Ferie
zimowe minęły nudno i leniwie. Większość czasu przesiedziałem
przed telewizorem albo czytając książki. Pod koniec wolnego miałem
już tak dość monotonii, że niemal zatęskniłem za szkołą –
tam przynajmniej coś się działo.
Jednak
już pierwszy tydzień nowego semestru przyniósł nadmiar wrażeń.
Najpierw moi rodzice oznajmili, że muszą wyjechać na cztery dni aż
pod Warszawę w sprawach – jak to nazwali – biznesowych. Byłem
nauczony nie wtrącać się w „sprawy dorosłych”, więc nie
wnikałem o co chodziło (chociaż brzmiało dziwnie, skoro Mama
pracowała w biurze, a Tato w hurtowni i nie prowadzili wspólnie
żadnego "biznesu"). Najważniejsze było, że miałem
zostać w domu sam. Przez cztery dni! Szaleństwo! Żadnej kontroli,
żadnego nadzoru ze strony cioci czy babci, bo cała nasza rodzina
mieszkała zbyt daleko, żeby ktokolwiek mógł przyjechać, aby się
mną opiekować. Zresztą rodzice nawet nie rozważali takiej opcji –
od razu uznali, że skoro mam już 13 lat, to mogę zostać sam w
domu przez cztery dni i świat się od tego nie zawali. Jedyne, co
dla mnie zorganizowali, to poprosili sąsiadkę z parteru – panią
Irenę, abym mógł do niej przychodzić na obiad. Była to samotna
kobieta w wieku ok. 50 lat, której dzieci mieszkały za granicą.
Jej wolny czas wypełniało dbanie o przyblokową roślinność. I
chętnie zgodziła się przyjmować mnie na obiad, czuła się
zresztą dłużna moim rodzicom, bo kiedyś zaprosili ją na święta,
gdy jej dzieci nie mogły do niej w tym czasie przyjechać. Mama
zostawiła też mojej wychowawczyni numer telefonu do pani Ireny, w
razie gdyby ktoś ze szkoły potrzebował się skontaktować z kimś
dorosłym na miejscu.
Pierwszy
dzień niespodziewanej wolności minął fantastycznie. Szybko
zjadłem obiad u pani Ireny, a potem całe mieszkanie moje! Mnóstwo
telewizji, gier wideo, prysznic przy otwartych drzwiach łazienki,
kolacja w łóżku, spać tuż przed północą… Żyć, nie
umierać! Natomiast dzień drugi już od początku nie układał się
po mojej myśli.Mimo nastawionego budzika zaspałem, na szczęście
do szkoły dotarłem niemal równo z dzwonkiem na pierwszą lekcję.
Na lekcji trzeciej była godzina wychowawcza, po której pani Teresa
(moja wychowawczyni) poleciła mi zostać na chwilę. Myślałem, że
chodzi o nieobecność rodziców, że chce zapytać, jak sobie radzę
czy coś. Tymczasem, gdy do niej podszedłem, nie wspomniała o tym
ani słowem, natomiast oznajmiła, że w przyszłą środę zaczynają
się zajęcia poprawcze i żebym nie zapomniał być punktualnie.
-
Co takiego?! – zapytałem
-
Myślałam, że o tym słyszałeś – zdziwiła się – Każdy
uczeń, który miał z zachowania ocenę naganną albo
nieodpowiednią, ma obowiązek uczestniczyć przez kolejny semestr w
zajęciach poprawczych. Dwie godziny zegarowe raz na dwa tygodnie.
Będziecie tam mieć jakieś prace do zrobienia, nie wiem, grabienie
liści czy coś, poza tym też inne zajęcia, spotkania z pedagogiem
itd.
Odnośnie
tego zdziwienia chciałem nawet pani Teresie odpowiedzieć, że nie
mam w zwyczaju zadawać się ze szkolnymi chuliganami, więc skąd
mogłem wiedzieć o istnieniu takich zajęć. Ale dałem sobie
spokój. Cztery godziny dodatkowych zajęć w miesiącu, z bandą
największych obiboków i rozrabiaków. Świetnie, tylko tego mi było
trzeba…
A
potem było jeszcze gorzej.Na ostatniej lekcji był WF. Oprócz grupy
chłopców z mojej klasy, jednocześnie na sali gimnastycznej zajęcia
miała zawsze jakaś inne grupa, ale zwykle były to jakieś młodsze
klasy. A jak się okazało, w tym semestrze tą drugą grupą byli
chłopcy z równoległej VII B. Nie była to dla mnie najlepsza
wiadomość, bo wśród nich znajdował się niejaki Darek. Chłopak
mniej więcej mojego wzrostu, niezbyt wyróżniający się ani
wyglądem, ani wynikami w nauce, ale straszny palant. Nie wiedziałem
dlaczego od kilku miesięcy uwziął się właśnie na mnie. Zaczęło
się od tego, że jakoś jesienią próbował „pożyczyć” ode
mnie parę groszy. Oczywiście spławiłem go. Potem już niczego ode
mnie nie chciał, za to przy każdym spotkaniu dążył do jakiegoś
konfliktu. Zaczepiał, prowokował, groził, że skopie mi dupę albo
załatwi mnie tak, że wyląduję w szpitalu. Ignorowałem debila, bo
ani swoją posturą nie wzbudzał przerażenia, ani nie miał jakichś
własnych„ochroniarzy”, którzy mogliby mnie szczególnie
wystraszyć. Na szczęście mieszkał w zupełnie innej części
osiedla, więc w grę wchodziły tylko przypadkowe spotkania, których
starałem się unikać. Aż do tego WF-u na ostatniej środowej
lekcji…
Oczywiście
zauważył mnie, ale dopóki nasze grupy ćwiczyły na własnych
połowach sali gimnastycznej, nic się nie wydarzyło. I miałem
nadzieję, że tak pozostanie do końca. Chciałem już iść do
domu, wiadomość o zajęciach poprawczych kompletnie zepsuła mi
nastrój i nie miałem już ochoty na nic, a tym bardziej na jakieś
zaczepki. Pod koniec lekcji nauczyciel wpisywał do swojego zeszytu
wyniki prób skoków dosiężnych, których pomiarów dokonywaliśmy
sobie sami wzajemnie. Ja mierzyłem wyniki Patryka, on moje. Gdy
podałem wuefiście liczby, zapytał pół-żartem: „Na pewno,
nie ściemniasz?”. Ale zanim zdążyłem zareagować,
usłyszałem za plecami głos… Darka:„Na pewno, on nigdy nie
kłamie proszę pana”. Ktoś z naszej grupy, chyba Damian,
rzucił do niego: „Spadaj!”. Ale Darek nadal kręcił się
w pobliżu (jego nauczyciel również był zajęty uzupełnianiem
jakichś papierów) i prowokował. W końcu syknął dość głośno:
„Prawda, Tomek, że nigdy nie kłamiesz? No przyznaj się,
stanął ci kiedyś? Trzepałeś sobie…?”. Tego zdania już
nie dokończył, bo naskoczyłem na niego w ułamku sekundy. W tym
wieku to był bardzo śliski temat, łatwo można było przez jedno
słowo stać się pośmiewiskiem całej grupy czy nawet szkoły.
Dlatego zupełnie straciłem nad sobą kontrolę, przewróciłem go
na ziemię, nie bronił się w ogóle, chyba nie spodziewał się
takiej reakcji z mojej strony. Syknąłem tylko: „Tak, stanął
mi kiedyś na drodze taki dupek jak ty!” i zacząłem go tłuc.
Przytrzymywałem go kolanami do podłogi i waliłem w niego na oślep,
jak popadnie, pięściami po twarzy, po ramionach, po brzuchu.
Wpadłem w taki amok, że właściwie niewiele pamiętam z tego
wydarzenia, tylko przebłyski, jak odciągają mnie koledzy, krew na
twarzy Darka, potem jak wuefista prowadzi mnie do swojego gabinetu i
zamyka w środku na klucz.
Dopiero
po kwadransie siedzenia tam w miarę ochłonąłem. Z każdą minutą
docierało do mnie, co zrobiłem. Pobiłem do krwi ucznia, w trakcie
lekcji. Za znacznie mniejsze wybryki dostawałem ostatnio solidnie w
tyłek, więc teraz to chyba mnie już na pewno wyrzucą ze szkoły…
Pogrążając się w czarnych myślach, tkwiłem tak w kantorku
wuefistów. W końcu drzwi się otworzyły i do środka weszła pani
Teresa. Usiadła na drugim krześle i przez dłuższą chwilę się
nie odzywała
-
Nie wiem, co się z tobą dzieje, Tomek… – powiedziała
zawiedzionym głosem – Kary, nagrody, upomnienia, nic na ciebie
nie działa… Znowu pakujesz się w kłopoty.
-
On mnie sprowokował, wszyscy słyszeli – odpowiedziałem
-
To prawda, ale nawet jeśli, to nie usprawiedliwia twojej reakcji
– odrzekła ostro
-
Wiem – spuściłem głowę – A co z nim?
-
Nic mu nie będzie, nos nie jest złamany, zęby też wszystkie ma.
Pani pielęgniarka już go opatrzyła. Zaraz będą też w szkole
rodzice Darka. Zdajesz sobie sprawę, że będziesz się teraz musiał
sam przed nimi tłumaczyć?
-
Tak – powiedziałem – Ale czy jest szansa, że nie
zawiadomi pani moich rodziców, gdy wrócą? Nie chcę ich dodatkowo
denerwować…
-
Ja poszłabym ci na rękę, bo wciąż w ciebie wierzę –
odrzekła pani Teresa – Ale to nie tylko ode mnie zależy. Mogę
ci jedynie obiecać, że spróbuję porozmawiać z rodzicami Darka.
Może zgodziliby się na to, że albo ja, albo oni sami wymierzą ci
jakąś karę, a w zamian za to odstąpią od żądania zawiadomienia
twoich rodziców i... i jeszcze poważniejszych konsekwencji. W tej
sytuacji to byłby chyba jedyny wybór jaki masz…
-
Proszę spróbować – powiedziałem po chwili namysłu.
Pamiętałem co Mama obiecała mi za kolejne kłopoty z zachowaniem.
Gdybym miał od niej dostać lanie, zwłaszcza na goły tyłek,
umarłbym ze wstydu. Ale ze słów pani Teresy o "jeszcze
poważniejszych konsekwencjach" wynikało, że to nie lanie od
Mamy może być w tej chwili najgorsze. Ale np. policja, kurator,
sąd, wydalenie ze szkoły...
Pani
Teresa wyszła i dopiero po jakichś 10 minutach usłyszałem na
korytarzu podniesione głosy. Drzwi otworzyły się i do środka
weszło kilka osób. Obok mojej wychowawczyni znałem z nich tylko
Darka, który z zaklejoną plastrem wargą i obrażoną miną ustawił
się przy drzwiach. Pozostałe dwie osoby musiały więc być jego
rodzicami. Tato Darka był niezbyt wysoki i krępy, na jego głowie
praktycznie nie było już włosów, co trochę go postarzało. Mama
Darka była nieco wyższa od swojego męża, wyglądała młodziej i
przypominała trochę aktorkę Jamie Lee Curtis. W tej chwili
wpatrywała się we mnie ze zdumieniem. Być może spodziewała się
ujrzeć na moim miejscu barczystego dryblasa i jakoś ciężko było
przyjąć do wiadomości fakt, że jej syna pobił niepozornie
wyglądający trzynastolatek. Po chwili zdumienie jej chyba przeszło,
bo wydarła się na mnie:
-
Ty łobuzie, ty chuliganie! Co ty sobie wyobrażasz?! Patrz, co
zrobiłeś mojemu dziecku!
Darek
na szczęście nie wyglądał tragicznie, chociaż zdawałem sobie
sprawę, że równie dobrze w tym amoku mogłem mu coś uszkodzić.
Trudno, niech krzyczy, ważne, żeby to dziś zakończyć.
-
Proszę się uspokoić – przerwała jej pani Teresa – Tomek
został sprowokowany i jest na to wielu świadków. Ale oczywiście,
jego zachowanie było karygodne i jako szkoła bardzo za tą sytuację
przepraszamy. Tomek – zwróciła się teraz do mnie – rodzice
Darka zgodzili się, aby uznać to za zdarzenie między nimi a tobą
i nie wyciągać z tego dalszych konsekwencji, skoro Darkowi
szczęśliwie nic się nie stało.
-
Ale mogło się stać! – przerwała jej histerycznie mama Darka
-
Tak, zdajemy sobie z tego sprawę – powiedziała pani Teresa –
Moja propozycja jest więc taka: z naszej strony zostaniesz
ukarany uwagą w dzienniku za niewłaściwe zachowanie w trakcie
lekcji wf-u oraz stopniem nieodpowiednim z zachowania na semestr.
Rodzice Darka również wymierzą ci karę i to zakończy
sprawę.Wszyscy się zgadzają?
Kiwnąłem
głową, podobnie mama Darka. Po chwili zapytała jeszcze:
-
Możemy to załatwić w tym gabinecie?
-
Naturalnie – powiedziała pani Teresa – Potem proszę nie
zamykać, sprzątaczka przyjdzie tu za jakieś półgodziny. I
proszę... proszę zachować umiar...
Po
tych słowach wyszła, a ja zostałem sam na sam z Darkiem i jego
rodzicami. Chłopak siedział przy drzwiach i gdyby nie plaster na
twarzy, nic nie wskazywałoby, że jest z nim coś nie tak. Jego mama
podeszła bliżej i patrząc mi prosto w oczy powiedziała:
-
Twoja wychowawczyni się za tobą wstawiła, ale nie myśl, że cię
ominie to, co ci się należy. A spróbuj protestować, to idziemy
prosto do dyrektora i dzwonimy do twoich rodziców, gdziekolwiek są.
Nie
zamierzałem protestować,w ogóle miałem już wszystkiego dość.
Powinienem być teraz w domu i rozkoszować się wolnym mieszkaniem.
Jakiś kretyn jednak niszczy to wszystko, a jeszcze do tego ja
poniosę za to konsekwencje. Ta klątwa o której kiedyś myślałem,
to chyba mimo wszystko nie było takie dalekie od prawdy… Moje
rozmyślania przerwał jednak ponownie głos mamy Darka. Tym razem
jednak nie skierowany do mnie.
-
Andrzej, spuść mu lanie tak, jak ustaliliśmy – powiedziała
stanowczo, a ja zobaczyłem, jak tata Darka odpina i wyciąga
skórzany pas ze swoich spodni.
-
Wstawaj! – rzucił do mnie
Posłusznie
wstałem, a on odwrócił mnie i zmusił abym oparł się o biurko z
wypiętym tyłkiem. Następnie ściągnął mi spodnie aż do kostek.
-
Na gołą! – poleciła ostro mama Darka
Zanim
się obejrzałem, moje majtki też powędrowały w dół. Stałem
teraz z odsłoniętą pupą przed Darkiem i jego rodzicami i chyba
właśnie wtedy dopiero do mnie dotarło, co się tak naprawdę
dzieje. Zrobiło mi się niedobrze, jakoś tak zimno, zacząłem się
chyba lekko trząść. Ale już było za późno. Na wszystko. Kątem
oka zauważyłem jak tata Darka składa na pół swój pas, następnie
lewą rękę opiera na moich plecach,przytrzymując mnie, a prawą
pewnie zaraz wymierzy… AŁAAAA!!!! Na mój tyłek spadł tak
solidny pas, że nie mogłem się powstrzymać od krzyku. Ładnie się
zaczyna – pomyślałem tylko i… AŁAAAA!!! Drugi pas był równie
solidny. A potem trzeci, czwarty, piąty… AŁ!!! AŁ!! AŁAAA!!!
Krzyczałem z bólu po każdym.Dopiero teraz uzmysłowiłem sobie, że
nigdy wcześniej nie dostałem lania od mężczyzny. Różnica była
kolosalna, żadne lanie, które kiedykolwiek dostałem, nie było tak
mocne jak to teraz. Po każdym uderzeniu pasa na moje gołe pośladki
odruchowo przesuwałem je do przodu, jakbym chciał je oddalić od
pasa. Ale to na nic, po chwili kolejny pas siekł skórę na mojej
pupie. Już po piątym razie byłem pewny, że nie wytrzymam, nie
wiem co zrobię, ale nie wytrzymam. Miałem dość, miałem łzy w
oczach i wtedy właśnie przypomniałem sobie, że na to wszystko
patrzy Darek. I pewnie uśmiecha się w duchu, że tak mnie załatwił.
O nie! – pomyślałem – nie dam mu tej satysfakcji i się nie
rozryczę. Będę wrzeszczeć na całą szkołę, ale się nie
rozryczę!
Pan
Andrzej co chwilę dociskał moje plecy do biurka, zmuszając mnie w
ten sposób do jeszcze większego wypięcia pupy. Pozycja, w której
dostawałem lanie była wyjątkowo niewygodna, ale nic nie mogłem
zrobić. Próbowałem rozszerzyć nogi, ale blokowały je spodnie i
majtki owinięte wokół kostek. Uderzenie, mój wrzask, kolejne
uderzenie, AŁAAA!!!, kolejne uderzenie. Ale im dłużej to trwało,
tym bardziej byłem pewny, że wytrzymam. Upokorzeniem się nie
przejmowałem, o tym, że trzy osoby patrzą na mój goły tyłek już
niemal zapomniałem. Skupiłem się na sobie, na najprostszej
reakcji. Uderzenie – AŁAA!!! Uderzenie – AŁAA!!! Uderzenie –
AŁAA!!! Wszystkie myśli poświęciłem temu, aby jak najgłośniej
krzyczeć po każdym kontakcie pasa z moim tyłkiem. Bo im głośniej
krzyczałem, tym mniej boli – tak mi się wtedy wydawało.AŁAA!!!
AŁAAA!!! AŁAAAAA!!! – wrzeszczałem chłopięcym głosem na całe
gardło.
-
Czterdzieści, chyba wystarczy – mruknął pan Andrzej, a jego
żona potwierdziła
Pan
Andrzej przyłożył mi jeszcze jeden raz i coś powiedział „do
słuchu”, ale nic już z tego co mówił nie zapamiętałem. W
czasie, gdy wciągał w spodnie swój pas, a mama Darka ubierała
płaszcz, ja nadal leżałem oparty o biurko, z wypiętą, strzaskaną
pupą i ani drgnąłem.
-
Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy – powiedziała mama
Darka z wyższością i wszyscy opuścili pokój. Dopiero wtedy
wyprostowałem się i naciągnąłem majtki. Czułem tylko, że mój
tyłek jest bardzo gorący. Ale jak wyglądał, bałem się jeszcze
wówczas spojrzeć… CDN
(pierwotnie opublikowany na blogu szkolne-lanie.blog.onet.pl dnia 26.07.2012)
Ja najbardziej boję się lania rzemienną dyscypliną, którą dostaje się za nieposłuszeństwo, tak że bardzo się pilnuję, by nie była w użyciu. Składa się z cienkich rzemieni z supełkami, które wpijają się w ciało, tak że uderzenia nią bardzo bolą. Gdy dostaję lanie wojskowym pasem, rózgą lub trzepaczką do dywanów to zaciskam zęby i staram się zachować fason jak przystało na dorosłego faceta i nie okazywać odczuwanego bólu. Jak mnie ćwiczą rzemienną dyscypliną to nie idzie udawać, że to nic takiego, bo boli jak skurczybyk i uderzenia nią tną do żywego, że świeczki stają w oczach, tak że drę się na całego.
OdpowiedzUsuń