wszystko, a jeszcze do tego ja poniosę za to konsekwencje. Ta klątwa o której kiedyś myślałem, to chyba mimo wszystko nie było takie dalekie od prawdy… Moje rozmyślania przerwał jednak ponownie głos mamy Darka. Tym razem jednak nie skierowany do mnie.
- Andrzej, spuść mu lanie tak, jak ustaliliśmy – powiedziała stanowczo, a ja zobaczyłem, jak tata Darka odpina i wyciąga skórzany pas ze swoich spodni.
- Wstawaj! – rzucił do mnie
Posłusznie wstałem, a on odwrócił mnie i zmusił abym oparł się o biurko z wypiętym tyłkiem. Następnie ściągnął mi spodnie aż do kostek.
- Na gołą! – poleciła ostro mama Darka
Zanim się obejrzałem, moje majtki też powędrowały w dół. Stałem teraz z odsłoniętą pupą przed Darkiem i jego rodzicami i chyba właśnie wtedy dopiero do mnie dotarło, co się tak naprawdę dzieje. Zrobiło mi się niedobrze, jakoś tak zimno, zacząłem się chyba lekko trząść. Ale już było za późno. Na wszystko. Kątem oka zauważyłem jak tata Darka składa na pół swój pas, następnie lewą rękę opiera na moich plecach,przytrzymując mnie, a prawą pewnie zaraz wymierzy… AŁAAAA!!!! Na mój tyłek spadł tak solidny pas, że nie mogłem się powstrzymać od krzyku. Ładnie się zaczyna – pomyślałem tylko i… AŁAAAA!!! Drugi pas był równie solidny. A potem trzeci, czwarty, piąty… AŁ!!! AŁ!! AŁAAA!!! Krzyczałem z bólu po każdym.Dopiero teraz uzmysłowiłem sobie, że nigdy wcześniej nie dostałem lania od mężczyzny. Różnica była kolosalna, żadne lanie, które kiedykolwiek dostałem, nie było tak mocne jak to teraz. Po każdym uderzeniu pasa na moje gołe pośladki odruchowo przesuwałem je do przodu, jakbym chciał je oddalić od pasa. Ale to na nic, po chwili kolejny pas siekł skórę na mojej pupie. Już po piątym razie byłem pewny, że nie wytrzymam, nie wiem co zrobię, ale nie wytrzymam. Miałem dość, miałem łzy w oczach i wtedy właśnie przypomniałem sobie, że na to wszystko patrzy Darek. I pewnie uśmiecha się w duchu, że tak mnie załatwił. O nie! – pomyślałem – nie dam mu tej satysfakcji i się nie rozryczę. Będę wrzeszczeć na całą szkołę, ale się nie rozryczę! 
Pan Andrzej co chwilę dociskał moje plecy do biurka, zmuszając mnie w ten sposób do jeszcze większego wypięcia pupy. Pozycja, w której dostawałem lanie była wyjątkowo niewygodna, ale nic nie mogłem zrobić. Próbowałem rozszerzyć nogi, ale blokowały je spodnie i majtki owinięte wokół kostek. Uderzenie, mój wrzask, kolejne uderzenie, AŁAAA!!!, kolejne uderzenie. Ale im dłużej to trwało, tym bardziej byłem pewny, że wytrzymam. Upokorzeniem się nie przejmowałem, o tym, że trzy osoby patrzą na mój goły tyłek już niemal zapomniałem. Skupiłem się na sobie, na najprostszej reakcji. Uderzenie – AŁAA!!! Uderzenie – AŁAA!!! Uderzenie – AŁAA!!! Wszystkie myśli poświęciłem temu, aby jak najgłośniej krzyczeć po każdym kontakcie pasa z moim tyłkiem. Bo im głośniej krzyczałem, tym mniej boli – tak mi się wtedy wydawało.AŁAA!!! AŁAAA!!! AŁAAAAA!!! – wrzeszczałem chłopięcym głosem na całe gardło.
 - Czterdzieści, chyba wystarczy – mruknął pan Andrzej, a jego żona potwierdziła
Pan Andrzej przyłożył mi jeszcze jeden raz i coś powiedział „do słuchu”, ale nic już z tego co mówił nie zapamiętałem. W czasie, gdy wciągał w spodnie swój pas, a mama Darka ubierała płaszcz, ja nadal leżałem oparty o biurko, z wypiętą, strzaskaną pupą i ani drgnąłem.
- Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy – powiedziała mama Darka z wyższością i wszyscy opuścili pokój. Dopiero wtedy wyprostowałem się i naciągnąłem majtki. Czułem tylko, że mój tyłek jest bardzo gorący. Ale jak wyglądał, bałem się jeszcze wówczas spojrzeć… CDN

(pierwotnie opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl dnia 26.07.2012)

1 komentarz:

  1. Ja najbardziej boję się lania rzemienną dyscypliną, którą dostaje się za nieposłuszeństwo, tak że bardzo się pilnuję, by nie była w użyciu. Składa się z cienkich rzemieni z supełkami, które wpijają się w ciało, tak że uderzenia nią bardzo bolą. Gdy dostaję lanie wojskowym pasem, rózgą lub trzepaczką do dywanów to zaciskam zęby i staram się zachować fason jak przystało na dorosłego faceta i nie okazywać odczuwanego bólu. Jak mnie ćwiczą rzemienną dyscypliną to nie idzie udawać, że to nic takiego, bo boli jak skurczybyk i uderzenia nią tną do żywego, że świeczki stają w oczach, tak że drę się na całego.

    OdpowiedzUsuń