niedziela, 19 kwietnia 2020

(55.) Burzliwy początek wakacji (część 2.)

... a ja siedziałem w jej pokoju jak ten głupi chyba z 15 minut. Nie wiedziałem czy mam sobie iść, czy czekać, czy się jakoś wytłumaczyć. Teoretycznie mógłbym iść do domu, pies jest za płotem, nie rzuci się na mnie. Justyna pewnie się do mnie już nigdy nie odezwie, ale tej znajomości raczej nie będę żałować. Ale jeśli ja pójdę, a ona sobie coś zrobi w tej łazience....?

Więc czekałem kolejne długie minuty. Szum wody z kranu ustał, ale dopóki słyszałem z tej łazienki jakiekolwiek ludzkie odgłosy, uznałem, że nie będę interweniować. Poczekam aż sama wyjdzie. Pewnie każe mi wypierdalać i dołoży jeszcze parę inwektyw, ale - tak jak wspomniałem - nie będę żałować.

W końcu usłyszałem odgłos naciskanej klamki. Chwilę potem Justyna weszła do pokoju. W pierwszej chwili ciężko było poznać, że to ta sama osoba, co pół godziny temu. Włosy miała mokre i splątane, lekki makijaż zmyty zupełnie, oczy zaczerwienione... W jej postawie nie było nawet ćwierci tej pewności siebie, jaką dziewczyna prezentowała, gdy ją poznałem. Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem i usiadła na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach.
- Posłuchaj, ja... - przemogłem się po dłuższej chwili
- Nie, nic nie mów, proszę... - załkała - To ja... ja muszę... ja cię strasznie przepraszam... Boże, jaka ja jestem idiotka...
- Nie, wcale nie - zaprzeczyłem cicho
- Jestem! - powiedziała pewnie - A ty jesteś tak wspaniałym facetem, że nie chcesz tego dostrzec, ale tak jest. Tomek... ja... ty... chciałbym, żebyś zrozumiał, że... Nie wiem jak ci to powiedzieć...
- Rozumiem - powiedziałem - Chcesz się ze mną przespać, a alkohol cię ośmiela i...
- Nie, to zupełnie nie tak - przerwała mi szybko - Tomek... jak myślisz... ile razy w życiu ja... no wiesz... robiłam to... uprawiałam seks...?
- Eee - zamurowało mnie - Nie wiem, skąd mam wiedzieć takie rzeczy?!
- Jak myślisz, strzelaj...
- Kilka... naście... razy...? - palnąłem
- Nigdy! Ani razu! - zawyła
- Ale... aha... To chyba... dobrze... To znaczy, to chyba nic złego... Wiesz, ja też nigdy, nic, zupełnie... To znaczy ja mam dwa lata mniej od ciebie, ale to i tak... Mamy jeszcze czas, tak czy inaczej - próbowałem nieudolnie jakoś ją pocieszyć
- Połowa dziewczyn w mojej klasie już dawno się ruchała... A ja...
- To chyba normalne, że w tym wieku wszystkich nas do tego ciągnie, ale to nie znaczy, że...
- Nie, nie rozumiesz - przerwała mi ponownie - Ja nie chcę być gorsza od nich, więc jak z nimi rozmawiam, to mówię im, że ja też to robię... Wymyślam jakieś historie, że co tydzień, na sianie, za stodołą, że z chłopakiem co u nas pomaga w gospodarstwie...
- O, a kto to? - zainteresowałem się 
- Nie ma nikogo takiego! - zawyła jeszcze głośniej - Wymyśliłam go! Mówię im, że ma 20 lat, jest wysportowany i ma takiego wielkiego kutasa, że jak mnie rżnie to cała stodoła aż skrzypi... I wtedy czuję, że one mnie akceptują, że jestem jedną z nich... A w rzeczywistości... ja nigdy nawet loda nie robiłam... Ba, ja gołego faceta widziałam tylko na filmie. Dlatego...
- ... dlatego powiedziałaś "szczęściara" o Kseni, która widziała mój tyłek...
- Tak... I dlatego mnie tak ciągnie do ciebie, bo nam się fajnie gada i ja sobie od razu wyobrażam nie wiadomo co... Że wreszcie naprawdę poczuję to, o czym zmyślam tym laskom z mojej klasy. Że będę mieć jakieś doświadczenia. I nie będę się bać, że one mnie w końcu zdekonspirują, bo zmyślę coś takiego, że w to nie uwierzą...
- Oj tam... One na pewno też sporo dodają od siebie i koloryzują swój seks - pocieszyłem ją - W tym wieku każdy zmyśla, żeby postawić się w lepszym świetle.
- Naprawdę? - spojrzała na mnie i przestała płakać - Ty też?
- Też - uśmiechnąłem się
- Kurde, Tomek, ale ty jesteś naprawdę wspaniały... A ja, przez te moje wymysły, mogłam cię do siebie zupełnie zniechęcić...
- Nie, coś ty, wcale nie jestem wspaniały...
- Jesteś - przyznała poważnie - Każdy inny facet na twoim miejscu, jak by się do niego dziewczyna tak kleiła jak ja do ciebie, to by wykorzystał okazję i ją wydupczył... A ja... bym potem pewnie strasznie żałowała, że to się nie stało jakoś inaczej, normalnie...
- Ja bym nic nie zrobił, bo nie umiem - roześmiałem się - Przecież mówiłem ci, że nigdy tego nie robiłem, i... i chyba też chcę poczekać na lepszy moment.
- Masz rację - powiedziała Justyna - Przepraszam, że tak na ciebie leciałam i w ogóle... Ale po to mówię ci to wszystko, żebyś zrozumiał dlaczego...
- Rozumiem. I nie mam do ciebie żalu. Poza tym... jak się tak do mnie nie kleisz, to jesteś naprawdę bardzo fajną dziewczyną.
- Jeej, naprawdę tak myślisz?
- Tak. Chociaż wydaje mi się też, że za bardzo się różnimy, żebyśmy kiedyś... w przyszłości... mogli... no wiesz...
- Wiem - powiedziała z pogodnym uśmiechem - Ale zostaniemy kolegami? Spotkamy się czasem... na ławce w tym parku... żeby pogadać?
- Jasne! - zapewniłem
- Ekstra! - ucieszyła się
- I... mam nadzieję, że u ciebie się wszystko ułoży... Z tymi koleżankami...
- Jakoś na pewno... Jeszcze dwa lata w tej szkole i koniec. A może sama... no wiesz... zmądrzeję.
- Chciałbym ci jakoś pomóc...
- Chyba się nie da...
- A może... - ta myśl dosłownie przed chwilą wpadła mi do głowy - Może chciałabyś coś... zobaczyć? Żeby chociaż widzieć... nie tylko na filmie...
- Tomek, czy ty naprawdę chcesz... mi pokazać...?
- ... tylko jeśli ty chcesz zobaczyć - dodałem szybko - I tylko zobaczyć, nic więcej.
- Tak, pewnie, tylko zobaczyć... - zapewniła - Ale naprawdę chcesz?
- Skoro już tu jestem... - błysnąłem uśmiechem i raczej kiepskim żartem - I tak mnie to nic nie kosztuje.
- To... to dawaj... - powiedziała cicho

Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Pomysł mi wpadł do głowy szybko, ale jak go zrealizować - tego już nie przemyślałem. Ale skoro się rzekło... Wstałem z łóżka, stanąłem tyłem do Justyny i zsunąłem spodnie. Luźne, eleganckie sztruksy, które włożyłem na zakończenie roku szkolnego, gładko zjechały mi aż do kostek. Chciałem zrobić krok do tyłu, ale potknąłem się o własne spodnie i prawie przewróciłem. Uratowało mnie podparcie się prawą dłonią o chłodną podłogę.
- Nic ci nie jest? - przestraszyła się Justyna
- Nie, ale chyba lepiej się tego pozbędę - powiedziałem, po czym ściągnąłem spodnie przez buty i rzuciłem na stojące obok krzesło. Za chwilę to samo zrobiłem z majtkami. Granatowe slipki dołączyły do sztruksowych spodni. Podwinąłem koszulę i zaprezentowałem dziewczynie swój tyłek w pełnej krasie...

- Mam się obrócić? - zapytałem, gdy Justyna przez dobre dwie minuty kontemplowała moje pośladki
- Jeśli możesz.... - poprosiła
- Mogę, jeśli już się napatrzyłaś - zaśmiałem się
- Mogłabym się patrzyć całą godzinę na twoją dupkę, ale... to z przodu też bym chciała zobaczyć - zachichotała
Byłem trochę zestresowany, ale przecież sam to wymyśliłem, więc nie mogłem się teraz wycofać. Jeden ruch i po raz pierwszy w życiu jakaś dziewczyna będzie oglądać mojego penisa... Wziąłem głęboki oddech i nadal trzymając koszulę podciągniętą niemal do pępka, zacząłem obrót o 180 stopni...

... zanim jednak doszedłem choćby do 90 stopni, gdzieś na dole potężnie trzasnęły drzwi. Justyna aż się poderwała na łóżku. Po chwili dało się słyszeć tupanie i szuranie, jakby ktoś ciągnął coś wielkiego po podłodze, a zaraz potem krzyki i wrzaski. Stałem jak zamurowany, goły od pasa w dół, gdy Justyna ostrożnie wyjrzała za drzwi, chwilę nasłuchiwała, a potem zrobiła kilka kroków w kierunku schodów i ponownie nasłuchiwała. Drzwi domknęły się, ale za chwilę otworzyły się gwałtownie, gdy dziewczyna wpadła do pokoju jak burza.
- Tomek, chowaj się! - syknęła - Ojciec wrócił wcześniej i jest wkurwiony jak nie wiem...
- Ale... ale... - spanikowałem - Gdzie?
- Pod łóżko! - wskazała, jednocześnie wciskając mi w ręce spodnie, które wisiały na krześle. Na schodach zadudniły ciężkie kroki.

Wciągnąłem spodnie jak najszybciej potrafiłem i natychmiast zanurkowałem pod łóżko. Różowy koc zwisał dość nisko, ale i tak miałem wrażenie, że mnie widać, skoro tylko z jednej strony mebel przylegał do ściany. Nic już się jednak nie dało z tym zrobić. Dosłownie kilka sekund później drzwi pokoju Justyny otworzyły się ponownie i ktoś wszedł, bez pukania. Zobaczyłem tylko szare, robocze gumowce, utytłane w zaschłym błocie.
- Świadectwo! - warknął gruby, męski głos
- Proszę, tato - głos Justyny lekko drżał
W czasie, gdy ojciec przeglądał szkolne świadectwo dziewczyny, ja starałem się nie oddychać. Nie było to łatwe, bo drobinki kurzu łaskotały mnie w nos. I nagle uzmysłowiłem sobie, że w tym ferworze przed chwilą nie założyłem majtek. Wciągnąłem tylko spodnie, a moje granatowe slipki wciąż wisiały na oparciu krzesła, które stało na środku pokoju, wystawione niemal na widok publiczny. Jeśli ojciec Justyny je zobaczy, będzie to dla mnie wyrok śmierci... Chłopięca bielizna w pokoju córki to nie jest coś, co mógłby zlekceważyć. Na pewno przeszuka pokój, a przestrzeń pod łóżkiem to pierwsze miejsce w które zajrzy, a ostatecznie drugie - po szafie. Jakiekolwiek tłumaczenia nie będą miały sensu. Córka w koszulce na ramiączkach i z mokrymi włosami. Pod łóżkiem chłopak w samych spodniach i koszuli, jego majtki - na krześle... Wszystko to będzie wyglądać jednoznacznie. Na żadne wyjaśnienia nie będzie czasu. Oboje z Justyną dostaniemy kablem albo rzemieniem na gołe dupy, aż nam spuchną jak balony... Co ja znowu narobiłem...?!

- Mhm - mruknął coś ojciec Justyny, co chyba oznaczało akceptację świadectwa dziewczyny, po czym dodał - Dobrze, córcia, że chociaż ty, bo ci dwaj gówniarze nie zdali...
- Nie zdali do następnej klasy? - jęknęła Justyna, a ja zrozumiałem, że chodzi o jej braci. W tym jęknięciu było coś przerażającego
- Przeż mówię! Obaj! Ich chyba popierdoliło! - sapał mężczyzna - Ale popamiętają oni ruski miesiąc, oj popamiętają...
Zaraz potem trzasnęły drzwi, a po chwili ponownie usłyszałem ciężkie kroki na schodach. Tym razem odgłos się oddalał. Tato Justyny szedł w dół, na parter. Dziewczyna natychmiast zajrzała do mnie pod łóżko:
- Wyłaź, szybko! - szepnęła, a gdy się wygramoliłem złapała mnie za ramiona - Tomek, musisz spadać, uciekać, rozumiesz! Tu zaraz... zaraz będzie piekło!
- A nie mogę... nie wiem... schować się i przeczekać pod tym łóżkiem... czy coś...?
- To nic nie da, potem będzie jeszcze gorzej - wydusiła Justyna. Była cała roztrzęsiona i bliska płaczu - Przepraszam cię, ale musisz wiać...

Na parterze dały się słyszeć kolejne hałasy i krzyki, a potem dźwięk jakby ktoś przewrócił krzesło.
- Tobie nic nie grozi? - zapytałem nerwowo
- Nie, mi nic nie będzie - zapewniła - Ale jakby ciebie znalazł... Och, Tomek, jaki ty jesteś wspaniały! Jeszcze martwisz się o mnie!
Po czym złapała mnie obiema dłońmi za szyję, a ustami natychmiast przylgnęła do moich. W głowie mi się zakręciło, dłuższa chwila minęła zanim się zorientowałem co się dzieje, ale gdy już wstępnie oprzytomniałem, moimi ustami złapałem jej wargi i całowałem się namiętnie po raz pierwszy w moim życiu...

Nawet nie wiedziałem, kiedy znaleźliśmy się przy drzwiach. Zanim dziewczyna je otworzyła, wyszeptała mi do ucha:
- Zejdź cicho po schodach i stań na ostatnim stopniu. Ojciec na pewno leje braciaków w tym pokoju po prawej, bo zawsze nas tam leje. Wyjrzyj ostrożnie i zobacz co się dzieje. Jak będzie obrócony plecami do ciebie, to się przemknij prosto do drzwi wyjściowych. Są otwarte, jest tylko taka zasłonka na muchy w drzwiach. Jak już wyjdziesz z domu, to idź wzdłuż płotu na lewo, nikt cię nie zobaczy wtedy. A potem jak już wyjdziesz na drogę to trafisz do przystanku, nie?
- Trafię - przytaknąłem - A jak mnie zobaczy twój tato jak się będę przemykał?
- Wtedy uciekaj jak szybko dasz radę. Może chwilę cię będzie gonił, ale nie długo. Wtedy przynajmniej ty się uratujesz...
- Nie! Jak mnie zobaczy to wrócę i wyjaśnię wszystko, nie zostawię cię samej! - mimo tego, co działo się przez ostatnie dwie godziny, teraz czułem się za Justynę w jakiś sposób odpowiedzialny, tak jakby to była moja siostra albo... dziewczyna...

- Z ojcem nie ma wyjaśnień i tłumaczeń - syknęła - Chcesz dostać 50 razy mokrym rzemieniem na goły tyłek? Albo kablem? Po kablu nie usiądziesz na dupie przez miesiąc!
- Ale jak nie wrócę, to on ciebie zleje...
- Nie pierwszy raz i nie ostatni na pewno... - przyznała Justyna ze smutkiem - Jakoś sobie dam radę. A ty rób tak, żeby cię nie zauważył, to wtedy nie będzie problemu - dodała i ponownie przyssała mi się do ust. Objąłem ją za szyję i marzyłem, żeby ta chwila trwała przez całe wakacje...

Nie mogła jednak trwać dłużej niż dwie minuty. Po upływie tych cudownych sekund, zlizując z warg truskawkową szminkę, skradałem się w dół po schodach. Zdjąłem buty i szedłem na paluszkach, w samych skarpetkach. Dotarłem do ostatniego stopnia i zgodnie z instrukcją Justyny zatrzymałem się. Wziąłem głęboki oddech i ostrożnie wyjrzałem za róg ściany. Widok, który ujrzałem, miał mi się na długo utrwalić w pamięci.

Na środku dużego pokoju ustawiona była wielka ława (taki rodzaj stołu). Oparci o nią byli dwaj wysocy i chudzi chłopcy. Wyglądali niemal identycznie, nawet fryzury mieli takie same. Obaj byli nadzy od pasa w dół, nie mieli nawet butów ani skarpetek - mieli na sobie tylko białe koszule, które zwisały im na gołe tyłki. Pośladki tego po lewej były naznaczone kilkoma mocno czerwonymi pręgami. Ten po prawej wciąż miał bladą pupę, ale zaraz to chyba miało się zmienić, bo cały dygotał jakby w pokoju był tęgi mróz, a nie parny, letni dzień. Pomiędzy chłopakami stał ich ojciec. Wąsaty, przysadzisty mężczyzna w czapce z daszkiem i bawełnianej koszuli. Na jego stopach rozpoznałem gumofilce, które kilka minut wcześniej widziałem spod łóżka Justyny. Mężczyzna trzymał w prawej dłoni zwinięty pęk kilku solidnych rzemieni. Zanurzył dyscyplinę w wodzie z blaszanego wiadra, które stało obok ciśniętych niedbale spodni i butów chłopaków. Potem lewą ręką podciągnął roztrzęsionemu bliźniakowi koszulę i zmusił go do pochylenia się. Na idealnie wypięty teraz goły tyłek chłopaka spadła potworna seria uderzeń. Ojciec prał rzemieniem z szybkością chyba trzech uderzeń na sekundę i z siłą oraz zawziętością, jakby od tego miało zależeć całe jego życie. Brat Justyny wrzeszczał jak opętany, ale całe lanie trwało zaledwie pół minuty. Mimo tak krótkiego czasu, tyłek chłopaka zmienił kolor z bladego na czerwony. Tymczasem ojciec ponownie zanurzył rzemień w wodzie i wrócił do pierwszego z bliźniaków. Zrozumiałem, że będą dostawać takie koszmarne serie na przemian, co najmniej kilka razy, aby dłużej wytrzymali i mogli przyjąć więcej razów. Nie było więc na co czekać. Zebrałem się w sobie i gdy tato Justyny siłą zmuszał pierwszego z braci do większego wypięcia tyłka, w ułamku sekundy przemknąłem przez korytarz jak najciszej tylko potrafiłem. Nikt mnie nie zauważył. Gdy wypadłem na podwórko, krzyk chłopaka zagłuszył szczekanie psa. Nie ubierając butów, w samych skarpetkach pomknąłem w kierunku drogi. Wrzaski bitych braci Justyny, ulatujące na całą wieś przez otwarte okno pokoju, słyszałem jeszcze kilkadziesiąt metrów od gospodarstwa...

W głowie mi szumiało, a nabrzmiałe żyły na skroni pulsowały zawzięcie, ale dopiero po kilku minutach biegu zdecydowałem się odpocząć. W miejscu, gdzie polna droga do domu Justyny łączyła się z asfaltową szosą, usiadłem na trawie i założyłem buty na skarpetki, które wcześniej były białe, ale teraz prezentowały wszystkie odcienie szarości i czerni. Chwilę odpocząłem i już nie biegiem, ale szybkim krokiem, poszedłem w stronę przystanku. Odetchnąłem jednak dopiero wtedy, gdy zamknęły się za mną drzwi podmiejskiego autobusu. Za niecały kwadrans byłem już w moim mieście. Patrząc na znajome miejsca i budynki czułem się jakbym wrócił z piekła. Gdyby nie namiętne pocałunki Justyny ten dzień uznałbym za jeden z najgorszych w moim życiu. Sam wprawdzie nie ucierpiałem, nic mi się nie stało, nikt mnie nie zlał, ale najadłem się strachu, że wystarczy mi na kilka lat, a krzyk braci Justyny, którym rzemień ojca siekł tyłki na miazgę, wciąż jeszcze miałem w uszach...

Już bez przeszkód dotarłem na moje osiedle. Przed blokiem czekała na mnie kolejna tego dnia niespodzianka. Na ławce siedziała Beata i robiła opaskę na rękę metodą węzełkową. Na mój widok rozpromieniła się, ale dopytywała się, gdzie byłem, gdy mnie nie było. Wprawdzie nie czekała na mnie od samego zakończenia uroczystości w szkole, bo była jeszcze potem w domu, ale i tak siedziała na tej ławce już prawie godzinę. Wymyśliłem coś na szybko o ostatnim "normalnym" zakończeniu roku szkolnego i konieczności "poświętowania" tej okazji z kolegami z klasy, w parku. Nie drążyła dalej, a ja czym prędzej zaprosiłem ją do mieszkania. Chciałem jak najszybciej zmienić brudne ciuchy i trochę je przeprać, zanim wrócą moi rodzice.

Wpuściłem Beatę do mojego pokoju, a sam w tym czasie zdjąłem skarpetki i wrzuciłem je do pralki. Spodnie nie były już tak brudne jak skarpetki, więc spokojnie mogłem je zdjąć w pokoju. Beata nieraz widziała mnie już w slipkach. Wszedłem więc do siebie, dziewczyna akurat wyjmowała z siatki resztę moich książek i zeszytów z poprzedniego półrocza, które jej pożyczyłem w tym semestrze, aby podciągnęła sobie oceny. Uśmiechnąłem się do niej, wyjąłem z szuflady świeże krótkie spodenki i rozpiąłem eleganckie sztruksy. Gdy zdejmowałem je, Beata, która coś do mnie wciąż mówiła, nagle urwała w pół słowa.
- Tomek, a gdzie ty masz... majtki? - powiedziała patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami
- Eee... co? - zgłupiałem, ale zaraz oprzytomniałem. Wydarzenia minionej godziny spłynęły naraz i połączyły mi się w umyśle w jedną całość.

Gdy tato Justyny szedł po schodach, wciągnąłem naprędce na siebie tylko spodnie. Majtki zostały na krześle, ale pamiętałem o nich leżąc w kryjówce pod łóżkiem. Miałem je założyć zaraz potem, gdy mężczyzna wyjdzie z pokoju, ale Justyna skołowała mnie swoim nagłym przekonaniem, że muszę szybko uciekać, bo w jej domu rozpęta się piekło. W ogóle zapomniałem o tych slipkach, które pewnie nadal leżą teraz na krześle w pokoju Justyny (miałem nadzieję, że je szybko schowa na dno swojej szuflady albo wyrzuci), a ja stałem na środku swojego pokoju, goły od pasa w dół, w lewej ręce trzymając właśnie ściągnięte spodnie...

Rzuciłem sztruksy na łóżko i zasłoniłem "klejnoty" obiema dłońmi.
- Bo wiesz, rano zaspałem i tak się bałem, że się spóźnię do szkoły na rozdanie świadectw, że w pośpiechu wciągnąłem tylko spodnie - tłumaczyłem się - Zapomniałem o tym zupełnie, inaczej przebrałbym się w łazience...
Ale Beata nie słuchała moich tłumaczeń. Patrzyła teraz mi prosto w oczy spojrzeniem, jakiego nigdy u niej nie widziałem. Wstała z kanapy i podeszła do mnie na wyciągnięcie ręki. Na mojej twarzy czułem jej przyspieszony oddech.
- No pokaż, nie wstydź się. Już i tak trochę zobaczyłam - powiedziała zmienionym głosem, wciąż patrząc mi prosto w oczy. Poczułem, że jej prawa ręka niemal siłą odsuwa moje dłonie, zakrywające wciąż kurczowo to, co faceci mają między nogami. Do tej pory Beata widziała tylko kawałek mojego tyłka, znacznie mniej niż widziały inne dziewczyny w różnych sytuacjach. Znajomość z nią, przyjaźń właściwie, a momentami coś jeszcze więcej, była dla mnie na tyle wyjątkowa, że nie chciałem się z "tymi sprawami" spieszyć. Zresztą, oboje tak ustaliliśmy. Teraz jednak, zupełnie przypadkowo, sytuacja chyba wymknęła się spod kontroli.

Beata prawą ręką odsunęła wreszcie moje dłonie, a lewą złapała mnie TAM. Poczułem miękkość i ciepło jej dłoni. Delikatnie popchnęła mnie w kierunku kanapy. Gdy poczułem za kolanami mebel, ugiąłem je i opadłem na łóżko. Beata wskoczyła na nie i usiadła mi okrakiem na udach. Pochyliła się do przodu, prawą ręką gładząc mi włosy, a lewą wciąż robiąc mi "dobrze".
- Pomagałeś mi cały rok, oddałeś mojej siostrze swoje miejsce na koloniach. Zasłużyłeś - wyszeptała mi do ucha
Przymknąłem powieki. Potem pamiętałem już tylko jej dotyk i ciepło jej dłoni...

1 komentarz: